Rozmowa z Przemysławem Zdybowiczem, piłkarzem Orląt Spomlek Radzyń Podlaski
- Jak to się stało, że zawodnik z ekstraklasowej Wisły Kraków wylądował w trzeciej lidze?
– No cóż, tak wyszło. Postanowiłem rozwiązać umowę z Wisłą i w ostatniej chwili trafiłem do Radzynia Podlaskiego. Trener Mikołaj Raczyński i działacze mocno zadziałali, żeby mnie sprowadzić i zdecydowałem się na Orlęta. To była jedna z kilku opcji, ale ostatecznie cieszę się, że tutaj wylądowałem.
- Z jakimi nadziejami przychodzi pan do nowego klubu?
– Przede wszystkim chcę pomóc drużynie w osiąganiu, jak najlepszych wyników. A druga sprawa, to wiadomo odbudowa formy. Zazwyczaj jest tak, że jeżeli zespół gra dobrze, to indywidualnie wyróżniają się też poszczególni zawodnicy, a wtedy otwiera się furtka, żeby się wypromować do wyższej ligi. W drugą stronę to raczej nie działa.
- A na ile procent czuje się pan przygotowany do gry? Nie licząc występów w Orlętach poprzednio udało się zagrać w meczu ligowym w czerwcu 2021 roku…
– Akurat w tym sezonie nie miałem okazji zagrać w barwach Wisły. Nie chcę komentować, jakie były przyczyny, po prostu takie zapadły decyzje i nie miałem na nie wpływu. Potem doznałem kontuzji, która wyłączyła mnie z gry na trzy-cztery miesiące. Wiadomo, że po takiej przerwie nie było łatwo wrócić do gry. A jeżeli chodzi o formę, to troszeczkę czasu minęło od mojego poprzedniego występu. Dużo rozmawiam z trenerem na temat mojej formy fizycznej i na pewno szkoleniowiec powoli i mądrze wprowadza mnie do gry. Wszystko robimy z głową. Na razie dostawałem po 45 minut, żeby wprowadzić się do zespołu.
- To wejście do nowej drużyny można chyba uznać za pozytywne? Wywalczył pan szybko karnego, był też udział przy innej bramce…
– Też mi się tak wydaje. Mamy ciekawy zespół i naprawdę fajną atmosferę. Te pierwsze tygodnie w nowym klubie naprawdę mogę oceniać, jak najbardziej pozytywnie. Chciałoby się tylko być na wyższym miejscu w tabeli. Na razie staramy się jednak zapewnić sobie, jak najszybciej utrzymanie, a do osiągnięcia tego celu jeszcze trochę brakuje. Szkoda ostatniego meczu w Ostrowcu Świętokrzyskim, bo poza nieudanym początkiem spotkania później naprawdę nie wyglądaliśmy źle. Teraz mamy przed sobą Puchar Polski i Unię Tarnów i mam nadzieję, że pokażemy się z dobrej strony.
- A jak można ocenić poziom grupy czwartej III ligi po tych kilku meczach?
– Szczerze to nigdy nie grałem na takim poziomie i nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Na pewno rozgrywki są bardzo fizyczne. Szybkość gry, zwłaszcza w drugich połowach pewnie nie zawsze jest taka, jak być powinna. Jest jednak dużo walki, ale pewnie o tym jeszcze przekonam się w najbliższych tygodniach.
- A gdzie w ogóle Przemysław Zdybowicz czuje się na boisku najlepiej?
– Szczerze mówiąc chyba na pozycjach numer dziewięć i dziesięć. Wydaje mi się, że tam mam największy komfort. W Orlętach na razie wymieniamy się na tych pozycjach z Sebastianem Kaczyńskim i chyba nieźle to na razie wychodzi. Mi nie robi różnicy, czy gram na jednej, czy na drugiej, Sebastianowi chyba też, wydaje mi się, że obaj czujemy się akurat w tej części boiska dobrze.