Reprezentacja Polski pożegnała się z mistrzostwami świata w Katarze na etapie 1/8 finału przegrywając z Francją. O grze Biało-Czerwonych, a także przewidywaniach, kto zagra w finale rozmawiamy z Jakubem Wierzchowskim – byłym piłkarzem, wychowankiem Lublinianki, mistrzem Polski z Wisłą Kraków w sezonie 1998/1999, zawodnikiem m.in. niemieckiego Werderu Brema i dwukrotnym reprezentantem Polski obecnie szkolących bramkarzy w założonej przez siebie szkółce Keeperteam.
• Polacy na mistrzostwach świata w Katarze po 36 latach osiągnęli historyczny sukces i awansowali do fazy pucharowej. Na temat stylu gry naszej reprezentacji padło wiele słów krytyki. A jaka jest twoja ocena występu kadry Czesława Michniewicza na tegorocznym mundialu?
– Wszystkich Polaków cieszy osiągnięty sukces w postaci wyjścia z grupy. Natomiast co do stylu i sposobu gry – to każdy, kto oglądał mecze Biało-Czerwonych widział jak to wszystko wyglądało.
• Czy krytyka, jaka spadła na drużynę, która po 36 latach przełamała niemoc zagrała więcej niż trzy mecze na mistrzostwach świata jest adekwatna czy przesadzona?
– Myślę, że wszyscy powinniśmy się cieszyć z tego osiągnięcia, na które przyszło czekać tak wiele lat. I właśnie już po zakończeniu naszego udziału w turnieju trzeba patrzeć głównie na ten aspekt. Wiem jednak, że optyka jest zdecydowanie szersza. Jednak z racji tego, że jestem byłym piłkarzem i wiem, że nie zawsze jest łatwo i krytyka potem boli, to pozostanę przy tym.
>>Francja – Polska 3:1. Polacy, dziękujemy za walkę!<<
• Mecz z Francją pokazał, że Polacy potrafią postawić się najlepszym i mocno ich postraszyć. Można żałować, że Polakom nie udało się strzelić gola w pierwszej połowie?
– Zgadzam się. Najbardziej szkoda sytuacji jaką miał przed przerwą Piotr Zieliński. Gdyby wówczas padł gol, to spotkanie mogło się nieco inaczej ułożyć. Trzeba jednak przyznać, że w tym spotkaniu Francja była od nas zdecydowanie lepsza.
• Jesteś byłym bramkarzem, a katarskie mistrzostwa to kolejny turniej, gdzie jedną z najjaśniejszych postaci był bramkarz – tym razem Wojciech Szczęsny. Z czego to może wynikać i jak na to patrzy osoba, która obecnie zajmuje się trenowaniem młodych kandydatów na golkiperów. Możemy mówić o polskiej szkole bramkarzy?
– Szkolenie w Polsce staje się coraz lepsze i moim zdaniem idziemy we właściwym kierunku. Natomiast co do „polskiej szkoły bramkarzy” to tak jak już mówiłem w innych rozmowach ciężko o czymś takim mówić, bo nie widzę, że nasi przedstawiciele mogą się pochwalić danym stylem bronienia. Myślę, że to, że wielu naszych bramkarzy gra na wysokim poziomie ma odzwierciedlenie w naszej mentalności. Mam na myśli waleczność i odwagę i poprawę szkolenia. Aczkolwiek nasi ostatni bramkarze reprezentacji od lat byli szkoleni za granicą.
• Jakie obecnie cechy musi posiadać osoba, która kandyduje na dobrej klasy bramkarza?
– U młodszych zawodników skupiamy się przede wszystkim na to czy wiedza jest przez niego szybko przyswajana, chodzi o elementy techniczne i taktyczne. Trzeba też otwarcie przyznać, że szkoląc bramkarzy patrzymy na wzrost rodziców, a jeszcze mocniej na dziadków danego zawodnika. Nie ma co ukrywać, że wzrost jest bardzo istotny w tym kontekście – spójrzmy właśnie na Wojciecha Szczęsnego. Oczywiście: są bramkarze dość niscy jak choćby Guillermo Ochoa. Jednak kiedy obserwuje młodzieżowe turnieje i rozmawiam z naszymi trenerami to widzę, że jest zapotrzebowanie na wysokich bramkarzy. Wielu trenerów zwraca też uwagę na grę nogami, a dla niektórych jest to najistotniejsze. Ja się z tym nie zgadzam, bo podstawowym zadaniem osoby stojącej w bramce jest bronienie, a nie rozgrywanie. Dlatego w moim profilu bramkarza wzrost jest ważny, choć nie najważniejszy. Istotna jest też psychika i umiejętność przewidywania sytuacji podczas meczu. Widzimy więc, że na klasę bramkarza wpływa bardzo dużo aspektów.
• Wracając do trwających mistrzostw. Co można uznać za największe zaskoczenie na mundialu?
– Oglądam sporo meczów i tu nie będę oryginalny mówiąc, że bardzo podoba mi się gra Brazylii, która jest jednym z głównych kandydatów do złotego medalu. Podobała mi się też gra Niemców z Japończykami. Problem polegał jednak na tym, że tylko w pierwszych 45 minutach. Żałuję, że w drugiej połowie i kolejnych spotkaniach grali słabo i pojechali do domu. Wrażenie zrobiła na mnie także Holandia. Na rewelację turnieju wyrosło Maroko, ale akurat nie obejrzałem wielu meczów tej drużyny. Jesteśmy na etapie ćwierćfinałów i wszystkie z tych zespołów ogląda się z dużą przyjemnością, bo grają w nich najlepsi na świecie.
• W ósemce brakuje jednak kilku gigantów jak choćby wspomnianych Niemców, ale i Belgów i Hiszpanów. Ich odpadnięcie w tak wczesnej fazie to duża niespodzianka
– U Niemców widać już dłuższą falę kryzysu i znając ich podejście i ambicje sądzę, że dojdzie tam do rewolucji. Belgia również zaskoczyła negatywnie, a Hiszpania to nadal klasowy zespół. Na wysokim poziomie o sukcesie lub porażce decyduje dyspozycja danego dnia.
• W takim razie kto w tym roku zagra w finale?
– To chyba najtrudniejsze pytanie. Pod kątem reprezentacji Polski ciekawy byłby finał Argentyna – Francja, a więc dwóch zespołów, które były rywalami Biało-Czerwonych. Ja jednak postawię na grającą pięknie Brazylię i broniących tytułu „Trójkolorowych”. Taki finał byłby powtórką z historii i rewanżem za decydujący mecz w 1998 roku kiedy Francuzi pokonali w Paryżu ekipę z Ameryki Południowej.