
Przed wojną był chlubą lubelskiego przemysłu i ikoną polskiego lotnictwa. Rusza budowa latającej repliki samolotu Lublin R-XIII.

Lublin R-XIII był odpowiedzią na konkretne potrzeby armii II Rzeczypospolitej. W latach 30. XX wieku wojsko potrzebowało maszyny lekkiej, wszechstronnej i zdolnej do działania blisko linii frontu. Inżynier Jerzy Rudlicki w zakładach Plage i Laśkiewicz stworzył samolot nie tylko funkcjonalny, ale wręcz nowatorski.
— To samolot, który potrafił startować z prowizorycznych lądowisk, przekazywać meldunki, śledzić ruchy wojsk i być oczami armii. Ale to też maszyna wielozadaniowa, wykorzystywana w wersjach cywilnych, szkoleniowych i morskich – mówi Damian Majsak, redaktor naczelny magazynu Militaria.
W Lublinie powstało ponad 270 egzemplarzy R-XIII - imponujący wynik jak na przedwojenne realia. Część z nich trafiła nawet na duży ekran – można je zobaczyć m.in. w filmie Rapsodia Bałtyku.
Bohater powietrznych rekordów
To właśnie na tym modelu Stanisław Karpiński wykonał bez lądowania lot dookoła Polski – 1650 km w ciągu 12 godzin. Potem poszedł o krok dalej – przelot wokół Europy na dystansie 6450 km. Ale prawdziwą legendą został "Srebrny Ptak", czyli rajdowa wersja R-10, która pokonała aż 14 930 km, promując Polskę i Lublin w międzynarodowej przestrzeni powietrznej.
Z kolei Wacław Machowski, znany lotnik i konstruktor, wyruszył otwartą kabiną z Poznania do Barcelony – 1800 km bez międzylądowań. Do dziś brzmi to jak wyczyn z pogranicza szaleństwa i geniuszu.
Wojna przerwała lot
We wrześniu 1939 roku na stanie Wojska Polskiego wciąż znajdowało się 150 samolotów R-13. Zaledwie tydzień po niemieckiej inwazji, 40 maszyn zostało zniszczonych. Pozostałe próbowały ewakuować się do Rumunii. Dla lekkiego, nieopancerzonego samolotu spotkanie z niemieckim Messerschmittem kończyło się tragicznie. Mimo to piloci nie rezygnowali z misji. Lecieli nisko, tuż nad drzewami, często ostrzeliwani... także przez własne wojska.
Samoloty te stacjonowały m.in. w Radawcu, Nałęczowie i Łęcznej — historia więc dosłownie unosi się nad Lubelszczyzną.
Fenomen, który przetrwał próbę czasu
— To jedyny przypadek w historii polskiego lotnictwa, gdzie nazwa samolotu bezpośrednio odwołuje się do miasta, w którym był produkowany. To nas zobowiązuje — podkreśla Jacek Woźniak, fundator Fundacji Lotniczy Lublin.
A miasto? Jak podkreśla prezydent Krzysztof Żuk, Lublin nie od dziś pielęgnuje swoje lotnicze dziedzictwo.
– Zakłady Plage i Laśkiewicz to fenomen międzywojnia – prawdziwa perła Centralnego Okręgu Przemysłowego. Chcemy o tym przypominać, bo to część naszej tożsamości – przyznaje.
Dlatego nie będzie to muzealna makieta, ale pełnowymiarowa, latająca replika. Samolot ma promować nie tylko historię, ale też potencjał regionu, naukę i pasję.
Technologiczna archeologia
Za stronę inżynierską projektu odpowiada Politechnika Lubelska. Wiodącą rolę odegra Wydział Mechaniczny, który zrekonstruuje samolot… praktycznie od zera.
— Nie zachowała się żadna dokumentacja techniczna, więc pracujemy na podstawie zdjęć, schematów i wymiarów gabarytowych – tłumaczy prof. Hubert Dębski, dziekan wydziału. – Stworzymy cyfrowy model samolotu, przeliczymy wszystkie elementy konstrukcyjne i opracujemy pełną dokumentację.
To zadanie porównywalne z cyfrową archeologią – wymagające doświadczenia, precyzji i nowoczesnego oprogramowania (m.in. CAD i MES). A efekt? Replika R-XIII, która będzie nie tylko wyglądać jak oryginał, ale też latać.
Z duchem, ale bez drzazg
W lotnictwie odwzorowując model jakiegoś samolotu, możemy to zrobić na dwa sposoby: wykonać replikę, która będzie uziemiona na ziemi oraz taką, która wzniesie się w powietrze.
Inżynierowie chcą dokonać tego drugiego. Chociaż z zachowaniem z współczesnych norm bezpieczeństwa.
- Słowo replika samo w sobie mówi, że coś odbudowujemy wierny, odzwierciedlamy wiernie coś co kiedyś istniało, w skali 1:1 - tłumaczył inż. Henryk Wicki, z Warsztatu Lotniczego TZL Henryk Wicki. - I ktoś mógłby powiedzieć: "No czemu już więcej trzeba? Spróbujmy takiego Lublina prawdziwego, stojącego, wszyscy sobie przyjdą, go obejrzą, zobaczą, jak to wyglądało, jaka to była konstrukcja". Tylko że taki samolot nie będzie miał tego, co w przypadku samolotu jest najważniejsze - ducha. On nam nic nie opowie o tym, jak to lotnictwo dawniej wyglądało, jak ludzie kiedyś latali, jak to wracanie odczuwali, z jakimi problemami musieli się zmagać. Takie coś nam może może nam dać tylko replika samolotu, który lata.
Odtwarzany samolot nie będzie identyczny z przedwojennym pierwowzorem pod względem wykorzystanych materiałów. W oryginale wiele elementów wykonanych było z drewna – dziś taki materiał, a zwłaszcza fachowców od jego obróbki, trudno znaleźć.
— Zastosujemy współczesne odpowiedniki – głównie duraluminium – ale zachowamy sylwetkę, proporcje i charakter. To ma być Lublin R XIII, a nie wyrób "lublinopodobny" – podkreśla Wicki.
Lot do Barcelony 2.0?
Projekt ma wymiar nie tylko symboliczny. Partnerzy zapowiadają, że R-XIII ma pojawiać się na pokazach lotniczych w Polsce i za granicą, a także odtworzyć przeloty historyczne, m.in. słynny lot do Barcelony wykonany w 1932 roku przez Wacława Machowskiego.
Wznosimy się razem
Budowa potrwa około dwóch lat. Projekt połączy potencjał uczelni, pasję miłośników lotnictwa i wsparcie samorządu. To nie tylko odbudowa samolotu – to reaktywacja historii, której centrum znów stanie się Lublin.
- Ludzie zawsze marzyli o lataniu, ale w tle jego pojawia się ta odpowiedzialność naukowców i technologii - dodał prof. Konrad Gromaszek, prorektor ds. cyfryzacji i komercjalizacji PL.
