W hali MOSiR im. Zdzisława Niedzieli odbyła się gala Thunderstrike Fight League 31 „Lubelska siła”. Mistrzowskie pasy wywalczyli Cezary Kęsik i Kamil Korzeniowski
Jacek Sarna, promotor TFL, na galę w Lublinie czekał z wielkimi nadziejami, bo przecież do oktagonu wracała jedna z legend organizacji, Cezary Kęsik. Organizacja TFL od kilku gal poszukuje nowych nazwisk, które będą w stanie pociągnąć ją w hierarchii polskiego MMA. I trzeba przyznać, że w piątkowy wieczór TFL wreszcie znalazła postać, na barkach której może się mocno wesprzeć.
Cezary Kęsik i Krystian Bielski stworzyli w walce wieczoru wspaniałe widowisko, którego nie powstydziłoby się nawet KSW. Obaj zresztą z tą organizacją wiąże ich fakt, że od pewnego czasu nie mogli doprosić się walk dla tej organizacji. Mogą mieć pretensje do siebie, ponieważ ich ostatnie walki w KSW kończyły się porażkami.
W Lublinie obaj panowie pokazali, że nie są jeszcze zgranymi kartami. Ich pojedynek rozpoczął się od mocnych uderzeń. Ich autorem był głównie Kęsik, a jego celem były nogi 31-letniego przedstawiciela Arachion Olsztyn. Po upływie 90 sekund pochodzący spod Puławy były mistrz TFL przejął głowę Bielskiego i zaatakował go kilkoma mocnymi uderzeniami kolanami. Ten w końcu nie wytrzymał i upadł na matę. Reprezentant Cross Fight Radom był w dominującej pozycji, ale nie potrafił skończyć tego pojedynku. W efekcie nieco na minutę przed końcem pierwszej rundy Bielski wstał, a tuż przed gongiem oznajmiającym przerwę był blisko zwycięstwo. Bielski bowiem w stójce potężnie trafił w głowę Kęsika, który padł na deski zamroczony. Przed odklepaniem uratował go jednak gong.
Kolejne rundy stały już na niższym poziomie. Pochodzący spod Puław zawodnik zwany „Lubelskim czołgiem” był w ofensywie i próbował szukać obaleń. Robił to jednak dość nieudolnie. W końcówce pojedynku udało mu się w końcu położyć Bielskiego na plecy, ale siedząc na nim nie był w stanie stworzyć większego zagrożenia. Końcowy wynik (30:27) należy uznać za sprawiedliwy, bo Kęsik był w tym pojedynku postacią zdecydowanie lepszą.
– Życie. Zobaczymy czy wrócę na gale TFL – mówił po walce kręcąc głową z niedowierzaniem Krystian Bielski. – Zobaczymy, dla której organizacji stocze kolejne walki. Dziękuję kibicom, którzy dają mi olbrzymie wsparcie niezależnie od miejsca, w którym występuję – powiedział Cezary Kęsik, zdobywca pasa TFL.
Gala TFL 31 zostanie zapamiętana również jako upadek Kamila Gieza. Początkowo pochodzący z Kraśnika zawodnik miał zmierzyć się z Brazylijczykiem Carlosem Eduardo Azevedo. Ten doświadczony Latynos jednak odniósł kontuzję i TFL musiała błyskawicznie znaleźć zastępstwo. Wybór padł na Kamila Korzeniowskiego. I szybko okazało się, że ten przeciwnik jest chyba jeszcze trudniejszy niż rywal z Ameryki Południowej.
Krośnianin przez cały pojedynek konsekwentnie sprowadzał walkę do parteru, w którym czuł się najlepiej. Zabrakło więc może pięknych ciosów, ale w zamian kibice obejrzeli zapasy na najwyższym poziomie. Lepiej w tej płaszczyźnie czuł się Korzeniewski, który co pewien czas zasypywał rywala również gradem ciosów. 32-latek próbował zamęczyć rywala stosując różne techniki duszenia. Na 20 sek. przed końcem drugiej rundy Giez odklepał swoje poddanie.
– Dziękuję Kamilowi za to, że przyjął propozycję walki. Umożliwił mi w ten sposób występ na gali TFL 31, a do tego mnie zlał. Ten pas jest jednak mój i Kamil dostał go teraz jedynie na przechowanie. Uwierzcie, że go odzyskam – zapowiadał Kamil Giez. – Pokonałem mistrza na jego terenie. Nie jestem już młodym zawodnikiem, więc zamierzam korzystać z tego triumfu. W sprawie rewanżu, to jestem otwarty. Na pewno stworzymy ciekawą walkę – dodał Kamil Korzeniowski.