Miejski Zakład Komunikacji w Puławach, kluczowy przewoźnik działający na terenie powiatu puławskiego, ma poważne kłopoty finansowe. Strata spółki tylko w tym roku może przekroczyć 3 mln zł. Powód - wysokie koszty i niewystarczające wsparcie ze strony miasta i obsługiwanych gmin.
Od kwietnia tego roku puławskim MZK zarządza menedżer z Lublina, Paweł Dadej. Nowy prezes nie ukrywa, że spółka ma poważne problemy i bez pomocy, większego zrozumienia ze strony samorządów, upadnie w ciągu kilku lat.
- Problem w tym, że od 2019 roku ani miasto Puławy, ani gminy, nie płacą nam tyle ile powinny. Te pieniądze, które otrzymujemy od samorządów są po prostu niewystarczające. Według moich obliczeń, żebyśmy mogli mówić o pokryciu kosztów, te środki muszą wzrosnąć w zależności od danej gminy średnio od 30 do 50 proc. Jeśli tak się nie stanie, utrzymanie tej firmy w okresie dwóch lat może zakończyć się fiaskiem - mówi szef puławskiego przedsiębiorstwa.
MZK obsługuje miasto Puławy oraz okoliczne gminy. Jeśli upadnie, niezmotoryzowani mieszkańcy regionu będą mieli poważne kłopoty z dostaniem się do szkoły, pracy, sklepu itd.
- Ja sobie tego nie wyobrażam. Musimy kontynuować działalność, nawet ze względów bezpieczeństwa, np. na wypadek konieczności ewakuacji. Dlatego w przyszłym tygodniu siadamy do rozmów z wójtami i burmistrzami. Liczę na zrozumienie, bo żaden prywaciarz, który przyszedłby na nasze miejsce, nie zaoferuje im takich cen wozokilometra, jak my. I tak tanich biletów - tłumaczy Paweł Dadej. Swoją drogą, ceny biletów MZK także czeka wzrost. - Nie zmienialiśmy ich od trzech lat, więc rozważamy lekkie wyrównanie z 3,8 do 4 zł - proponuje prezes.
Plany zarządu nie ograniczają się do podnoszenia cen i negocjacji z samorządami. Prezes ma zamiar również ograniczać koszty działalności, które obecnie w dużej mierze generowane są przez starą część floty, czyli 22 solbusy, czyli pojazdy z nieistniejącej już polskiej fabryki. Jak tłumaczy nasz rozmówca, ich utrzymanie z uwagi na niską dostępność części, kosztuje nawet kilka razy więcej, niż nowszych solarisów, czy MAN-ów. Dlatego firma chce je wycofać z użytku w ciągu trzech lat. Ich miejsce w Puławach mają zająć pojazdy elektryczne oraz hybrydowe.
W zakupie elektryków pomóc ma dotacja z NFOŚiGW, o którą firma stara się we współpracy z Miastem Puławy. Wniosek dotyczy zakupu (na początek) 6 samochodów na prąd, a kolejnych 6 miałoby się pojawić w przyszłości. W planach jest także dotacja unijna z funduszy dla województwa lubelskiego na zakup autobusów hybrydowych (spalinowo-elektrycznych) z tzw. plug-in. czyli możliwością ładowania z sieci. Tych ostatecznie miałoby być 12.
Zmienić ma się nie tylko tabor, ale również konkretne połączenia obsługiwane przez MZK. Do końca października trwa prowadzone przez pracowników spółki badanie potoków ruchu pasażerskiego. W autobusach pasażerowie są liczeni, sprawdzani gdzie wsiadają, gdzie wysiadają, w jakich godzinach itd. Na podstawie zebranych w ten sposób danych (a także ankiety udostępnionej na stronie przewoźnika) zaproponowane będą modyfikacje kursów. Niewykluczone, że część najmniej obłożonych czeka przesunięcie na inną godzinę, a te zupełnie zbędne mogą zostać wykreślone z rozkładu.
Jeśli chodzi o sprawy wewnętrzne, warto wspomnieć o tym, że w tym tygodniu pracę w MZK rozpoczęła nowa, główna księgowa. Wakat na tym stanowisku trwał kilka miesięcy. Zdaniem prezesa udało się także uspokoić nastroje wśród kierowców, w tym związkowców. - Zwolnień nie planujemy - podkreśla Paweł Dadej.
Przypominamy, że MZK Puławy to jeden z największych przewoźników w regionie. Firma rocznie obsługuje 2,3 mln pasażerów, a jej autobusy przejeżdżają w tym czasie około 2 mln kilometrów. Przedsiębiorstwo zatrudnia obecnie 126 osób, z czego większość stanowią kierowcy. Zakład obsługuje przy tym 27 linii o łącznej długości ponad 500 km.