W nocy z niedzieli na poniedziałek amerykańska Akademia Filmowa przyznała swoje najważniejsze nagrody – Oscary. Polski film "Ida” został uznany za najlepszy nieanglojęzyczny film 2015 roku. Grzejemy się w cieple tej sławy, bo część zdjęć powstała niedaleko Zamościa.
– W sumie wystąpiło ok. 15 statystów z naszych okolic. To było dla nas ogromne wydarzenie. Po raz pierwszy mieliśmy okazję pracować przy filmie. Opiekowałem się całą ekipą – wspomina Waldemar Dołba, pracownik starostwa powiatowego w Zamościu, który opiekuje się pałacem w Klemensowie. – Zdjęcia były tu kręcone ponad tydzień. W filmie można zobaczyć kuchnię, główną salę pałacu i kaplicę. Część zdjęć była również kręcona przed pałacem, od strony północnej.
Pani Beata zagrała w filmie jedną z zakonnic. – Nie wszystkie sceny weszły do filmu, ale w kilku jestem. Nawet, jeśli ktoś ze znajomych mnie nie rozpozna w habicie, to dla mnie najważniejsze jest to, że zagrałam w tym filmie – mówi pani Beata. – Mąż też miał propozycję roli, miał zagrać księdza. Warunkiem było jednak zgolenie wąsów, na co się nie zgodził. Zagrał za to nasz syn, a nawet nasze kury i koguty – śmieje się pani Beata.
XVIII-wieczny pałac w Klemensowie jest obecnie własnością Skarbu Państwa, ale być może wkrótce wróci do spadkobiercy poprzednich właścicieli, którym jest były prezydent Zamościa Marcin Zamoyski. 30 października ubiegłego roku wojewoda Wojciech Wilk podpisał dokument, według którego majątek nie powinien być wywłaszczony dekretem PKWN z 1944 roku. Od tej decyzji odwołał się jednak zarządzający obiektem starosta zamojski.
– Skargę przekazaliśmy do Ministerstwa Rolnictwa i czekamy na decyzję w tej sprawie – informuje Marcin Bielesz, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego.
Oscary 2015 - wyniki
"Ida” zdobyła pierwszego Oscara dla polskiego filmu w tej kategorii. W rywalizacji o złotą statuetkę film Pawlikowskiego pokonał w swojej kategorii: rosyjskiego "Lewiatana” w reż. Andrieja Zwiagincewa, argentyńskie "Dzikie historie” w reż. Damiana Szifrona, mauretańskie "Timbuktu” w reż. Abderrahmane Sissako oraz estońsko-gruzińskie "Mandarynki” w reż. Zazy Urushadzego.