Rozmowa z Jackiem Ziółkowskim, menadżerem Motoru Lublin
- Wygrywając z Moje Bermudy Stalą Gorzów 53:37 i odrabiając 12 punktów straty z pierwszego meczu udało się dokonać niemożliwego?
– Niektórym mogłoby się tak wydawać. Ale my po to przygotowywaliśmy się do rewanżu, żeby pokazać, że to jest możliwe. Ja tuż po zakończeniu pierwszego meczu w Gorzowie odpowiedziałem na jedno z pytań od dziennikarzy, że to jeszcze nie jest koniec i żeby wstrzymać się z wieszaniem medali, bo zostało jeszcze 15 wyścigów. Okazało się, że się nie myliłem. Nasza drużyna pojechała niesamowicie ambitnie. Trzeba było być w parku maszyn, żeby widzieć, jak bardzo chłopcom zależało, jak jeden drugiego motywował i pomagał. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tego sukcesu. Mimo, że początek spotkania nie był wymarzony, to ani przez chwilę nie straciliśmy nadziei.
- Kiedy rozmawialiśmy w ubiegłym tygodniu, kreślił pan różne scenariusze rewanżu. Wymarzonym był ten zakładający, że Stal do ósmego biegu wykorzysta ewentualne rezerwy taktyczne. Stało się inaczej, bo przewagę budowaliście powoli, ale systematycznie…
– Rywale wykorzystali rezerwy dopiero w okolicach dwunastego wyścigu, ale wynik wtedy już układał się po naszej myśli. Wiedziałem też, że przyjdzie bieg czternasty, w którym będą musieli pojechać Szymon Woźniak i Patrick Hansen, bo innej możliwości nie było. Byłem pewny, że to starcie będzie rozstrzygające, choć nie miałem pojęcia, jaki wynik będzie przed jego rozpoczęciem. Udało nam się je wygrać podwójnie, co przesądziło o losach złotego medalu.
- Jaki był zatem kluczowy moment meczu?
– Na wynik składa się cały mecz. Ktoś powie, że kluczowym momentem był defekt Martina Vaculika w dziesiątym biegu. A ja mógłbym powiedzieć, że była nim próba toru przed pierwszym półfinałem w Toruniu, podczas której kontuzji doznał Mikkel Michelsen. Być może gdyby nie ten uraz, to wygralibyśmy w Gorzowie i w ogóle nie byłoby problemu. To jest żużel, tu zawsze trzeba brać pod uwagę takie sytuacje jak defekty, kontuzje, taśmy czy wykluczenia. Zarówno u siebie, jak i u przeciwnika.
- Nie ulega wątpliwości, że napisaliście piękną historię. Co pan czuł odbierając złoty medal?
– Bardzo się cieszę, że zdobyliśmy to złoto po wspaniałym sezonie, w którym wygraliśmy 16 z 20 ligowych spotkań. Nie wiem, czy komuś się to kiedyś udało, bo to nie jest proste. Poza tym w tym sezonie zdobyliśmy w sumie cztery tytuły mistrzowskie, bo wygraliśmy także seniorskie i młodzieżowe Mistrzostwa Polski Par Klubowych oraz Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów. To jest naprawdę fajna rzecz i dobrze, że udało nam się to zwieńczyć tym najcenniejszym medalem.
- Prezes Jakub Kępa przed kamerami potwierdził, że w przyszłym roku zawodnikiem Motoru będzie Bartosz Zmarzlik. Czy to może być początek nowej ery i dominacji drużyny z Lublina?
– Chciałbym, żeby tak było, ale wstrzymałbym się z takimi określeniami. Inne drużyny też się wzmocnią i dopiero sezon pokaże, który z transferów się udał i jaka jest siła poszczególnych zespołów. Ja przed rokiem powiedziałem, że moim marzeniem jest to, aby przez pięć-sześć kolejnych sezonów Motor był w pierwszej czwórce, bo to będzie oznaczało stabilizację na wysokim poziomie. To zdanie podtrzymuję i mam nadzieję, że nadal będziemy plasować się w krajowej czołówce.