O jedną czwartą wzrosła w tym roku liczba zgonów rejestrowanych w Lublinie. Od stycznia zmarło o tysiąc osób więcej niż w analogicznym okresie 2020 r. W województwie liczba zgonów wzrosła o 17 proc. To trzeci najgorszy wynik w Polsce.
– Ledwo nadążamy – przyznaje nam Jerzy Irsak, dyrektor świdnickiego Pegimeku, miejskiej spółki odpowiedzialnej za cmentarz komunalny. Potwierdza, że pochówków jest zauważalnie więcej. Dlatego szykuje na zimę więcej dodatkowych grobów. – Zwykle na okres zimowy, gdy nie da się kopać w ziemi, przygotowywaliśmy 20, 30, najwyżej 50 zapasowych grobów. Teraz chcemy na zimę przygotować ich ponad 100.
Obfite żniwa śmierci
Przez dziesięć miesięcy tego roku zarejestrowano w Lubelskiem już 23 397 zgonów. To tak, jakby zniknęła cała Łęczna. W samym tylko Lublinie zarejestrowano w tym okresie 5 187 zgonów. To tak, jakby z miasta wyparowali mieszkańcy os. Łęgi.
W woj. lubelskim liczba tegorocznych zgonów (styczeń-październik) jest większa od zeszłorocznej (w tym samym okresie) o 17,15 proc. Gorszy wskaźnik ma tylko woj. warmińsko-mazurskie (wzrost o 18,89 proc.) oraz kujawsko-pomorskie (przyrost o 18,28 proc.). Niewiele lepiej niż u nas jest w Podlaskiem, gdzie liczba zgonów we wspomnianym okresie wzrosła o 17,11 proc. Najlepiej wypada tu woj. małopolskie, gdzie liczba zgonów wzrosła o 7,05 proc. oraz woj. opolskie (plus 9,2 proc.).
Skąd tak dużo zgonów?
– Kardiologia i onkologia to dwie dziedziny, które odpowiadają za większość nadmiarowych zgonów w czasie pandemii. Szacuje się, że mniej więcej jedna trzecia była efektem ciężkiego przebiegu COVID-19, a pozostała część to właśnie pacjenci z chorobami kardiologicznymi i onkologicznymi, u których odraczane były zabiegi planowe – mówi dr hab. n.med. Piotr Waciński, kierownik Klinicznego Oddziału Kardiologii Inwazyjnej szpitala przy ul. Jaczewskiego. – Szacujemy, że ok. 20 proc. naszych pacjentów, którzy mieli przekładane zabiegi strukturalne np. przezskórną wymianę zastawek, po prostu ich nie doczekali. To przede wszystkim osoby starsze, powyżej 75. roku życia.
Zgłaszamy się za późno
– Teraz będzie jeszcze gorzej, bo mamy zaniedbania z drugiej, trzeciej i za chwilę czwartej fali – prognozuje dr n.med. Renata Florek-Szymańska, chirurg z Lublina. – Na te zaniedbania składa się wiele różnych czynników. Na pewno to ograniczenie dostępu do leczenia dla pacjentów niezakażonych i przesuwanie terminów zabiegów planowych czy wydłużony czas wizyt u specjalistów. Ale nie tylko. Nadal obserwujemy też, że wiele osób nie zgłasza się w odpowiednim czasie do lekarza. Nawet jeśli choroba jest zaawansowana i pacjent ma skierowanie do szpitala.
Leczenie zostało, paradoksalnie, utrudnione przez to, co miało je ułatwić. Czyli zniesienie limitów pierwszych wizyt u lekarza specjalisty. – Problem w tym, że z wolnych terminów, które się pojawiły, skorzystali przede wszystkim pacjenci, którzy nie wymagali pilnej konsultacji, a nawet, jak obserwuję w poradni chirurgii naczyń, w ogóle nie wymagali takiej porady. Zajęli oni za to wolne terminy tym pacjentom, którzy powinni być przyjęci w pierwszej kolejności, bo ich choroba jest zaawansowana. Przez to system zatkał się zupełnie – zaznacza Florek-Szymańska.
Ostatnie pożegnania
Zarządca największego w regionie cmentarza na lubelskim Majdanku zapewnia, że wciąż nadąża z pogrzebami. – Pochówki na cmentarzach komunalnych w Lublinie są realizowane praktycznie bezzwłocznie. Istnieje możliwość pochówku nawet w dniu zgłoszenia – zapewnia Błażej Rakowski z Lubelskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej.
Na Majdanku problemem jest „przepustowość” kaplicy ograniczona zimowym grafikiem cmentarza, gdzie pogrzeby są organizowane od godz. 8 do 14. – Obecnie odbywa się dziennie siedem mszy żałobnych w kaplicy – przekazuje Rakowski.
– Nabożeństwa coraz częściej odbywają się w kościołach parafialnych, po nich ostatnia stacja już na Majdanku – pisał kilka dni temu na Facebooku ks. Mieczysław Puzewicz. – Gdyby wszystkie nabożeństwa odprawiane były w tamtejszej kaplicy, musiałaby działać 24 godziny na dobę.