Maksym V. nie trafi – o co prosił – na Ukrainę, żeby walczyć. Zamiast tego spędzi 4,5 roku w polskim więzieniu.
Maksym V. stanął pr zed sądem za wydarzenia z 1 marca 2022 r. Niewiele wcześniej mężczyzna przyjechał do Polski do pracy. Trafił do domu w Kozłówce, w którym miał przebywać na kwarantannie.
Feralnego dnia do tego samego domu wprowadził się Białorusin. Mężczyźni pili wspólnie alkohol. W pewnej chwili Ukrainiec zaatakował przybysza zadając mu ciosy nożem w klatkę piersiową i w rękę. Białorusin uciekł. Trafił do szpitala.
Przybyli na miejsce policjanci zatrzymali Maksyma V. Miał wtedy przy sobie rzeczy Białorusina m.in. telefon, powerbank i pieniądze. W pierwszych zeznaniach Maksym V. przyznał się do winy. Tłumaczył, że Białorusin opowiadał mu, że był w wojsku i dowodził czołgiem.
Zaprzeczał, że z jego kraju „bomby lecą na Kijów”. Wtedy miało dojść do ataku. Śledczym miał powiedzieć potem: „To za wojnę”. W pierwszym dniu procesu mężczyzna zmienił wersję wydarzeń. Nie przyznawał się już do winy. Twierdził, że to Białorusin zaatakował nożem., a on „zareagował tak, jak został nauczony”. Wyrwał nóż i wtedy mężczyzna się zranił. Dodał, że jego pierwsze zeznaniach wynikały z kłopotów z tłumaczeniem.
– Mam tylko jedną prośbę: proszę o ekstradycję na Ukrainę do wojska. Tam jestem potrzebny. Chciałbym się dogadać. Nie ma sensu żebym przebywał w Polsce – mówił.
Prokuratura zarzucała Maksymowi V. usiłowanie zabójstwa. Ale ostatecznie sąd zmienił kwalifikację czynu i uznał 34-latka winnego spowodowania średniego lub lekkiego uszczerbku na zdrowiu u Białorusina oraz przywłaszczenia rzeczy osobistych pokrzywdzonego.
Nieprawomocny wyrok, który zapadł w tej sprawie to cztery i pół roku więzienia.