(fot. Krzysztof Kurasiewicz)
ROZMOWA z Grzegorzem Gajaszkiem, trenerem Pol-Inowex Skarpy Lublin
- Spotykamy się na zawodach wspinaczkowych dla dzieci. Uczestników jest wielu, widać, że Skarpa Lublin ciągle stawia, przede wszystkim, na młodzież…
– Tak, nasza sekcja to są przede wszystkim dzieci. Dzisiaj (rozmawialiśmy w sobotę – dop. red.) mamy zawody – mistrzostwa Skarpy – właśnie dla tych najmłodszych. Teraz jest akurat konkurencja na czas, ale będą też pozostałe. Jest to takie podsumowanie kilku miesięcy pracy. Są to zawody cykliczne, które mają pokazać dzieciakom, na czym polega rywalizacja.
- Trening od najmłodszych lat przynosi efekty, a „żywymi dowodami” na to są pana trzy wychowanki – Patrycja Chudziak, Natalia Woś i Aleksandra Rudzińska (obecnie zawodniczka KW Kotłownia – dop. red.). Cała trójka otrzymała powołania do kadry narodowej olimpijskiej. Dla pana to też jest wyróżnienie?
– Oczywiście. Dla każdego zawodnika i dla każdego trenera ważne są sukcesy. Dziewczyny zostały powołane do kadry olimpijskiej i miejmy nadzieję, że nasze cele będą łatwiejsze do realizacji. Głównym celem na ten sezon są zawody kwalifikacyjne do igrzysk olimpijskich. Będę się do nich przygotowywać z Patrycją Chudziak. Natalia Woś jest jeszcze młodzieżowcem. W jej przypadku patrzymy na kolejne sezony.
- Wspinaczka sportowa będzie po raz pierwszy na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Co to oznacza dla tej dyscypliny?
– Na pewno jest to wielkie wyróżnienie. Wspinaczka sportowa od wielu lat starała się o to. Zaczynaliśmy przygodę ze wspinaniem w Skarpie już prawie 20 lat temu i już wtedy były próby wprowadzenia wspinaczki na igrzyska. Udało się to w trochę innej formule niż startowaliśmy do tej pory. Na igrzyskach będzie trójbój, czyli połączone trzy konkurencje: wspinaczka na czas, bouldering i prowadzenie. Ten format jest wyzwaniem dla wszystkich wspinaczy na świecie. Dla zawodników w Polsce szczególnie, bo największe sukcesy odnosimy w konkurencji na czas. Będzie bardzo trudno zakwalifikować się na igrzyska, ale jest to możliwe. Na ostatnich Mistrzostwach Świata w Innsbrucku mieliśmy w konkurencji na czas cztery Polki w pierwszej „piątce”. Cała czwórka ma szansę na awans pod dwoma warunkami – jeżeli wygrają „czasówkę” i jeżeli podniosą swój poziom w pozostałych dwóch konkurencjach.
- Jak w przypadku Patrycji Chudziak będą wyglądały przygotowania do zawodów kwalifikacyjnych?
– Nie robimy tu żadnej rewolucji. Patrycja jest prowadzona spokojnie od dziecka, czyli już od ponad 12 lat. Zawsze była zawodniczką wszechstronną. Jako juniorka była czterokrotną mistrzynią Polski w prowadzeniu, boulderingu i w konkurencji na czas, w takich klasycznych drogach i na standardzie. Od kilku lat specjalizuje się w „czasówkach”, bo taki był trend. Trójbój nie do końca nas zaskoczył. Były informacje z międzynarodowej federacji, że w tę stronę pójdziemy, bo jest bardzo mały limit miejsc na igrzyskach. Żeby pojechać do Tokio, Patrycja musi wygrać albo być na podium w tej konkurencji.
- Czy taka formuła to nie jest wrzucanie zawodników na głęboką wodę? Muszą zrobić w kalendarzu miejsce na treningi i na starty poza swoją specjalizacją…
– Takie są zasady gry. My to wyzwanie podjęliśmy. Zrobimy wszystko, żeby przygotować się do zawodów kwalifikacyjnych. Jest to marzenie Patrycji i moje. Powiedziałem, że nie robimy rewolucji w treningu, ale zmiany są. Na pewno ważny jest trening wytrzymałościowy, ale nie możemy skupiać się tylko na tym, bo stracimy szybkość. Taka układanka nie jest dla mnie czymś nowym. Prowadzę wszechstronnych zawodników, jak Olaf Malinowski, który w Polsce potrafi stanąć na podium we wszystkich konkurencjach. Z Patrycją też nie będzie kłopotu. Jedyną znaczącą różnicą będą starty w zawodach międzynarodowych. Patrycja studiuje, startuje w zawodach akademickich. Do tej pory startowaliśmy w konkurencji na czas, a teraz musimy startować też w prowadzeniu i w boulderingu.