Rozmowa z Dawidem Dawydzikiem, reprezentantem Polski w piłce ręcznej, obrotowym Azotów Puławy
- Jaki dla pana był 2020 rok?
– Można powiedzieć, że udany. Zdobyłem Gladiatora, nagrodę przyznawaną przez PGNiG Superligę. Nie ukrywam, że było to moim marzeniem. W lipcu zmieniłem stan cywilny, ożeniłem się z Anitą. Akurat udało nam się trafić na taki czas kiedy obostrzenia dotyczące wesel i uroczystości były mniej rygorystyczne i w naszej uroczystości wzięło udział sto osób. Z kolei w styczniu uczestniczyłem z reprezentacją w mistrzostwach Europy w Szwecji. Szkoda, że z powodu pandemii koronawirusa sezon w PGNiG Superlidze został przedwcześnie zakończony i ostatecznie zostaliśmy pozbawieni możliwości walki o podium zajmując czwarte miejsce.
- Już po raz drugi z rzędu będzie pan miał okazję pojechać na wielką imprezę, tym razem mistrzostwa świata do Egiptu…
– To był mój cel i marzenie. Myślę, że dla każdego zawodnika wpisanie w sportowe cv mistrzostw Europy i mam nadzieję, że również mistrzostw świata w których będzie mi dane też zagrać w meczu, jest bardzo ważnym i wartościowym osiągnięciem. Brakować mi będzie jedynie Igrzysk Olimpijskich. Z powodu pandemii każda reprezentacja może zgłosić do mistrzostw 20 zawodników, z których tylko 16 będzie wpisanych do protokołu meczowego.
- Karierę reprezentacyjną zaczynał pan jeszcze jako zawodnik Zagłębia Lubin, kiedy selekcjonerem był Piotr Przybecki. Obecnie jest pan już graczem Azotów Puławy i ważnym ogniwem w kadrze Polski prowadzonej przez trenera Patryka Rombla. Ma pan 26 lat, można zaryzykować stwierdzenie, że pańska kariera rozwija się prawidłowo?
– Podczas występów w Lubinie byłem powoływany do kadry B prowadzonej wtedy przez trenera Rombla. Miałem epizod w pierwszej reprezentacji, cztery dni pod okiem Piotra Przybeckiego. Cieszę się, że po raz kolejny mogę reprezentować drużynę narodową.
- Rok temu w reprezentacji podczas mistrzostw Europy z Azotów Puławy było was czterech. Obecnie, już w pierwszym etapie selekcji zabrakło miejsca dla rozgrywającego Antoniego Łangowskiego, po grudniowym turnieju w Jastrzębiu-Zdroju z kadry wypadł też lewoskrzydłowy Piotr Jarosiewicz. Zostaliście we dwóch z Rafałem Przybylskim…
– Na pozycji Antka Łangowskiego jest obecnie Tomek Gębala, który powrócił po kontuzji. Z kolei Piotrek Jarosiewicz przeczuwał, że raczej będzie mu trudno załapać się na mistrzostwa w Egipcie. Ma za sobą poważny uraz śródstopia i powoli wraca do optymalnej formy. Jan Czuwara z Górnika Zabrze znajduje się w lepszej dyspozycji. Stąd selekcjoner postawił na niego i doświadczonego Przemka Krajewskiego. Mam nadzieję, że Piotrek podejdzie spokojnie do decyzji trenera. Przyszłość w reprezentacji narodowej jest jeszcze przed nim.
- W kadrze na MŚ jest aż czterech obrotowych: pan, Patryk Walczak, Maciej Gębala i Kamil Syprzak. Numerem jeden wydaje się być ten ostatni, ale pan już pokazał podczas styczniowych ME, że warto na pana stawiać od pierwszej minuty…
– Według wytycznych Światowej Federacji Piłki Ręcznej szeroka kadra na dany mecz ma liczyć 18 zawodników, a zatem dwóch pozostaje w rezerwie, a dwóch innych z 20-tki usiądzie na trybunach. Mam nadzieję, że nie będzie mi dane być w tej ostatniej grupie. Każdy z naszej czwórki będzie walczył o miejsce w meczowym protokole. Rywalizacja zapowiada się bardzo ciekawie.
- Podczas turnieju w Jastrzębiu-Zdroju reprezentacja nie zachwyciła, szczególnie w meczu z Algierią. Nieco lepiej było już w starciu z Rosją, ale styl reprezentacji pozostawia wiele do życzenia...
– Mamy świadomość naszych błędów i konieczności ich poprawy. Pamiętajmy, że podczas turnieju wystąpiliśmy w mocno eksperymentalnym składzie. Byliśmy po solidnych obciążeniach. Podczas zgrupowania w Cetniewie trenowaliśmy dwa razy po dwie godziny i 40 minut. Do tego dochodziły jeszcze zajęcia z taktyki. W takich okolicznościach nie bardzo rozumiem falę hejtu, która się wylała na reprezentację po słabszym meczu z Algierią. Nie zapominajmy jednak, że nasz rywal ma w swoich szeregach zawodników występujących w lidze francuskiej, a ich bramkarz święcił sukcesy w Lidze Mistrzów. Dla nas najważniejsze jest to, że w końcowym rozrachunku to Polska zajęła pierwsze miejsce w turnieju.
- Zanim wystąpicie w MŚ czeka was dwumecz z Turcją w ramach kwalifikacji do mistrzostw Europy 2022. Sensacją byłoby nie ogranie Turków?
– Przygotowania do MŚ w naszym przypadku mają trzy etapy. Po Cetniewie i Jastrzębiu-Zdroju ostatnim jest przystanek Płock, gdzie szykujemy się do starcia z Turcją i mundialu. Przyznam, że nie widziałem w akcji reprezentacji Turcji. W naszej grupie eliminacyjnej do ME są jeszcze Holandia i Słowenia. Dwa mecze z Turcją będą doskonałą okazją do przetarcia przed wylotem do Egiptu. Mam nadzieję, że w Turcji i w rewanżu w Płocku wystąpimy już w optymalnym składzie. Celem jest odniesienie dwóch zwycięstw.
- W MŚ w Egipcie Polska zmierzycie się kolejno z Tunezją, mistrzem Europy Hiszpanią i Brazylią? Wyjście z grupy czyli zajęcie co najmniej trzeciego miejsca może dać już jedno zwycięstwo. Kogo w naszej grupie możemy pokonać?
– Na pewno stać nas na ogranie Tunezji i Brazylii. Takie zresztą jest zadanie. Hiszpania w obecnym składzie jest poza naszym zasięgiem. Nie oznacza to jednak, że spotkanie z mistrzami Europy możemy sobie odpuścić. W każdym meczu MŚ wyjdziemy na boisko walczyć o zwycięstwo.
- Po powrocie z Egiptu czeka was ligowa rzeczywistość. Azoty Puławy mają jeszcze zaległe mecze z pierwszej rundy z Orlen Wisłą Płock, Łomżą Vive Kielce, Torus Wybrzeżem Gdańsk i Chrobrym Głogów. Do spotkania z Górnikiem Zabrze przegranego 20:21 byliście niepokonani. Ważne o miejscu na podium będą starcia z Płockiem i Kielcami, w których okaże się wartość sportowa zespołu?
– Nadal mamy przewagę nad Górnikiem Zabrze, rozegraliśmy mniej spotkań. Mistrz Łomża Vive jest poza zasiągiem, nie tylko naszej drużyny ale dla każdego zespołu w polskiej lidze. Trzy spośród zaległych meczów postaramy się zakończyć wygraną. Zainkasowanie kompletu punktów w starciach z Wybrzeżem i Chrobrym to nasz obowiązek. Spróbujemy też sprawić niespodziankę w potyczce z zespołem z Płocka. Będzie to z pewnością trudne spotkanie, powrócą przecież kontuzjowani zawodnicy.
- Obecny sezon może być bardzo „kosztowny”. Nie ma play-off i każda porażka może bardzo dużo kosztować, nawet miejsce na podium?
– Dla mnie jest to super rozwiązanie. Pamiętam rywalizację z Zagłębiem w play-out. Przy rozwiązaniu anulowania punktów z sezonu zasadniczego po trzech porażkach z rzędu mieliśmy zerowe konto i zaczynał się dramat. Z kolei drużyna z Gdyni, która wygrała trzykrotnie, przy tylko jednym punkcie zdobytym w fazie zasadniczej, w play-out uciekła nam w punktacji. Uważam, że system gry bez play-off jest bardziej sprawiedliwy. Na medal pracuje się cały sezon, a nie przez tylko przez sześć spotkań.
- W obecnych rozgrywkach Azoty Puławy to drużyna z nowym rozgrywającym Michałem Jureckim, nowym bramkarzem Mateuszem Zembrzyckim i nowym trenerem Larsem Waltherem. Dotychczasowe wyniki: osiem zwycięstw i jedna porażka, pokazują siłę zespołu?
– Michał jest naszym liderem, wspiera doświadczeniem. Trzon zespołu jednak pozostał. Razem z trenerem Waltherem kontynuujemy projekt walki o podium. Nie potrzebujmy dodatkowej presji, którą mielibyśmy przy okazji obecności na trybunach kibiców. Nikt nie musi nas motywować. Mamy ciekawy zespół, który posiada spore umiejętności. Idziemy w dobrym kierunku. Nie mam jeszcze medalu mistrzostw Polski i chciałbym już w tym sezonie go zdobyć.