

Trzeci remis z rzędu na własnym stadionie Motoru Lublin. Tym razem żółto-biało-niebiescy podzielili się punktami z Radomiakiem (2:2), chociaż ponownie prowadzili 2:1. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu ekip?

Joao Henriques (Radomiak)
– Na koniec zasługiwaliśmy na więcej. Uważam, że byliśmy drużyną, która kontrolowała sytuację na boisku praktycznie przez całe spotkanie. Rywale mieli swoje szanse po stałych fragmentach gry, dobrze radzili sobie też z drugimi piłkami, ale to my mieliśmy więcej sytuacji i lepsze sytuacje. Dlatego nie jesteśmy zadowoleni z wyniku. Gdybyśmy przed startem sezonu wiedzieli, że wygramy u siebie i zremisujemy na wyjeździe, to pewnie można byłoby być zadowolonym. Po tym, co się stało w Lublinie jednak bardziej straciliśmy dwa punkty niż jeden zyskaliśmy. Mogliśmy strzelić więcej bramek niż dwie, a sami straciliśmy dziwne gole, zwłaszcza tego drugiego. Taka jednak jest piłka, trudniejsza np. od koszykówki czy piłki ręcznej, trudniej jest strzelić. Jestem zadowolony z postawy zawodników. Wypracowaliśmy sporo okazji, ale nie potrafiliśmy ich wykończyć. Drużyna zanotowała jednak dobry występ, a zawodnicy, którzy wracają do gry pokazali się z dobrej strony, tak samo, jak zmiennicy. Zrobiliśmy krok w dobrym kierunku.
Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Trochę się irytujemy, bo nie przegraliśmy od czterech spotkań i niestety nie wygraliśmy od trzech. Uważam, że dwa razy z rzędu, jak potrafisz z wyniku 0:1 wyjść na prowadzenie, to przynajmniej raz musisz utrzymać korzystny rezultat. My tracimy bramki w zbyt prosty sposób. Chociaż 11 ludźmi jesteśmy pod piłką, wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą, a mimo to Radomiak wychodzi na prowadzenie, a potem strzela na 2:2. Wcześniej Capita miał stuprocentową sytuację przy stanie 1:1. Jeżeli już strzelasz, to nie możesz stracić w taki sposób drugiego gola. Radomiak przyjechał tutaj nie przegrać, grać z kontry i trzymać 11 ludzi pod piłką i po odbiorze uderzać lub transportować piłki na skrzydłowych. W pierwszej połowie powinniśmy więcej zagrozić rywalom, ale mimo obecności w polu karnym nie przekładało się to na sytuacje. W drugiej części było lepiej, ale to nie wystarczyło, żeby wygrać. Nie jesteśmy zadowoleni z remisu, nie przystoi nam trzech spotkań z rzędu remisować w taki sposób. Dużo musimy zrobić, żeby wyjść na prowadzenie, a potem albo nie strzelamy drugiego gola, albo tracimy. Szczególnie bolą remisy u siebie, bo trzeba punktować za trzy, a my tego nie robimy. Musimy być bardziej bezwzględni w tych sytuacjach, kiedy możemy zamykać mecz.
- Czego brakuje?
– Chcieliśmy iść wysoko i poszliśmy, ale ten fragment był w momencie, kiedy graliśmy w dziesiątkę, bo Kuba nie był w stanie kontynuować gry. Mamy rozwalonego Achillesa, kostkę i trzecią zmianę wymuszoną, bo było naciągnięcie mięśnia. Te zmiany zostały wykonane ze względu na urazy, to był moment, kiedy byliśmy w systemie 5-4-1. Potem zaryzykowaliśmy i cofnęliśmy Kubę znowu, a Renat był z przodu. Nie uważam, że chcieliśmy oddać pole, wręcz przeciwnie. Chcieliśmy atakować, ale splot wydarzeń spowodował, że musieliśmy chwilę być na swojej połowie. Ja mam świadomość, że nie wszystko jest OK, bo musimy dowozić wygrane. Chodzi o to, żeby nie zwariować w osądach lub nie wyciągnąć złych wniosków. Termalica i Zagłębie, w tych meczach się cofnęliśmy, z drugiej strony rzut karny był, jaki był. Tym razem był splot wydarzeń. Wiemy, co musimy poprawić, ale nie można robić nerwowych ruchów, bo to nie pomaga.
- Kontuzje?
– Nie chcę rzucać nazwiskami, ani bez diagnozy stawiać wyroków. Z Jacquesem Ndiaye to wyglądało poważnie, ale we wtorek będą badania. Z Florianem nie powinno to być nic złego. On sam od siebie wymaga więcej i musimy nad nim popracować, ale jeszcze bym go nie skreślał.
