Obie drużyny mogły wygrać, ale ostatecznie derby w Białej Podlaskiej zakończyły się podziałem punktów. Do przerwy Podlasie prowadziło z Avią 1:0, ale w końcówce żółto-niebiescy uratowali punkt, po bramce zdobytej z rzutu karnego.
Od pierwszego gwizdka gospodarze oddali piłkę rywalom i czekali na okazje do kontr. Żółto-niebiescy mieli swoją szansę, ale po „główce” Mateusza Kompanickiego świetnie spisał się bramkarz biało-zielonych.
A w 23 minucie, to drużyna Artura Renkowskiego otworzyła wynik. Avia mogła przerwać akcję Wiktora Niewiarowskiego na środku boiska, ale tego nie zrobiła. Zawodnik pozyskany w zimie z Polonii Warszawa zagrał do Damiana Lepiarza, a ten w sytuacji sam na sam pokonał Dawida Rosiaka. A przy okazji zdobył swoją trzecią bramkę w dwóch ostatnich meczach.
Miejscowi mogli i powinni pójść za ciosem. Niewiarowski praktycznie od połowy boiska biegł sam na bramkarza rywali, pojedynek z golkiperem jednak przegrał. Efekt? Do przerwy było „tylko” 1:0. W drugiej połowie lepiej zaczęli bialaczanie, ale po 10 minutach znowu zaczęła dominować ekipa ze Świdnika. Podopieczni Łukasza Mierzejewskiego byli przy piłce, ale bili głową w mur i mieli wielki problem, żeby przedrzeć się przez defensywę przeciwnika.
W końcówce „Mierzej” posłał do ataku obrońcę – Rafała Kursę. I to na pewno była dobra decyzja, bo to właśnie Kursa wywalczył w końcówce rzut karny, a na gola zamienił go Paweł Uliczny. W końcówce żółto-niebiescy mogli zadać drugi cios. Po rzucie wolnym Tomasz Midzierski strzelił głową i wydawało się, że zmylony rykoszetem Rafał Misztal będzie musiał sięgnąć do siatki. Doświadczony golkiper rzucił się w drugą stronę niż leciała piłka, ale zdążył zareagować i odbić futbolówkę. A przy okazji uratował swojej drużynie cenny punkt. Świdniczanie na wiosnę nadal mają na koncie tylko jedno zwycięstwo, zresztą po walkowerze za mecz z ŁKS Łagów. Na pierwszy triumf na boisku muszą jeszcze poczekać.
ZDANIEM TRENERÓW
Łukasz Mierzejewski (Avia Świdnik)
– Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich wyrównaliśmy, a także przebieg spotkania, na pewno trzeba szanować ten punkt. Szczerze mówiąc w pierwszej połowie to my jako pierwsi mieliśmy jednak dogodną okazję na gola. Dobrze zachował się bramkarz Podlasia. Uczulaliśmy chłopaków, że gospodarze będą groźni z kontry i mogliśmy przerwać akcję bramkową na środku boiska, ale tego nie zrobiliśmy. W drugiej połowie przez 10 minut mieliśmy problemy, ale później znowu dominowaliśmy. Rywale ustawili się jednak w niskiej obronie i ciężko było się przedostać. W końcówce wyrównaliśmy z karnego i była szansa na drugą bramkę, ale znowu swoje zrobił bramkarz. Mimo że znowu nie udało nam się wywalczyć kompletu punktów, to nadal wierzę w tym chłopaków i naszą drużynę. Na jesieni byliśmy bardziej skuteczni, teraz mamy trochę mniej sytuacji i strzelamy mniej goli. Nawet w poprzednich meczach okazji było więcej. Liczy się jednak to, co w sieci, my pod bramką przeciwników jesteśmy za mało konkretni.
Artur Renkowski (Podlasie Biała Podlaska)
– Na pewno jest niedosyt, bo prowadziliśmy i mieliśmy dobrą okazję, żeby jeszcze przed przerwą podwyższyć na 2:0. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że Avia po golu na 1:1 również miała dobrą sytuację, żeby przechylić szalę na swoją korzyść. Dlatego szanujemy ten remis, bo wywalczyliśmy punkt z naprawdę dobrym zespołem. Wiedzieliśmy, że przeciwnik ma dużo jakości i potrafi tworzyć przewagę, dlatego cofnęliśmy się niżej. Świdniczanie mieli piłkę, ale nie przekładało się to na konkretne sytuacje w naszym polu karnym.
Podlasie Biała Podlaska – Avia Świdnik 1:1 (1:0)
Bramki: Lepiarz (23) – Uliczny (85).
Podlasie: Misztal – Kot, Kozłowski, Arak, Salak, Pigiel, Podstolak, Kurowski (88 Szatała), Kosieradzi (60 Balicki), Niewiarowski (88 Nojszewski), Lepiarz.
Avia: Rosiak – Mykytyn, Kursa, Miedzierski, Drozd (46 Poleszak), Kalinowski, Mydlarz, Popiołek (46 Uliczny), Maluga (63 Wdowiak), Rak (63 Kunca), Kompanicki (46 Zając).
Kiepska passa trwa
Jak nie idzie, to nie idzie. Orlęta Spomlek przegrały w sobotę czwarty mecz z rzędu. Tym razem drużyna Mikołaja Raczyńskiego musiała uznać wyższość Wisłoki Dębica, po porażce 1:2.
Szkoleniowiec biało-zielonych ma na wiosnę spory ból głowy, jeżeli chodzi o skład swojego zespołu. Po zimowych ubytkach, każda kontuzja oznacza kłopoty. A tak się składa, że urazy leczą obecnie: Karol Rycaj i Pavel Chaliadka, a do zdrowia powoli wraca Przemysław Koszel. Na dodatek, z powodu choroby w sobotę nie mógł zagrać Arkadiusz Maj. A to oznaczało, że trener Raczyński w „podstawie” wystawił aż sześciu młodzieżowców. To na pewno poprawi szanse biało-zielonych w walce o premie z Pro Junior System, ale nie przyniosło w weekend punktów do tabeli.
Gospodarze liczyli na przełamanie po trzech porażkach z rzędu. Niestety, szybko było jasne, że będą z tym duże kłopoty. Już w ósmej minucie Damian Łanucha trafił na 0:1, bezpośrednio z rzutu wolnego, z około 20 metrów. Orlęta błyskawicznie odpowiedziały, także po stałym fragmencie. W pole karne dośrodkował Patryk Szymala, a Gabor Żukowski głową doprowadził do wyrównania.
W kolejnych fragmentach wynik długo nie ulegał zmianie. W końcówce pierwszej połowy Wisłoka ponownie wyszła na prowadzenie, tym razem po skutecznie wykonanym przez Błażeja Radwanka rzucie karnym. W drugiej połowie dominowali miejscowi, ale nie potrafili po raz drugi doprowadzić do remisu. W ekipie z Radzynia Podlaskiego zadebiutował także nowy napastnik – Kamil Walków, który w piątek został zgłoszony do rozgrywek. Były zawodnik Pogoni Siedlce długo leczył kontuzję i na pewno będzie potrzebował czasu, żeby pomóc kolegom.
Orlęta Spomlek Radzyń Podlaski – Wisłoka Dębica 1:2 (1:2)
Bramki: Żukowski (10) – Łanucha (8), Radwanek (43-z karnego).
Orlęta: Kołotyło – Żukowski, Duchnowski, Kamiński, Szymala, Zmorzyński (67 Tafara Madembo), Rogulski, Kobiałka, Szczygieł (76 Korolczuk), Skrzyński (62 Walków), Kuźma.
Wisłoka: Raciniewski – Priest-Tyson, Bogacz, Boksiński, Kardyś, Łanucha (80 Siedlecki), Maik (61 Iwanicki), Rębisz, Smoleń (61 Żmuda), Radwanek, Siedlik (75 Stańczyk).
Żółte kartki: Skrzyński – Boksiński, Kardyś, Rębisz.
Sędziował: Damian Szczytniewski (Płock).