

Miał zadać żonie 35 ciosów nożem. Przed Sądem Okręgowym w Lublinie rozpocząl się proces Andrzeja K., 65-letniego lekarza oskarżonego o zabójstwo swojej 57-letniej żony.

Makabryczne wydarzenia rozegrały się 22 września 2024 roku w Annopolu. Jak ustalili i przekazali śledczy, w dniu zdarzenia policja została powiadomiona o krzykach dochodzących z domu małżeństwa. Kobieta miała wzywać pomocy. Na miejsce udali się funkcjonariusze z KPP Kraśnik, ale na ratunek było już za późno. Mundurowi zastali na miejscu leżącą na podłodze panią Dorotę, żonę oskarżonego, z licznymi ranami ciętymi na ciele. Pomimo podjętej reanimacji nie udało się jej uratować.
W sprawie został zatrzymany Andrzej K., mąż ofiary, który był na miejscu zdarzenia. Prokurator w akcie oskarżenia zarzucił mu działanie z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia.
– Uderzył pokrzywdzoną butelką w głowę, powodując wylew podskórny w okolicach szczytu głowy, a następnie 35-krotnie ugodził ją nożem w okolice tułowia, klatki piersiowej, kończyn górnych oraz twarzy, powodując obrażenia ciała w postaci kilkudziesięciu ran ciętych i kłutych, w tym kilku penetrujących do klatki piersiowej i raniących dolny płat płuca. Obrażenia te, wraz z następowym wykrwawieniem zewnętrznym i wewnętrznym, doprowadziły do zgonu – powiedział prokurator podczas pierwszego dnia rozprawy.
Dalsza jawność procesu została jednak wyłączona. Jak argumentowały strony – sprawa dotyczy bardzo delikatnej materii związanej z pozbawieniem życia człowieka oraz szczegółów relacji rodzinnych. Wiadomo jednak, że oskarżony nie przyznaje się do zarzucanych czynów, tłumacząc, że działał w obronie koniecznej, odpierając atak nożem, którego miała się dopuścić wobec niego żona.
W powszechnej opinii para uchodziła za zgrane i udane małżeństwo. Razem prowadzili przychodnię w Annopolu – on jako lekarz, ona jako pielęgniarka. Jak jednak przyznali w rozmowie z nami członkowie rodziny Andrzeja i Doroty – w ich domu nie działo się najlepiej, a sam oskarżony skarżył się na trudne relacje z żoną.
– Gdzieś musiała się zdarzyć kropla, która przelała czarę. Przyczyna na pewno wyszła od niej. Stało się, jak się stało, a to nie była pierwsza sytuacja, gdy ona z nożem do niego startowała. Kilkanaście lat to się działo, może i więcej – mówił jeden z członków rodziny po opuszczeniu sali rozpraw. Wtórowała mu inna osoba związana z rodziną: – W kwietniu, przed tymi wydarzeniami, rozmawiałem ze śp. Dorotą. Po rozmowie przez dwa tygodnie chorowałem, próbując się opanować po tym, co mówiła i jaki prezentowała sposób myślenia – relacjonował świadek.
Biegli psychiatrzy uznali, że oskarżony był poczytalny w chwili zdarzenia. Sam Andrzej K. przyznał jednak, że na własną rękę leczył się na zaburzenia depresyjne i bezsenność. Za czyn zarzucany podejrzanemu grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.

