Gośćmi programu (Nie)Wyparzona Gęba byli członkowie zespołu Łydka Grubasa: Bartosz „Hipis” Krusznicki, Artur „Carlos” Wszeborowski oraz Dominik „Długi” Skwarczyński. Zapytaliśmy ich o początki zespołu, o to czy sądzili że Rapapara stanie się hitem, o współpracę z Kwiatem Jabłoni oraz o ciekawostki backstagowe.
Jakie były Wasze początki? Skąd pomysł na Łydkę Grubasa?
My jesteśmy dziećmi lat 90., dość mocno. Ja to zawsze powtarzam i podkreślam, ogólnie strasznie stoimy mocno za nurtem polskiego rocka, takiego, który się wtedy wyklarował. No i siłą rzeczy wtedy, no to była muzyka bardzo popularna, wszyscy tego słuchali. Dzisiaj rock and roll jest taki jednak trochę niszowy. Bardzo daleko mu do mainstreamu. W każdym razie w Polsce. Przed wszystkim ta gitara. Znaczy ogólnie mocne granie. Teraz raczej hip-hopy, trochę popu itp. Wiadomo, na pewno kiedyś wróci. A może po prostu dożyliśmy takich czasów, gdzie każda muzyka ma jakąś tam swoją enklawę. I wiesz co, myśmy ogólnie byli zafascynowani zawsze bardzo tym graniem. Mieliśmy kapelę metalową, różne zespoły. Ja miałem zespół Respite, Carlos miał Portrait. Długi troszkę później do nas doszedł.
Przy okazji koncertów metalowych też bardzo nas zawsze bawiły zespoły pokroju Big Cyca albo na przykład Piersi w czasach świetności z Kukizem i bardzo lubiliśmy to wydanie rock'n'rolla, które nie jest do końca poważne. I do dzisiaj zresztą mamy minimalny konflikt z tak zwanymi "true metalowcami" na tym polu, którzy uważają, że muzyka to jest misteria, to jest święto, to jest świątynia dźwięku. Natomiast dla nas nie do końca zawsze ta powaga była i nawet jak mieliśmy te metalowe składy, to bardzo dużo tam przemycaliśmy wstawek, które nie do końca poważnie to traktowały. I gdzieś na którymś etapie postanowiliśmy zrobić sobie żart koncertowy, gdzie wychodzi zespół Respite, gra śmiertelnie poważny koncert na czarno, nagle schodzimy ze sceny i wychodzimy przebrani w inne stroje jakieś kuriozalne zupełnie ze szmateksu. Gramy cztery numery o żarciu, jako Łydka Grubasa, wychodzimy z powrotem jako Respite. Nikt nie wie o co chodzi, w ogóle co się stało. Zeszło czterech facetów, wyszli ci sami przebrani i powiedzieli, że to inne zespół, nie? Ten żart koncertowy dość intensywnie zaczął działać. No i tak się jakoś dziwnie stało, że to poważne metalowe granie nie do końca przetrwało i gdzieś tam sczezło na jakimś tam etapie. Natomiast ten żart przetrwał.
Cała rozmowa z cyklu (Nie)Wyparzona Gęba do obejrzenia na dziennikwschodni.pl i na kanale Youtube Dziennika Wschodniego.