Młodzież Lublinianki szykuje się do pierwszego domowego meczu w tym roku. Drużyna Radosława Adamczyka w sobotę o godz. 14 zagra z KS Wiązownica.
W zimie rywali przejął Kamil Witkowski, w przeszłości zawodnik Lublinianki, a ostatnio trener Stali Poniatowa. Do drużyny dołączyła spora grupa zawodników lidera, który wycofał się z rozgrywek – ŁKS Łagów, a także: Sebastian Rak i Arkadiusz Baran, którzy na jesieni grali na Wieniawie.
Po obiecującym występie na inaugurację w Sandomierzu, gdzie młodzież Lublinianki przegrała „tylko” 1:3 przyszło lanie w wyjazdowym starciu z Cracovią II – aż 0:9.
– Na pewno sporo czynników miało wpływ na postawę chłopaków. Rozmawialiśmy z Tomkiem Brzyskim, że Cracovia II to najlepiej grający zespół w lidze. Dodatkowo spędziliśmy 4,5 godziny w podróży, trzeba było też bardzo wcześnie wstać, a swoje zrobiła również pogoda. Mimo wszystko z każdego meczu coś można wyciągnąć. Szybko straciliśmy bramki, ale kolejne pół godziny nieźle zareagowaliśmy. W końcówce pierwszej połowy wszystko się posypało – mówi Radosław Adamczyk, trener zespołu z Lublina.
Jeszcze niedawno mówiło się, że klub szuka doświadczonego szkoleniowca. – Każda posada trenera jest taka, że dzisiaj się pracuje, a jutro może już nie. Ja skupiam się na najbliższym spotkaniu. A co życie przyniesie, to zobaczymy. Na pewno mam jednak pomysł na zespół. Jest dużo rzeczy do poprawy, a po dwóch kolejkach mamy jakiś ogląd na to, jak wygląda trzecia liga. Wiadomo, że to zupełnie inny poziom i że mamy sporo braków. Drużyna jest przede wszystkim młoda i niedoświadczona. To tak naprawdę sami debiutanci. Nieliczni mieli okazję na jesieni zagrać w tej lidze, ale to były tylko epizody. Zdecydowaliśmy się podjąć rękawicę i walczymy. Pracujemy, żeby sprawić jakaś niespodziankę, chciałoby się wygrać w sobotę i tak do tego podchodzimy. Mamy dużo pokory i szacunku do przeciwnika, ale pracujemy ze spokojem, bo wiemy, w jakiej jesteśmy sytuacji. Mimo wysokiej porażki z Cracovią atmosfera jest bardzo dobra i postaramy się powielić dobre rzeczy, który były w naszej grze, a te złe wyeliminować – dodaje szkoleniowiec.
W sobotę o godz. 15 Podlasie zagra u siebie z Wisłoką Dębica. Biało-zieloni mają czego żałować, bo przed tygodniem prowadzili na wyjeździe z Wieczystą 1:0, ale zmarnowali dobry występ w pierwszej połowie w zaledwie pięć minut drugiej odsłony i przegrali 2:3. – Pokazaliśmy, jak w kilka minut można stracić to, na co pracowaliśmy cały mecz, przez własne błędy. Nie było dużo tych słabych momentów, ale słono za nie zapłaciliśmy. Jestem jednak spokojny, że zaczniemy wygrywać i to regularnie. Na razie nie panikujemy, że wiosną zdobyliśmy tylko punkt – mówi Artur Renkowski, trener Podlasia.
Jego podopieczni w weekend będą mieli… dziesiątą okazję w tym sezonie, żeby po raz pierwszy wygrać u siebie. – Na pewno siedzi to w głowach chłopaków, ale takie serie się zdarzają. Liczymy, że właśnie w sobotę rozpoczniemy lepszą passę, bo zwycięstw. Wisłoka to jednak poukładana drużyna, która chce grać podobnie to nas. Szykuje się ciekawy mecz, ale z kim byśmy nie grali, zawsze chcemy wygrać – dodaje opiekun zespołu z Białej Podlaskiej.
Także w sobotę o godz. 15 rozpocznie się ostatnie spotkanie z udziałem naszych drużyn. Orlęta Spomlek podejmują Chełmiankę. Gospodarze będą chcieli się szybko podnieść po porażce w Tarnowie. Nie będzie jednak łatwo, bo ze względu na kartki, ze składu wypadną: Szymon Kamiński (czwarte „żółtko”) i bramkarz Kacper Kołotyło, który w końcówce zawodów wyleciał z boiska. Piłkarze Artura Bożyka przed tygodniem mieli wolne, bo ich mecz z Sokołem Sieniawa został odwołany, z powodu złego stanu boiska. Patryk Czułowski i spółka na pewno spróbują się odpłacić przeciwnikowi za porażkę z pierwszej rundy. Na jesieni Orlęta wygrały w Chełmie 3:1. Ostatnia z naszych ekip – Avia Świdnik dostanie trzy punkty walkowerem za mecz z ŁKS Łagów.