Reprezentacja Polski wciąż ma szanse na awans do kolejnej fazy eliminacji mistrzostw świata. Duży wpływ na to miał poniedziałkowy triumf w Lublinie.
Mecz w hali Globus był bardzo emocjonujący i trzymał w napięciu do samego końca. Biało-Czerwoni wygrali 70:68 i lekko polepszyli swoją sytuację w kwalifikacjach do mistrzostw świata.
W drugim meczu naszej grupy Niemcy pokonali Izrael 84:80 i to oni są aktualnie liderem zmagań. Wiele wskazuje na to, że kluczowy dla naszych losów będzie czerwcowy mecz z Izraelem.
Mecz z Estonią pokazał również, że reprezentacja Polski pod wodzą Igora Milicicia czyni systematyczne postępy. Przypomnijmy, że w piątek Biało-Czerwoni przegrali w Tallinie 70:74. Wystarczyło kilka wspólnych treningów i w ich grze widać było spory progres.
– Była szansa wygrać pięcioma punktami z Estonią, ale to się nie udało. Ta wygrana jest dla nas bardzo ważna pod względem mentalnym. To może być dla nas punkt zapalny, światełko, że uwierzymy, że ta drużyna może grać z najlepszymi, wygrywać. Wierzymy w to, co trener chce nam przekazać, że razem ten zespół może osiągać dobre wyniki – mówi Michał Sokołowski, jeden z liderów Biało-Czerwonych.
– W ataku to nie wyglądało na początku dobrze, natomiast nikt nie może podważyć chęci i woli walki tej drużyny. W przeszłości nie zawsze to było rzeczywistością. Zawodnicy walczą o każdy centymetr boiska. Koszykarze zbierają cenne doświadczenie. Nie jesteśmy na straconej pozycji w tej grupie. Wierzymy, że z każdym możemy grać. Chcę, aby zawodnicy wierzyli, że są lepsi niż pokazują to w klubach. Pokazali wielki charakter, wolę zwycięstwa dla polskiej koszykówki – powiedział Igor Milicić, trener naszej kadry.
– Polacy w poniedziałek zagrali trochę lepiej niż w Tallinie. W dwumeczu jesteśmy lepsi o dwa punkty. Straciliśmy kontrolę nad ofensywą przez ich fizyczną grę i dobrą defensywę. To nie była piękna koszykówka. Jestem zadowolony z moich zawodników - z ich pracy przez ostatnie osiem dni. Chcemy nadal rozwijać koszykówkę w Estonii i sprawiać, aby ona ciągle była lepsza – powiedział Jukka Toijala, opiekun reprezentacji Estonii.