Złoty....

Miałem zamiar kontynuować rozpoczęty poprzednio temat o analizie technicznej i jej wykorzystaniu, ale ostatnia sytuacja na rodzimym rynku walutowym skłoniła mnie do zmiany tematu.

Pozwolę sobie nie być oryginalnym i przyłączyć się do powszechnej obecnie dyskusji medialnej i podwórkowej o sile i słabości naszej waluty. Mamy niestety typowo polską sytuację , czyli „tak źle i tak niedobrze”. Wszyscy pamiętamy przecież jeszcze ogólną dyskusję sprzed roku jak to mocna złotówka szkodzi polskiej gospodarce, dobija eksporterów i zaniża nasze wpływy ze środków z Unii Europejskiej. Fakt. Co mamy teraz , po skokowym niemal osłabieniu złotego ? Słaba złotówka szkodzi gospodarce….. I bądź tu człowieku mądry…Nie da się zadowolić wszystkich.

Jedną z konsekwencji słabości złotówki jest bardzo rozdmuchany wg mnie problem opcji. Słyszymy wszem i wobec ze wszystkich stron, że złodziejskie banki namówiły nieświadomych ryzyka przedsiębiorców do zakupu ryzykownych instrumentów finansowych i tym samym świadomie, że się tak kolokwialnie wyrażę, „wpakowały ich na minę”. Cóż, moim osobistym zdaniem chyba nie do końca tak było. Firmy już od roku 2003 zabezpieczały się przed ryzykiem kursowym, ale od 2006 roku w miarę umacniania się złotego, wiele z nich postanowiło pospekulować i zarobić trochę więcej. W czym nie widzę nic złego :) Ale bądźmy konsekwentni… Dopóki zarabiamy wszystko jest ok. i to my byliśmy mądrzy podejmując decyzję o zakupie opcji ale w momencie szybko narastających strat to nam je wciśnięto. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pewnie trochę uogólniam i w wielu przypadkach doradca bankowy chcąc zarobić na swoją prowizję niekoniecznie poinformował rzetelnie o wysokim ryzyku ale moja konkluzja jest jedna – każdy chciał zarobić.

Jeszcze jedną z grup cierpiących obecnie z faktu słabej złotówki są kredytobiorcy, którzy zadłużyli się we franku szwajcarskim. Wysokość spłacanych przez nich rat rośnie w szybkim tempie. Kolejny fakt. Nie chcę tu nikogo urazić ale mam akurat znajomego, który w zeszłym roku wziął kredyt hipoteczny na zakup mieszkania. Z wyliczenia doradcy kredytowego wynikało, że na kredyt w złotych nie ma on zdolności, czyli po prostu go na niego nie stać. A we franku i owszem. Cóż, to powinno dawać do myślenia, ale mam wrażenie, że wiele osób dało się ponieść „owczemu pędowi” i wszechobecnej wówczas opinii, że nieruchomości mogą już tylko drożeć. Co z tego wynikło, widzimy. Jak każda bańka spekulacyjna i ta pękła. Zawsze byłem zwolennikiem zdrowej teorii, że jeżeli się zadłużać to w walucie jaką się zarabia.

Żeby nie wydłużać zbytnio tych rozważań i zanudzać czytelnika przejdźmy może do jakiejś konkluzji. Jedna jaka mi się narzuca to taka, że winnym znowu okazał się człowiek i jego zachłanność. A kolejna to, że „gdy trwoga to do Boga”…. Ale to już temat na kolejnego bloga :)