Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Radosnych Świąt Bożego Narodzenia naszym drogim Czytelnikom życzy Redakcja Dziennika Wschodniego
Reklama

Stare Miasto wymiera. Nie ma już cukierni. Został pan Krzysztof i jego księgarnia

Swój zakład zamknął już złotnik, padło kilka sklepików z odzieżą, cukiernia, punkty z pamiątkami. – Jest niewesoło, ale póki mam siłę wstawać rano, wstaję i przychodzę. Choć bywa, że przez cały dzień pojawia się raptem... jeden klient – mówi właściciel malutkiej, niszowej księgarni na zamojskim Starym Mieście.
Stare Miasto wymiera. Nie ma już cukierni. Został pan Krzysztof i jego księgarnia
Otwarcie księgarni „Trio z Roztocza” było spełnienie marzeń i realizacją pasji Krzysztofa Bieleckiego. Dlatego maleńki sklepik stacjonarny otwiera dzień w dzień i spędza w nim wiele godzin nawet wówczas, gdy odwiedza go tylko jeden klient

Autor: Anna Szewc

„W styczniu 2023 z zamojskiej Starówki znika kolejnych 11 firm. Ja jeszcze mam odrobinę chęci i zdrowia, więc proszę wspomagać zakupami” – to wpis, jaki Krzysztof Bielecki zamieścił na swoim facebookowym profilu tuż przed końcem 2022 roku.

– Moim zdaniem, to dopiero początek. Jeżeli nic się nie zmieni, jeśli ta recesja będzie trwała nadal, to za jakiś czas na Starym Mieście w Zamościu pozostaną prawnicy, urzędy, banki i może kilka restauracji – przewiduje nas rozmówca, gdy spotykamy się w jego niewielkiej księgarni „Trio z Roztocza”.

Z administracji do książek

Krzysztof Bielecki jest z wykształcenia politologiem. Wiele lat przepracował w administracji. Po roku 1990 postanowił coś w swoim życiu zmienić, chciał działać na własny rachunek.

Próbował sił w różnych branżach, z różnym powodzeniem, aż wreszcie znalazł niszę, która zawsze była jego pasją. To książki i historia, zwłaszcza ta regionalna. I tego, póki co, się trzyma. Ma nadzieję, że jego założona ponad 6 lat temu księgarnia przetrwa obecny kryzys.

– Nazwa „Trio z Roztocza” wzięła się od tego, że na początku postanowiłem promować i sprzedawać książki trzech związanych z Zamościem i regionem pisarek: Moniki Rebizant-Siwiło, Bożeny Gałczyńskiej-Szurek i Anny Rychter – wspomina Bielecki.

Pierwszym punktem sprzedaży był... stolik ustawiany pod gołym niebem na zamojskim Rynku Solnym. Z czasem księgarz zaczął stopniowo poszerzać ofertę, tytułów przybywało, mógł już sobie pozwolić na wynajęcie niewielkich lokali.

– Rynek księgarski ma swoją specyfikę. „Biznes”, zwłaszcza w takim mieście jak Zamość, kręci się sezonowo, przez 4 do 6 miesięcy w roku. Przez taki okres zarabia się pieniądze, które pozwalają później jakoś przetrwać przez kolejne miesiące roku – wyjaśnia księgarz.

Opowiada, że początki jego działalności były na tyle dobre, że mógł sobie nawet pozwolić na to, by zatrudniać pracowników.

– Miałem szczęście do osób, które znały się na rzeczy, były podobnie jak ja pasjonatami. Niestety, z czasem doszło do tego, że na utrzymanie sprzedawczyń nie mogłem sobie pozwolić. Zwłaszcza, że rosła płaca minimalna – tłumaczy fakt, że teraz jest sam sobie szefem i pracownikiem w księgarence funkcjonującej na kilkunastu metrach kwadratowych, ale również w założonym przed dwoma laty wydawnictwie.

Nie mogłem narzekać

To dzięki tej jego nowej działalności na rynku księgarskim pojawiły się pozycje pisane między innymi przez zamojskich historyków i muzealników Jacka Feduszkę czy Jerzego Kuśnierza, ale również pochodzącego z Zamościa, a mieszkającego obecnie w Krasnymstawie Fryderyka Kierepki, autora cieszących się popularnością „Opowieści z Roztocza. Na tropie legend i historii”.

– I choć książki, zwłaszcza historyczne nie są towarem pierwszej potrzeby, jak na przykład artykuły spożywcze, to przez kilka lat na brak klientów, pasjonatów nie mogłem narzekać– wspomina pan Krzysztof.

Ci, którzy z różnych rejonów Polski trafiali do jego księgarni w turystycznym sezonie, pozostawali wiernymi klientami również po jego zakończeniu, z tym że wtedy zakupy robili już internetowo. Bo w tej wyjątkowej księgarni mogli zawsze znaleźć sporo literatury dotyczącej historii Zamościa i Zamojszczyzny, Kresów Wschodnich, biografie, unikatowe reprinty starych książek.

– A czasem bywało tak, że nawet jeśli czegoś u mnie w ofercie akurat nie było, to telefonowali i telefonują do dziś, z prośbą, aby jakąś konkretną książkę dla nich znaleźć, wyszukać, sprowadzić. A ja zawsze staram się te zamówienia realizować, z reguły się udaje – opowiada z uśmiechem nasz rozmówca.

Covid wszystko popsuł, wojna dołożyła swoje

Ale przyszedł rok 2020. Polskę i świat „dopadła” pandemia koronawirusa. Kolejne lockdowny sprawiły, że klientów zaczęło sukcesywnie ubywać.

A kiedy już wydawało się, że o covidzie można zapomnieć i sytuacja w końcu wróci do normy, Rosja zaatakowała Ukrainę, przyszedł globalny kryzys, dołożyła się do tego inflacja i zrobiło się jeszcze trudniej.

Mimo tego Krzysztof Bielecki dzień w dzień otwiera swoją małą księgarnię.

Teoretycznie jest czynna na Rynku Solnym od godz. 11 do 17.30, ale właściciela z reguły można tu spotkać już dwie godziny wcześniej i jeszcze po zamknięciu.

– Robię to, bo to jest moja pasja. Nie umiałbym siedzieć w domu bezczynnie. Przychodzę i czekam na klientów. Ale przyznaję, że bywają takie dni, że zajrzy do mnie tylko jedna osoba. Więc sobie szperam w internecie, sprawdzam wydawnictwa, szukam perełek, które mógłbym sprowadzić – zdradza księgarz.

Dodaje, że swojej działalności dotychczas nie zawiesił również dlatego, że nie chce zawieść tych, którzy przyzwyczaili się, że na niego zawsze mogą liczyć. – To dla mnie radość, gdy przychodzą młodzi ludzie i pytają o Dostojewskiego czy Rilkego. Mam satysfakcję, gdy telefonuje student, który nigdzie nie może znaleźć wydawnictwa o Batalionach Chłopskich, a ja jestem w stanie je dla niego zorganizować – przyznaje Krzysztof Bielecki.

Z rozrzewnieniem opowiada też o dwóch stałych klientach ze Śląska. Jeden mieszka w Gliwicach, drugi w Tychach.

Obaj podczas pobytów w Zamościu skompletowali u Bieleckiego całkiem pokaźne biblioteczki, a kiedy zdarza im się spotkać w „Trio z Roztocza”, to zaczynają się licytować, który kupił tutaj więcej książek.

– I dlatego, póki są tacy ludzie, cały czas jest jeszcze we mnie nadzieja, że ta trudna sytuacja się zmieni. Bez tej nadziei pewnie już księgarnię bym zamknął, przynajmniej tę stacjonarną – mówi Bielecki.

Starówka pustoszeje

Od dłuższego czasu, idąc do pracy obserwuje kolejne puste witryny, których na Starym Mieście w Zamościu niestety przybywa.

– Kiedyś znalezienie wolnego lokalu przy samym Rynku Wielkim albo w którejś z najbliższych mu ulic graniczyło z cudem, teraz takich nie brakuje. Pada odzieżówka i pamiątkarstwo. Duża księgarnia, która miała dwie siedziby, właśnie przeprowadza się do jednej. Niedawno zamknął zakład nawet złotnik. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak trudna jest sytuacja – przekonuje Krzysztof Bielecki.

Opowiada, że działalność pozawieszali ludzie, którzy tak jak on zaczynali jeszcze w latach 90. Jak ktoś mógł, przeszedł na emeryturę, inni na zasiłki.

– A teraz siedzą w domach i płaczą – mówi smutno księgarz.

Ale też zapowiada, że on o byt swojej księgarni wydawnictwa będzie walczył tak długo, jak się da. I snuje plany. – Jestem na ten rok umówiony na wydanie wspomnień pewnego pana. Ma 94 lata. Pochodzi od nas, mieszka daleko w Polsce. Walczył w Batalionach Chłopskich, obiecał o tym opowiedzieć. Dogrywam szczegóły z jego siostrzeńcem – zdradza jedno z kilku swoich zamierzeń.

A kiedy wrócą „lepsze czasy” i zarobi tyle pieniędzy, by mógł kogoś zatrudnić na swoje zastępstwo, to zrobi sobie przyjemność i... wyjedzie gdzieś na Roztocze.

– Na dwa, góra trzy dni. Dłużej nie wytrzymam – zapowiada z uśmiechem Krzysztof Bielecki.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama