Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Koszykówka

3 lipca 2020 r.
17:13

Moje koszykarskie podium – Jerzy Żytkowski

Podczas pobytu w Korei. W środku Andrzej Frączkowski, dyrektor klubu. To za jego kadencji Start osiągał największe sukcesy
Podczas pobytu w Korei. W środku Andrzej Frączkowski, dyrektor klubu. To za jego kadencji Start osiągał największe sukcesy

„Moje podium” to cykl reportaży o ludziach sportu, którzy kiedykolwiek w swojej karierze zdobywali medale i stawali na podium. Bohaterami są nie tylko sami sportowcy, ale także trenerzy, szkoleniowcy, działacze – ci wszyscy, którzy mieli swój udział w zdobywanym medalu. To przecież także ich zasługa.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Te reportaże to opowieści nie tylko o nich, to również dokument czasów, w których trenowali, brali udział w zawodach. Ich bohaterami są sportowcy w rożnych wieku i różnych dyscyplin. Często już zapominani, ale łączy ich jedno – znają nie tylko smak zwycięstwa, ale i gorycz porażki. Skupmy się jednak na tym pierwszym. Zapraszamy na sportową podróż w przeszłość.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Kiedy koszykarze Startu po raz pierwszy awansowali do ekstraklasy w 1961 r. Jerzy Żytkowski miał zaledwie dziewięć lat. Przez myśl mu wtedy nie przeszło, że za kilkanaście lat przyniesie do domu brązowy medal, który wywalczy w barwach czerwono-czarnych. Ale wcześniej, bo w 1970 roku zdobył z kolegami złoty medal mistrzostw Polski juniorów. Co więcej, kolejne czternaście sezonów spędzi w Starcie – najwięcej w historii klubu.

Marzenie o adidasach

– W latach 60. czy 70. nie mieliśmy takich warunków do trenowania, jakie mają dzisiaj zawodowi koszykarze. Jak sobie przypomnę chociażby ówczesne prysznice w halach, to sam się dziwię, że nikt z nas nie nabawił się grzybicy, czy innych chorób. W większości były to małe i ciemne pomieszczenia z drewnianymi podestami na podłodze. Ciepła woda raz była, raz nie. Żeby odkręcić prysznic, pociągało się za metalowy łańcuszek i czasami trzeba było czekać, aż będzie lecieć ciepła woda. Kiedy kilkunastu chłopaków równocześnie odkręciło wodę, to w połowie mycia leciała już tylko zimna.

O termoaktywnej odzieży nikt wtedy nie słyszał.

– Przez wiele lat trenowaliśmy i graliśmy w strojach z materiału, który nie przepuszczał powietrza. Pociliśmy się niemiłosiernie. Najgorsze były dresy. W niektórych halach w ogóle nie było ogrzewania, albo było w nich niewiele cieplej niż na dworze, dlatego na rozgrzewce ruszaliśmy się w dresach, ale po pewnym czasie były całe mokre od potu. Dzisiaj z podziwem patrzę, w czym grają zawodnicy – dla nas wtedy szczytem marzeń były oryginalne adidasy czy pumy. Mało kto takie posiadał. Chyba, że ktoś mu przywiózł z Zachodu. Kosztowały wtedy krocie – więcej niż przeciętna polska pensja.

My graliśmy w zwykłych, granatowych trampkach, które często już po kilku treningach rozlatywały się. Niektórzy kleili je plastrami, podklejali je. W sklepach były wtedy pustki. Dopiero potem, już jako senior nie narzekałem na brak sprzętu. Wiem jednak, że w niektórych klubach dochodziło do takich sytuacji, że zamawiali określoną liczbę trampek i – owszem – dostawali, tyle ile zamówił, tylko że w jednym rozmiarze – np. 46. Ktoś widocznie w centrali doszedł do wniosku, że skoro to dla koszykarzy, to musi być dużo rozmiar. Pół biedy, kiedy dla wysokiego chłopaka pasowały jak ulał, ale inni, o mniejszej stopie wyglądali komicznie w trampkach o cztery numery większych.

Dziś trudno w to uwierzyć młodszym sportowcom, ale kiedyś nie było tak jak dzisiaj, że przy ławce zawodników stoi specjalne nosidełko, w którym są butelki z napojami. Nam się chciało pić, to lecieliśmy do szatni i piło się wodę prosto z kranu. Po treningach to nawet kolejka się ustawiała.

Odżywki? Owszem. Jedyną, którą znałem, to była kawa

Nikt sobie głowy nie zawracał jakąś dietetyką, zbilansowanym jedzeniem. Wiadomo, że przed treningiem czy meczem nikt się specjalnie nie zajadał, ale jak jechaliśmy czy wracaliśmy z meczu, to na obiad chętnie zamawialiśmy flaki i schabowego. Każdy pamiętał to, co wtedy obowiązywało: „jedz, to będzie silny”. I jedliśmy.

Wielu zawodników z mojej drużyny paliło wtedy papierochy. To m.in. Irek Mulak, któremu to wcale nie przeszkadzało w graniu. Kiedyś zauważył go z papierosem w ręku na ulicy jeden z dziennikarzy i następnego dnia ukazał się artykuł w gazecie, w którym autor napiętnował Irka za ten nałóg. Ale i tak palenia nie rzucił i był jednym z najlepszych polskich koszykarzy w lidze.

A propos papierosów, to były mecze w hali przy Zygmuntowskich, które trwały dłużej, niż powinny. Zwłaszcza po przerwie. Wszystko właśnie przez dym z papierosów. Kiedy było zimno, to kibice w przerwie palili w holu lub w szatniach na dole. Kiedy jednocześnie zapaliło kilkaset osób, to nie było czym oddychać. Halę trzeba było wietrzyć.

Nie mieliśmy wtedy takiej „armii zaciężnej” jak dzisiaj. Skład był oparty na wychowankach. Wielu zawodników w tamtych latach nigdy nie grało do końca kariery w innych klubach. Byli związani ze swoim pierwszym klubem  na dobre i na złe. Trochę inaczej wyglądało to w wojskowych klubach. Wtedy, żeby ściągnąć do siebie zawodnika, to przychodził rozkaz, że taki i taki zawodnik ma się zgłosić do Śląska czy Legii i nie było dyskusji.

Wiem, że teraz są zupełnie inne realia i dzisiaj każdy sportowiec traktuje klub jako zakład pracy, który często zmienia i idzie tam, gdzie może więcej zarobić. Wtedy jednak, kiedy ja grałem, każda zmiana klubu nie była też mile widziana przez kibiców. Liczył się lokalny patriotyzm. W dzisiejszym sporcie to sponsor ma najwięcej do powiedzenia. Reszta się nie liczy. Rzadko kiedy zawodnik przywiązuje się do klubu, miasta czy regionu. Jeśli dostaje bardziej intratną propozycję, nawet w egzotycznym kraju – to bez wahania decyduje się na przeprowadzkę.

Kiedyś liga była bardziej przewidywalna

Było 5-6 zespołów, które przez lata dominowały w rozgrywkach. To były uznane zespoły jak Śląsk, Wisła, Resovia, Lech czy Wybrzeże. Były awanse, spadki, a dzisiaj wystarcza mieć pieniądze i można wykupić tzw. dziką kartę, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywek.

Sprzedawanie meczów? Owszem, tu i ówdzie słychać było, że jakiś zawodnik podejrzanie słabo zagrał, ale to były sporadyczne wypadki. W koszykówce trudno jest oszukać. Można raz czy dwa nie trafić spod samego kosza; to się zdarza każdemu, ale trener, widząc nieskuteczną grę, sadza takiego zawodnika na ławce. W takiej nożnej łatwiej jest popełnić świadomy błąd. Mówiąc krótko – w koszykówce sprzedawanie czy kupowanie meczów było praktycznie niespotykane. To nie ta dyscyplina.

Psycholog w klubie? A po co?

Tę rolę spełniał trener. Zastępował i ojca i wychowawcę. Pamiętam, że trenerzy wiedzieli, kto jak się uczy w szkole. Jak trzeba było, to chodzili nawet do wychowawcy, a nawet odwiedzali rodziców w domu. Zdarzało się, że trener za złe oceny nie wpuszczał na trening. To była najgorsza kara. Poprawiłeś oceny – mogłeś wówczas wejść na salę. 

Zdzisław Niedziela, z którym osiągnąłem tyle w sporcie, potrafił w prosty sposób dotrzeć do zawodnika bez stosowania psychologicznych wybiegów. Kiedy trzeba było, to tak ochrzanił, że poszło w pięty, a kiedy indziej podszedł, poklepał po ramieniu i pochwalił za dobre zagranie. Po latach wspólnie spędzonych na boisku wiedzieliśmy już po jego minie, czy za chwilę wybuchnie czy też poklepie. Nie musiał nic mówić, żebyśmy wyciągnęli wnioski. I to działało. To był znakomity szkoleniowiec. Podobnie jak mój pierwszy trener – Zdzisław Zarzycki.

Dzisiaj każdy zawodowy koszykarz ma też indywidualny trening siłowy. My mieliśmy też obozy kondycyjne. Ich program był szalenie prosty. Trener kazał nałożyć sobie obciążniki, pasy ołowiane, pokazywał palcem na górę widniejącą na horyzoncie i padała komenda: Na górę i za trzy godziny macie być z powrotem!

Koszykówka sprzed czterdziestu lat nie była tak widowiskową dyscypliną, jaką jest dzisiaj. Grało się o wiele wolniej, nie było rzutów za trzy, wsadów. Sami zawodnicy byli też o wiele niżsi. My mieliśmy w drużynie jedynie Wojtka Szaratę, Darka Jeziora, potem Janusza Florczaka czy Jacka Grabskiego, którzy mieli ponad dwa metry wzrostu. I tyle. Dzisiaj dwumetrowcy są często rozgrywającymi, a pod koszem walczą o wzroście 210-215 cm.

Na meczach wsady były kiedyś rzadkością. Zresztą wtedy zawodnicy nie byli aż tak skoczni jak dzisiaj, kiedy prawie każdy zawodnik pakuje piłkę z góry. U nas najbardziej widowiskowo robił to Irek Mulak. Obręcze nie było kiedyś uchylne i zdarzało się, że podczas rozgrzewki urywały się podczas wsadu.

Ówczesne mecze miały swoją dramaturgię, wiele spotkań kończyło się tak samo rzutem w ostatniej sekundzie. Pamiętam, że w hali na al. Zygmuntowskich zawsze mieliśmy niesamowity doping. Zdarzało się, że przy rzutach osobistych przeciwnika, wszyscy tupali nogami, sądząc, że w ten sposób spowodują drgania kosza i utrudnią przeciwnikowi celny rzut.

Bywało, że niektórzy koszykarze z przeciwnych zespołów byli obiektem słownego ataku ze strony kibiców. Tak było m.in. w przypadku Zdziśka Myrdy z Resovii czy Gienka Durejki z Lecha. Kibice głośno skandowali ich nazwiska, w przypadku Myrdy było to czasami „Zdzisek”, chcąc ich zdeprymować. Nie wiem, dlaczego padło akurat na nich, bo i jeden i drugi byli sympatycznymi zawodnikami. Zdobywali jednak bardzo dużo punktów dla swoich zespołów i pewnie to się nie podobało kibicom.

W Lublinie gwizdano także na Gienka Kijowskiego, który był wtedy jednym z najlepszych rozgrywających w lidze

To za sprawą Kena Washingtona, który grał u nas. Kiedyś Gienek stwierdził, że takich „Kenów Washingtonów” to jest na pęczki. I Ken pokazał mu miejsce w szeregu. W meczu przeciwko Lechowi kilkakrotnie ośmieszył Gienka i zdobył ponad 30 punktów. Od tej pory Kijewskiemu ciężko było grać w Lublinie, bo przy każdym jego zetknięciu z piłką rozlegało się buczenie i gwizdanie.

W 1979 r. koszykówka w Lublinie święciła triumfy właśnie za sprawą Kena. Był niewątpliwie magnesem przyciągającym kibiców. Dzisiaj prawie każdy klub ma w swoim składzie obcokrajowców, ale wtedy czarnoskóry koszykarz to było coś niezwykłego.

Ken już w pierwszych meczach w barwach Startu ośmieszał rywali. Był bardzo szybki, skoczny, potrafił podać piłkę w najmniej oczekiwanym momencie, czasami pod nogą. Rywale nie potrafili sobie poradzić z niskim (173 cm) rozgrywającym. Był gwiazdą, zdobywał mnóstwo punktów i nic dziwnego, że po pierwszym sezonie został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi. Potem nie było mu tak łatwo. Przeciwnicy już wiedzieli, że nie można odstąpić go na krok i kryli go na całym boisku. Ale i tak te nasze dwa tytuły brązowych medalistów to przede wszystkim jego zasługa.

Koszykarskie pokolenia

 Jerzy Żytkowski od wielu lat sędziuje w amatorskiej lidze. Cieszy się, że do sportu garnie się wiele młodych osób. – Wśród tych zawodników widzę nowe pokolenia koszykarzy. To synowie, potem wnukowie tych, z którymi kiedyś zetknąłem się na boisku.

Wielu z nich kultywuje rodzinne tradycje. Są tacy, którzy mogliby dzisiaj lub w najbliższej przyszłości wystawić piątkę zawodników – do tego całkiem mocną. Weźmy chociażby takich Karolaków: Piotr, który grał w ekstraklasie najdłużej, Kuba – mistrz i wicemistrz Polski, Bartek gra w czołowym klubie pierwszoligowym, na parkietach ekstraklasy występował także Paweł. I już widać ich następców. I bardzo dobrze, bo każdemu i zawsze powtarzam, że sport jest najlepszą metodą wychowawczą. Wielu z nas, sportowców, wie że życiu jest jak na zawodach – raz się wygrywa, raz przegrywa, ale nigdy nie można się poddawać. Nie byliśmy chowani pod szkłem. Poznaliśmy, co to jest ból, jak smakuje gorycz porażki. To nas nauczyło pokory, dyscypliny i nie załamujemy rąk, kiedy coś nam nie idzie.

Na sporcie się nie dorobiłem

Owszem, pieniądze z tego jakieś były, byliśmy znani, popularni, ale w porównaniu z dzisiejszymi realiami w sporcie zawodowym, to można powiedzieć, że to była amatorszczyzna. Żaden z nas po zakończeniu kariery nie żył z tego, co zarobił grając w koszykówkę. Owszem, ci lepsi zawodnicy dostawali jakieś przydziały na samochód, mieszkanie, ale nikt nie zarabiał takich pieniędzy jak dzisiaj.

My zresztą nie graliśmy dla pieniędzy. Nie było wtedy zresztą sportu zawodowego, agentów, kontraktów. Graliśmy, bo to była nasza pasja. Żyliśmy koszykówką. To nas łączyło. Znaliśmy się jak łyse konie, bo większość z nas nigdy nie zmieniała klubu, nic dziwnego, że spędziliśmy ze sobą tyle czasu razem. Dzisiaj jest tak duża rotacja w drużynach, że wielu koszykarzy nawet nie jest w stanie zapamiętać imion wszystkich kolegów.

Ja i mój rower

Od wielu lat Jerzy Żytkowski oddaje się swojej drugiej pasji – kolarstwu. Rowerem jeździ wszędzie – nawet na małe piwo do Zwierzyńca. Nie ma dla niego niekorzystnej pogody. Chyba, że zimowe zaspy staną na przeszkodzie. Sto czy dwieście kilometrów dziennie nie stanowią dla niego zbytniego problemu. Kiedy mija orlik i widzi grających chłopaków w kosza nie może się jednak oprzeć, żeby choć na chwilę przystanąć i popatrzeć, jak grają. Z koszykówki nigdy się nie „wyleczył”.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
e-Wydanie

Pozostałe informacje

Pies postrzelił z broni swojego właściciela

Pies postrzelił z broni swojego właściciela

Do nietypowej sytuacji doszło w Stanach Zjednoczonych. Młody pitbull postrzelił swojego właściciela z broni palnej. Na szczęście mężczyzna nie odniósł poważnych obrażeń.

Hantle w domu - jak nimi ćwiczyć?

Hantle w domu - jak nimi ćwiczyć?

Masz dość zatłoczonych siłowni, a może szukasz elastycznego rozwiązania na treningi? Hantle do domu to doskonały sposób na efektywne ćwiczenia, które możesz wykonywać o dowolnej porze. Dzięki nim nie tylko wzmocnisz mięśnie, ale także poprawisz swoją kondycję i samopoczucie. Przygotuj się na podróż w świat domowego fitnessu i odkryj, jak wiele możliwości kryje się w prostych, ale skutecznych hantlach.

Patriarkh na scenie Zgrzytu. Poznajcie historię Proroka Ilji
koncert
14 marca 2025, 19:00

Patriarkh na scenie Zgrzytu. Poznajcie historię Proroka Ilji

Patriarkh to muzyczna sensacja na polskiej scenie muzyki metalowej. To nowe wcielenie byłych muzyków Batushki, którzy 5 lat po wydaniu płyty „Hospodi” wracają z nowym, koncepcyjnym albumem zatytyłowanym „Prorok Ilja”. Zespół wystąpi 14 marca (piątek) w Fabryce Kultury Zgrzyt.

To mogło skończyć się tragicznie. Kobieta w ciąży i mężczyzna zatruli się czadem

To mogło skończyć się tragicznie. Kobieta w ciąży i mężczyzna zatruli się czadem

Strażacy ciągle przypominają o tym, że czujka czadu może uratować życie. Przekonali się o tym mieszkańcy Kraśnika.

Hetman w zimie pozyskał kilku ciekawych zawodników

Hetman Zamość małymi kroczkami chce zmierzać do III ligi

Hetman Zamość po rundzie jesiennej zajmuje piąte miejsce w tabeli. Wiosną awans drużynie Roberta Wieczerzaka nie grozi, bo Stal Kraśnik i Lublinianka są poza zasięgiem. – Nie ma żadnej „napinki”. Jesteśmy w piątce, a chcielibyśmy być w trójce i małymi kroczkami zmierzać ku trzeciej lidzie – mówi trener Wieczerzak.

Policjanci nie tylko wlepiają mandaty. Ratują też ludzkie życie

Policjanci nie tylko wlepiają mandaty. Ratują też ludzkie życie

Policjanci w Niemcach uratowali z zadymionego mieszkania 65-letniego mężczyznę, który próbował rozpalić ogień w piecu. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Ubiegłoroczna Uroczysta Gala Miasta Chełm

Kto dostanie tytuł Ambasadora Miasta Chełm i zostanie Chełmianinem Roku? Przekonamy się w weekend

Już w najbliższą sobotę, 15 marca, Chełmski Dom Kultury wypełni się po brzegi gośćmi. Odbędzie się tam uroczysta gala wręczenia prestiżowych wyróżnień Chełmianina Roku oraz Ambasadora Miasta Chełm. To jedno z najważniejszych wydarzeń w kalendarzu miejskich uroczystości, które honoruje osoby i instytucje szczególnie zasłużone dla lokalnej społeczności.

Piotr Ceglarz po poniedziałkowym meczu z Legią przyznał, że Motor powinien zdobyć trzy punkty

Niedosyt po Legii, teraz Motor szykuje się na misję Zabrze

Po szalonym meczu z Legią Warszawa piłkarze Motoru Lublin nie mają zbyt wiele czasu, żeby odetchnąć. Już w sobotę zagrają w Zabrzu z tamtejszym Górnikiem (godz. 17.30).

Szekspirowski dylemat w Przestrzeniach Tańca
premiera
15 marca 2025, 18:00

Szekspirowski dylemat w Przestrzeniach Tańca

Czy zdarza Wam się odkładać coś ważnego na później? Spektakl "To do or not to do?" w reżyserii Stefano Silvino to poruszająca opowieść o prokrastynacji - zjawisku, które dotyka nas wszystkich. Zobaczcie, jak taniec staje się formą walki z wewnętrznym chaosem i presją perfekcji.

Po wygranej 3:1 w pierwszym meczu finału CEV Challenge Cup z Cucine Lube Civitanova Bogdanka LUK Lublin jest bliżej wywalczenia historycznego trofeum
ZDJĘCIA
galeria

W pierwszym meczu finału CEV Challenge Cup Bogdanka LUK lepsza od Cucine Lube Civitanova

W pierwszym meczu finału CEV Challenge Cup Bogdanka LUK Lublin pokonała Cucine Lube Civitanova 3:1 i jest już bardzo blisko zdobycia historycznego trofeum

Krzysztof Cugowski z Zespołem Mistrzów na urodziny Teatru Starego w Lublinie
foto
galeria

Krzysztof Cugowski z Zespołem Mistrzów na urodziny Teatru Starego w Lublinie

Dzisiejszy koncert Krzysztofa Cugowskiego z Zespołem Mistrzów w Teatrze Starym był wyjątkowy z dwóch powodów. Po pierwsze, zakończył obchody 13 rocznicy wznowienia działalności przez lubelski Teatr Stary, a po drugie gwiazda wieczoru świętowała jubileusz 55 lat na scenie. Zapraszamy do naszej fotogalerii.

Andrzej Duda w Lublinie: To dekada strategicznych projektów
galeria

Andrzej Duda w Lublinie: To dekada strategicznych projektów

Stworzyliśmy atrakcyjny format, który stanowi przykład działania dla innych – tak o inicjatywie Trójmorza mówił w Lublinie prezydent Andrzej Duda, – Ten format ma swoje znaczenie dla budowy naszej pomyślności, ale też praktycznej budowy naszego bezpieczeństwa.

Puławscy leśnicy pozują przy starym składaku przerobionym w celu transportu drewna. Pojazd został skonfiskowany złodziejowi, który zabierał drewno z państwowego lasu

Leśnicy kontra puławski złodziej drewna. Burza w internecie

Takiego zasięgu nie miała dotychczas chyba żadna wiadomość umieszczona na facebooku przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Lublinie. Post o skonfiskowanym rowerze złodzieja drewna doczekał się już prawie 11 tysięcy komentarzy, w tym krytykujących leśników.

Nadbużański Festiwal Muzyki Wielkopostnej we Włodawie
patronat
16 marca 2025, 19:00

Nadbużański Festiwal Muzyki Wielkopostnej we Włodawie

Po raz czwarty, w dniach 16 marca – 5 kwietnia odbędzie się Nadbużański Festiwal Muzyki Wielkopostnej, który przybliża słuchaczom muzykę pokutno-pasyjną.

E-hulajnogi Lime wracają do Zamościa

E-hulajnogi Lime wracają do Zamościa

Już w niedzielę po Zamościu znów będzie można jeździć elektrycznymi hulajnogami.

ORLEN BASKET LIGA MĘŻCZYZN
20. KOLEJKA

Wyniki:

AMW Arka Gdynia - PGE Start Lublin 102:92
Górnik Zamek Książ Wałbrzych - Dziki Warszawa 63:82
Arriva Polski Cukier Toruń - PGE Spójnia Stargard 88:89
GTK Gliwice - Zastal Zielona Góra 82:70
Anwil Włocławek - Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wlkp. 92:79
Legia Warszawa - Icon Sea Czarni Słupsk 56:70
MKS Dąbrowa Górnicza - Śląsk Wrocław 70:68
Trefl Sopot - King Szczecin 98:100

Tabela:

1. Anwil 20 37 1793-1596
2. Górnik 20 33 1554-1512
3. Start 20 32 1768-1726
4. Trefl 19 32 1682-1634
5. King 20 32 1719-1670
6. Legia 20 31 1621-1602
7. Śląsk 20 30 1613-1600
8. Czarni Słupsk 20 30 1606-1524
9. Toruń 20 29 1691-1703
10. Dziki 20 29 1517-1517
11. Spójnia 20 28 1522-1609
12. Ostrów Wlkp. 20 28 1648-1687
13. Zielona Góra 20 27 1547-1632
14. Gliwice 20 27 1664-1795
15. Dąbrowa G. 20 26 1612-1692
16. Arka 19 26 1623-1711

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!