(fot. Gornik.leczna.pl)
Rozmowa z Mateuszem Cetnarskim, pomocnikiem Górnika Łęczna
- Kiedy ostatni raz grał pan w Łęcznej w barwach Cracovii, wygraliście 3:0 po dwóch bramkach Mateusza Cetnarskiego
– Grało się kilka meczów w Łęcznej w ekstraklasie. Ale to już jest historia, a ja nie lubię wracać do tego co było. Teraz jest zupełnie inne rozdanie, trochę inna liga.
Już w grudniu słyszeliśmy, że był Pan bliski przejścia do Górnika, a tymczasem kontrakt podpisano dopiero w ostatnim dniu okienka transferowego. Dlaczego trwało to tak długo?
– To normalne, że po rozwiązaniu kontraktu rozmawia się z kilkoma klubami. Po rozwiązaniu umowy z Cracovią byłem w kontakcie z dyrektorem sportowym Górnika, Veljko Nikitoviciem. Czekaliśmy do ostatnich dni, cały czas rozmawialiśmy. Ja miałem też do załatwienia swoje sprawy. W końcu udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik.
- Wcześniej jednak były testy na na Litwie, w Suduvie Marijampole, czyli mistrzu tego kraju.
– Byłem razem z tą drużyną na obozie. Nie doszliśmy jednak do porozumienia, więc wróciłem do Polski. Dostałem bezpośrednią ofertę od Górnika i ją zaakceptowałem.
- Można wnioskować, że najpierw były poszukiwania klubu w wyższych ligach?
– Nie ma co owijać w bawełnę. Nie znam zawodnika, który po rozwiązaniu kontraktu z klubem z ekstraklasy, mając propozycję grania w drużynie mistrza Litwy, który weźmie udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów, wybierze bezpośrednio ofertę z II czy III ligi. Takie są realia. Teraz jednak jestem w Łęcznej i skupiam się na tym by osiągnąć jak najlepszy wynik z Górnikiem.
- Pojawiały się inne propozycje z Polski?
– Wcześniej owszem były, ale ostatnimi czasy nie.
- Czuje się Pan dobrze przygotowany do sezonu?
– Tak, bo ja normalnie trenowałem. Z jedną z cypryjskich drużyn byłem na obozie, choć już nie ma co do tego wracać. Przepracowałem cały okres przygotowawczy, jestem po testach wydolnościowych, które wyszły na dobrym poziomie.
- Co było powodem tego, że przez długi okres Mateusz Cetnarski nie grał w piłkę na wysokim poziomie?
– Umowę z Cracovią rozwiązałem tak naprawdę w ostatnim dniu okienka transferowego. Pojawiały się jakieś oferty, ale nie dochodziliśmy do porozumienia. Ciągle czekałem, chciałem w jak najwyższej lidze wyżej, bo ambicje były bardzo duże. Minęło kilka miesięcy. Czasami warto poczekać, a czasami trzeba od razu brać to, co życie daje. Ja wolałem czekać. Nie chcę teraz mówić, czy popełniłem błąd.
- Ostatnie pół roku to był stracony czas?
– Nie, bo tak jak mówiłem cały czas byłem w treningu. Wiedziałem, że muszę być w optymalnej dyspozycji. Nie chciałem kończyć z grą w piłkę nożną. To jest najważniejsza rzecz w moim życiu. Nie wyobrażam sobie, by nie pograć w piłkę jeszcze kilku ładnych lat. Takie, a nie inne wybory okazały się być błędne, ale teraz znowu zaczynam grać.
- Kilka miesięcy rozbratu z regularną grą w klubie wpływa na to, jak teraz podchodzi Pan do treningów i meczów?
– Pewnie, że tak. Mam jeszcze więcej pokory do tego wszystkiego. Pół roku bez grania to kupa czasu. Z drugiej strony gorzej mają ci, którzy przez pół roku nie mogą dotknąć piłki, bo mają np. zerwane więzadła krzyżowe. Jedyny plus w moim przypadku był taki, że ja tej piłki dotykałem niemal codziennie. To był długi rozbrat z piłką, ale dzięki znajomościom mogłem potrenować w kilku klubach, ale nie chcę już wymieniać ich nazw.
- Brakowało w tym czasie meczowej adrenaliny?
– Pewnie, szczególnie jeśli grało się na pewnym poziomie przez 11 sezonów. Uważam, że adrenalina dodaje smaczku. Jeżeli nauczymy się grać pod presją, to będziemy lepiej panować nad adrenaliną. Inaczej gra się przy 40 tys., a inaczej przy 1 tys. widzów.
- Górnik gra teraz zaledwie w drugiej lidze. To dla Pana krok w tył?
– Nigdy tego nie traktowałem w taki sposób. Gdybym podchodził do swojej pracy na 80 procent dlatego, że to jest II liga, to nie byłbym profesjonalistą. W Górniku chcę dać z siebie wszystko, pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić, że potrafię grać w piłkę. Walczymy o awans, możemy o tym głośno mówić. Akceptuję sytuację, w jakiej się znalazłem. To nie jest zesłanie, tylko kolejna piłkarska przygoda.
- Czego oczekuje od Mateusza Cetnarskiego sztab szkoleniowy?
– Oczekiwania wobec wszystkich zawodników są takie same, oczekuje się od nich jak najlepszej gry. To nie jest tak, że ja mam grać zdecydowanie lepiej niż jakiś inny zawodnik. Zadaniem dla każdego sztabu szkoleniowego jest, by wyciągnąć z każdego piłkarza jak najwięcej. Gracze z II ligi mają nieraz wysokie umiejętności, ale to też trzeba umieć sprzedać na boisku. Jest wielu, którzy świetnie prezentują się na treningach, ale gdy przychodzi mecz i dochodzi presja, nie pokazują swoich umiejętności. W każdym klubie spotykałem takich zawodników. Tacy ludzie się spalali, oni potrzebowali trenera, który inaczej do nich podejdzie i wyciśnie z nich jak najwięcej.