Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Autor

Izabela Leszczyńska

Lista artykułów:

Przypadła mu rola agitatora

Przypadła mu rola agitatora

Podobają mi się zęby tego pana. Ładne. Z taką szparką w środku – zachwycała się Ewa Szyszko, gimnazjalistka siedząca w pierwszym rzędzie na lekcji o unii, którą prowadził aktor i reżyser Olaf Lubaszenko.

Pierwszy chłop na dole

Pierwszy chłop na dole

W 20-rocznicę wydobycia pierwszej tony węgla na Bogdance odszukaliśmy bohatera prasowych i filmowych relacji z minionych lat. Lucjana Stysia, gospodarza ze wsi Bogdanka, rolnika który w 1975 roku, w wieku 37- lat z stawał się górnikiem. Kopalnia przez ćwierć wieku urosła w potęgę. Jak potoczyły się losy pioniera Bogdanki?

Według służb ochrony środowiska masarnia w Kolonii Zamek koło Modliborzyc  jest „bardzo czysta”. Zdenerwowani sąsiedzi  masarni życzą inspektorom, by pomieszkali z nimi choć przez parę dni...

Według służb ochrony środowiska masarnia w Kolonii Zamek koło Modliborzyc jest „bardzo czysta”. Zdenerwowani sąsiedzi masarni życzą inspektorom, by pomieszkali z nimi choć przez parę dni...

Dostaliśmy sygnał z Modliborzyc, że masarnia w Kolonii Zamek wyrzuca odpady poubojowe za płot. Lądujące w dolinie resztki dla niepoznaki przysypywane są ziemią, ale dokuczliwy smród w powietrzu zostaje. Wtorek, 29 października, godzina 15.10. Baza starej GS w Modliborzycach, tuż przy drodze krajowej Lublin–Rzeszów, jest rozparcelowana na prywatne biznesy. Właściciel jednej z firm przybliża problem: – Okolica cuchnie coraz bardziej. Najgorzej jest po południu. Zresztą co tu opowiadać – dobrze pani trafiła. Przejdziemy. Sama pani zobaczy... Przecinamy plac firmy. Przeskakujemy krzaki pełniące rolę ogrodzenia. Tuż za polem oziminy teren nagle opada. Na dole wielkie kałuże. – Jeszcze pięć lat temu był tutaj staw, można było wędkować – informuje rozmówca. Na drugim brzegu doliny ziemia świeżo usypana. Odnoszę wrażenie, że na niedostępnym zboczu prowadzone są prace ziemne, konkretnie – niwelacja terenu. Z dala widać estetyczne białe budynki gospodarcze kryte czerwoną blachą, ogrodzone wysokim betonowym parkanem. Tuż przy nasypie stoi koparka. – Tam jest masarnia. To z niej wyrzucane są w dolinę poprodukcyjne resztki. Ze skarpy wychodzi rura, z niej też coś cieknie. W zimie, jak śniegu napada, w dolinie, zamiast biało, jest czerwono od krwi. Masarnia istnieje dwanaście lat. Długo był spokój dopiero od dwóch lat smród stał się dokuczliwy… Blaszana brama w parkanie ubojni nagle się otwiera. Nad skarpę wychodzi mężczyzna. Pcha taczkę. Widać, że ciężka, bo sylwetka jest mocno pochylona. Kieruje się wprost na drewniany pomost wiszący nad zboczem. Po chwili zawartość taczki ląduje na dole. – Tak właśnie usuwane są odpady z rzeźni... – pada komentarz zza moich pleców. Nie wierzę własnym oczom! Muszę sama zobaczyć z bliska, co spadło z pomostu. Mój przewodnik myśli głośno: – Kiedyś można było przejść tędy na drugą stronę suchą nogą... Idziemy groblą. Mężczyzna rezygnuje z dalszej wyprawy. Ja, z aparatem fotograficznym, podchodzę bliżej pomostu. I co widzę: grzęzawisko, a na środku sterta sierści poplamionej krwią. Kłaki są długie, nie należały chyba do świni. Od krowy też nie są, bo te bywają różnej maści, a zaplamiona krwią sierść jest biała. Pierwsze skojarzenie: owca? Nie, to raczej owczej wełny nie przypomina… Nim rozwiążę zagadkę, paskudny zapach nakazuje mi odwrót. Większość mieszkańców gminy, z którymi rozmawiam, potwierdza, że masarnia jest uciążliwa. – Fetor jest taki, że momentami przyprawia człowieka o ból głowy – mówi pani Stanisława. – Okna nie można otworzyć, żeby dom przewietrzyć. Dzieci, z powodu przykrego zapachu, nie chcą się bawić na podwórku... Poirytowani ludzie uciekali się do perswazji. – Na początku próbowaliśmy rozmawiać z właścicielem masarni – mówi miejscowy przedsiębiorca. – Efekt był taki, że przez dwa tygodnie było lepiej. Dowiedzieliśmy się, że masarnia nie jest podłączona do kanalizacji, i bywa, że szambo się przeleje, zanim przyjedzie samochód MPGK z Janowa Lubelskiego. Nas nie interesuje, że beczkowóz nie zdążył dojechać. My się trujemy. Ktoś inny przytacza obraz bliski klimatem noweli Żeromskiego „Rozdziobią nas kruki, wrony”. – Sfora psów co dzień włóczy się po kraterze. Wychudzone przybłędy penetrują dolinę, nie można ich stamtąd wykurzyć. To jest koszmar! Mieszkańcy Koloni Zamek skierowali skargę do janowskiego sanepidu. W biurze dyrektora usłyszeli, że za sprawę odpowiedzialna jest inspekcja weterynaryjna. Zadzwoniliśmy do sanepidu. – My tylko opiniujemy obiekty, nadzór bieżący nad ubojniami i masarniami sprawują służby weterynaryjne – mówi Grażyna Kamińska, dyrektor Stacji Sanitarno Epidemiologicznej w Janowie Lubelskim. Mieszkańcy nie dali za wygraną. Poirytowani opinią janowskiego sanepidu zadzwonili do lubelskiej firmy wyszukanej z książki telefonicznej, mającej w nazwie: ochrona środowiska. Tam doradzono im... nagłośnić sprawę w mediach. Wykręcam ten sam numer, co mieszkańcy: 744-48-93. Rozmówczyni bez trudu kojarzy sprawę. – Robimy pomiary oświetlenia, badamy natężenie hałasu, mikroklimat stanowiska pracy, ale nie badamy emisji przykrych zapachów. W Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Lublinie dowiadujemy się, że niedawno masarnia w Kol. Zamek była rutynowo sprawdzana. – Ocena z 3 października br., podpisana przez głównego specjalistę inż. Krystynę Michnę i starszego specjalistę mgr. Romana Gulbierza brzmi: „zakład jest bardzo czysty” – informuje Teresa Mazurek, kierownik Wydziału Inspekcji WIOŚ. Zgodnie ze wskazówką przedstawicielki sanepidu dzwonimy do Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii (służby weterynaryjne mają nadzór nad ubojniami na mocy ustawy o inspekcji weterynaryjnej). Jan Sławomirski, Lubelski Wojewódzki Lekarz Weterynarii, obiecuje jeszcze dziś wysłać kontrolerów pod wskazany adres. – Sprawdzimy gospodarkę odpadami poubojowymi. Niepotrzebne resztki muszą być odstawiane do zakładu utylizacyjnego. * * * • Sąsiedzi narzekają na smród z masarni. Czy wie pan o tym? – pytam Macieja Bielówkę, prezesa Zakładu Przetwórstwa Mięsnego w Kolonii Zamek. – Znam problem. Flaki posegregowane w kontenerach śmierdzą. Zawartość pojemników zabiera samochód podrzeszowskiego zakładu utylizacji trzy razy w tygodniu. Czasami fetor bywa tak silny, że nie podchodzę do kontenerów, bo mnie głowa boli. Najgorzej jest w czasie upałów, wiatr roznosi zapach po okolicy. • Dlaczego odpady wyrzucacie w dolinę? – W dolinie odkładamy treść żołądkową, która przez okolicznych rolników jest zabierana jako obornik. Przy produkcji sięgającej rocznie setki ton, zakopywanie odpadów w ziemi nie wchodzi w grę – dodaje prezes. Prezes Bielówka ubolewa, że w sąsiedztwie masarni przybywa domów jednorodzinnych. Gdy zaczynali działalność, okolica była kwalifikowana jako tereny przemysłowe. Zaznacza, że zakład przez lata był wielokrotnie modernizowany. Teraz, w ramach dostosowania się do norm Unii Europejskiej, stara się o pomoc z programu SAPARD na zakup nowych technologii. – Jesteśmy ujęci w gminnych planach budowy kanalizacji, jeśli będą pieniądze, za rok zostaniemy podłączeni do sieci sanitarnej – mówi prezes. – Na wiosnę mieliśmy kontrolę inspekcji weterynaryjnej i przedstawicieli Unii Europejskiej. Nie chwaląc się – wypadliśmy dobrze. Problem smrodu zniknie za rok, bo uboju nie będzie… • Dlaczego? – Wchodzimy do Unii. Zachód nie ma problemu z paskudnymi zapachami: odpady przechowywane są w chłodniach. Poza tym to, co u nas robi jeden zakład przetwórstwa mięsnego, w krajach piętnastki wykonuje kilka firm. Zajmują się wybiórczo: ubojem, segregacją mięsa, zagospodarowaniem odpadów poubojowych, itp. W ramach dostosowania do standardów Unii zamierzamy zrezygnować z uboju, choć to jeszcze nie jest przesądzone. Tak czy inaczej, za rok może dwa problem z odorem zniknie. Prezes oprowadza mnie po zakładzie. Na ścianie biura grawerowany tytuł Asa biznesu 2001, także wyróżnienia za Dobrą Praktykę Produkcyjną i Dobrą Praktykę Higieniczną. Widać rozmach inwestycyjny, dostosowany do kalendarza wejścia Polski do Unii Europejskiej. Niestety, w końcu nos daje znać, że wchodzimy w strefę gromadzenia odpadów poubojowych. Idziemy tym samy torem, co pracownik z taczką, którego widziałam wczoraj, jak wyrzucał odpady. Nad skarpą jednak... ani śladu pomostu! Traf chciał, że w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj stała konstrukcja, pies – najwidoczniej pies – rozgrzebał zakrwawioną szczecinę. – Grunt należy do nas. Prowadzimy niwelację terenu pod budowę hali produkcyjnej – wyjaśnia prezes. • A gdzie pomost, z którego zrzucane są odpady? – Nie ma żadnego pomostu. To mity, że wyrzucamy tutaj odpady – zapewnia prezes. Mieszkańcy: – Widzi pani? Rozebrali pomost! Wszystkie brudy przysypali ziemią. Oni wiedzą, że nikt sitem tej ziemi nie będzie przesiewał. Trudno z nimi wygrać. Bawią się z nami w kotka i myszkę. A my się trujemy. Psy zarazę mogą roznosić. Co na pokrwawioną szczecinę na zboczu mówią służby weterynaryjne? Po pierwszym sygnale z Dziennika Powiatowy Lekarz Weterynarii w Janowie Lubelskim Roman Jarosz skontrolował zakład, po czym poinformował szefa (lekarza wojewódzkiego), że nie ma zastrzeżeń do masarni. • Ale czy dopuszczalne jest wyrzucanie zakrwawionej szczeciny za płot?! – Tym powinna się zająć ochrona środowiska albo policja. Ktoś może świnię zabić i wyrzucić odpady do lasu. Zarzut trzeba poważnie rozpatrzyć – mówi Jan Sławomirski, wojewódzki lekarz weterynarii. Jestem już zmęczona wykręcaniem kolejnych numerów, szukając kompetentnej instytucji, która przejęłaby się problemem i – co najważniejsze – zechciała go rozwiązać. Zbiegiem okoliczności dzwoni telefon z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Przy słuchawce Teresa Mazurek. Tym razem kawa na ławę – opowiadam, co widziałam i słyszałam i co udało mi się utrwalić na zdjęciach. – Gdyby wpłynęła skarga, gdyby była osoba, która by nam pokazała, gdzie i co sprawdzić, zajęlibyśmy się sprawą jeszcze tego samego dnia – mówi Teresa Mazurek. – Nam trudno trafić w takie miejsca. My przyjeżdżamy na zakład i sprawdzamy dokumentację i wydajemy opinię. W takim razie poczekamy na publikację i, mając artykuł w ręku, przeprowadzimy kontrolę...

Wyborcy pili na koszt kandydatów

Wyborcy pili na koszt kandydatów

Kandydaci z obecnego zarządu gminy zyskiwali jeden głos za jedno tanie wino - twierdzą przedstawiciele komitetu wyborczego SLD-UP w Baranowie. - To lewica rozdawała wódkę - ripostuje Sławomir Szczęsny, sekretarz gminy, kandydat na radnego z KWW \"Nie ma lepszych”. Dziś komitet SLD-UP ma złożyć protest wyborczy do Sądu Okręgowego w Lublinie.

Mgr przez przeoczenie

Mgr przez przeoczenie

Dyrektorka Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Załuczu, przez dziesięć lat, bezprawnie używała tytułu magistra – mówią nauczycielki ośrodka. – To zwykłe przeoczenie – broni się pani dyrektor. Takiego samego zdania jest starostwo. Problem z wątpliwym używaniem tytułem magistra przez dyrektorkę wyniknął w połowie maja br., podczas konkursu na dyrektora osrodka.

Telepraca czeka

Telepraca czeka

Co najmniej 150 niepełnosprawnych z Lubelszczyzny zdobędzie nowy atrakcyjny zawód i zatrudnienie. Lubelski Oddział PFRON ma ponad milion złotych na realizację pilotażowego programu Telepraca. Lubelszczyzna jest jednym z czterech województw w kraju, które zakwalifikowały się do programu Telepraca, którego pomysłodawcą jest pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych.

Z kamerą wśród uczniów

Z kamerą wśród uczniów

Kto za tobą w szkole ganiał, do piórnika żaby wkładał, kto? – w łęczyńskim Gimnazjum nr 2 takich takich sekretów nie ma. Szkoła od 1. września jest obserwowana przez 16 kamer. Co na przerwach robi każdy z ponad tysiąca uczniów widać jak na dłoni.

Święto Plonów z biedą w tle

Święto Plonów z biedą w tle

Z wielką radością niesiemy przed ołtarz bochen chleba upieczony z tegorocznych zbiorów, aby najlepszemu Bogu podziękować za obfite plony - mówił wczoraj Czesław Magiełda, rolnik z Gościeradowa. W tłumie rolników przybyłych na Dożynki Wojewódzkie 2002 nie wyczuwało się jednak zbytniej radości.

Długa droga do Guinnessa

Długa droga do Guinnessa

Początek jest prosty. Pomysł i błyskawiczna wymiana korespondencji, w której Londyn potwierdza zainteresowanie sprawą. W końcu przychodzi oczekiwana chwila i pada rekord. Kompletna dokumentacja trafia do Anglii. I zaczynają się schody…

Kochamy Cię Ojcze Święty

Kochamy Cię Ojcze Święty