

Wprowadzenie systemu ETA miało ułatwić wjazd do Zjednoczonego Królestwa. Dla większości obywateli Unii Europejskiej, a wkrótce również innych państw, proces ten zastępuje klasyczną Wiza do UK i pozwala przekroczyć granicę bez wizyty w konsulacie. Niestety, każda nowinka administracyjna przynosi falę nadużyć – zwłaszcza w internecie, gdzie łatwo skusić się obietnicą „natychmiastowego potwierdzenia” i „taniej obsługi”. Poniżej znajdziesz kompendium, jak rozpoznać oszustów, ochronić dane paszportowe i nie dać sobie wcisnąć usług, które nie istnieją.

Dlaczego ETA przyciąga internetowych naciągaczy?
Po pierwsze: niska opłata oficjalna. Gdy legalny koszt wynosi kilkanaście funtów, wiele osób nie zadaje sobie trudu, by sprawdzić, czy płaci cztery, czy dziesięć razy więcej. Po drugie: efekt nowości. System wszedł na stałe dopiero w 2025 roku, więc podróżni wciąż szukają informacji pod hasłem „Wiza do UK” i klikają pierwszy wynik w wyszukiwarce. Oszuści natychmiast przejmują sponsorowane miejsca w Google, kupując reklamy z hasłami „ETA UK official” albo „Apply UK Visa Fast”. Po trzecie: presja czasu. Tanie linie lotnicze wyrzucają promocje z wylotem za tydzień, a kibice Premier League potrzebują wejściówki „na wczoraj”. W takich okolicznościach łatwo przeoczyć, że adres strony kończy się na .com lub .co, a nie na .gov.uk. Dlatego warto korzystać z pewnych źródeł albo agencji np. Notberg (wcześniej WizaSerwis).
Jak działają fałszywe portale?
Schemat jest klasyczny. Strona wzoruje się graficznie na rządowym portalu: szarogranatowe bannery, herb Korony i odcienie zieleni znane z Home Office. W pierwszych krokach proszą o imię, nazwisko i datę urodzenia – nic podejrzanego. Dopiero na etapie płatności zaczynają się „opłaty serwisowe”, „pakiet VIP” czy „świadczenie premium”, które podnoszą rachunek z kilkunastu funtów do kilkudziesięciu euro. Część stron przedstawia wczytywanie „certyfikatu bezpieczeństwa” lub „złącza szyfrującego”, by przekonać, że droższa usługa gwarantuje lepszą ochronę danych. Efekt? Nie tylko tracisz pieniądze, ale często nie dostajesz żadnego potwierdzenia w systemie ETA, bo serwis niczego w Twoim imieniu nie złożył.
Bywa gorzej. Strona, która naprawdę zbiera dane paszportowe, może je później sprzedać na czarnym rynku. Kradzież tożsamości w czasach bankowości online to nie teoria: numer dokumentu, data ważności, fotografia i podpis wystarczą, by otworzyć fałszywe konto lub wziąć pożyczkę.
Cztery sygnały alarmowe
-
Dziwna domena – rządowe serwisy brytyjskie zawsze kończą się na .gov.uk. Jeśli zauważysz literę więcej, myślnik w środku albo rozszerzenie .app, zamknij stronę.
-
Zbyt natarczywa reklama – „Limited offer!”, „Only today – 50 % off” przy dokumentach administracyjnych? To czerwona flaga. Home Office niczego nie wyprzedaje.
-
Pakiety ekspresowe – oficjalny system nie przewiduje droższej wersji „priorytetowej” na piętnaście minut. ETA jest rozpatrywana maszynowo; kolejki nie da się obejść.
-
Żądanie dodatkowych dokumentów – jeśli witryna wymaga skanu aktu urodzenia, dyplomu lub prosi o certyfikat z pieczęcią Apostille, uciekaj. ETA wymaga wyłącznie danych z paszportu i podstawowych informacji podróżnych.
Co zrobić, gdy padłeś ofiarą?
Po pierwsze, nie zwlekaj. Skontaktuj się z bankiem i poproś o blokadę karty lub rozpoczęcie procedury chargeback – masz prawo odzyskać pieniądze za usługę, która nie została zrealizowana. Następnie zmień hasła do poczty i wszystkich kont, gdzie używasz tego samego loginu. W międzyczasie złóż prawidłową aplikację ETA na oficjalnej stronie lub w rządowej aplikacji mobilnej. Jeśli masz wątpliwości, czy zrobiłeś wszystko dobrze, skorzystaj z pomocy profesjonalnego pośrednika.
A co z innymi krajami?
Pamiętaj, że podobne sztuczki funkcjonują przy elektronicznych zezwoleniach do Ameryki Północnej. Gdy wpiszesz w Google „wiza do USA” lub „ESTA quick approval”, od razu pojawią się dziesiątki portali o znajomo brzmiących adresach. Ich twórcy od lat żyją z mylenia turystów i inkasują nawet 100 dolarów za coś, co rząd robi za 21. To samo dotyczy frazy „wiza do Kanady” i systemu eTA, który oficjalnie kosztuje siedem dolarów kanadyjskich, a w fałszywej wersji – nawet czterdzieści. Schemat się nie zmienia: atrakcyjny baner, licznik odmierzający „ostatnie pięć minut”, pozornie profesjonalny formularz i niebotyczna prowizja.
Dlaczego warto rozważyć pomoc Notberg?
Jeżeli nie masz czasu albo ochoty przebijać się przez angielskie instrukcje i sprawdzać, czy adres naprawdę należy do rządu, zleć sprawę ekspertom. Firma Notberg, znana wcześniej jako WizaSerwis, zajmuje się wizami od lat i jako jedna z niewielu w Polsce jawnie oddziela opłatę urzędową od honorarium. Korzystając z ich usług, płacisz dokładnie tyle, ile wymaga Home Office, plus przejrzystą stawkę za profesjonalne wsparcie. Notberg składa wnioski wyłącznie przez oficjalny portal, a każde potwierdzenie statusu autoryzacji trafia do Ciebie e‑mailem i SMS‑em. Dodatkowo doradcy weryfikują Twoje dane pod kątem literówek czy niezgodności, które mogłyby zablokować wjazd. To oszczędność czasu, nerwów i, paradoksalnie, pieniędzy – jeśli uwzględnisz karne opłaty za zmianę lotu w razie odmowy.
Podsumowanie
Cyfrowa autoryzacja ETA to krok we właściwym kierunku: mniej kolejek, mniej papieru, większa wygoda. Ale tam, gdzie pojawia się uproszczenie procedur, natychmiast wyrastają też oszuści, którzy próbują zarobić na ludzkiej nieuwadze. Klucz do bezpiecznego podróżowania jest prosty: weryfikuj adresy stron, nie płać za obietnice ekspresowej usługi i trzymaj się oficjalnych kanałów. A jeśli chcesz mieć pewność, że Twój wniosek trafi tam, gdzie trzeba, rozważ skorzystanie z usług Notberg. Profesjonaliści dopilnują terminów, złożą poprawny formularz, a Ty zajmiesz się tym, co naprawdę ważne – planowaniem podróży i pakowaniem walizki. Dzięki rozsądnym zabezpieczeniom i odrobinie czujności unikniesz niepotrzebnych kosztów i spokojnie wyruszysz w drogę, czy to do Londynu, czy dalej, z przesiadką do Ameryki, gdzie czeka wiza do USA lub wiza do Kanady. Wszystko zaczyna się od świadomego kliknięcia i wiedzy, jak odróżnić rządowy portal od podróbki.
