- Jeśli ukraińscy pracownicy odejdą, to może to oznaczać koniec zakładu – przyznaje szefowa jednej z przetwórni owoców pod Opolem Lubelskim. Ale wiele wskazuje na to, że czarny scenariusz się nie sprawdzi i pracujący w Polsce Ukraińcy wcale do Niemiec nie wyjadą
1 stycznia Niemcy otwierają swój rynek pracy dla pracowników spoza Unii Europejskiej. Na polskich przedsiębiorców, którzy z braku chętnych do pracy Polaków, zatrudniają głównie Ukraińców, padł blady strach.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oszacował, że z pracy za złotówki na rzecz euro zrezygnuje od 500 tysięcy do nawet miliona Ukraińców.
– Gdyby tak się stało to być może musielibyśmy zamykać działalność – przyznaje Bożena Pyśniak, prezes Pol-Owoc sp. z o.o. w Opolu Lubelskim. – Mimo że o swoich pracowników dbamy, także finansowo, to rąk do pracy nie ma. Ratujemy się więc zatrudnianiem Ukraińców. Zarabiają tyle samo co Polacy, ale dla nas są drożsi, bo zapewniamy im także lokum. To ludzie operatywni, więc szybko zorientują się, że bardziej opłaca im się pracować za niemieckie stawki. Jeśli odejdą to może to oznaczać koniec zakładu – przyznaje.
Taki scenariusz może się zrealizować dopiero w 2020 r., kiedy Niemcy planują otworzyć się na wszystkich pracowników. Teraz jednak stawiają warunki. Pracę za Odrą znaleźć mogą tylko pracownicy wykwalifikowani z przynajmniej podstawową znajomością języka niemieckiego. Od 1 stycznia będą mogli wjeżdżać do Niemiec i przez pół roku szukać tam pracy. Warunek: muszą się sami utrzymać.
– 10 proc. naszej kadry to obywatele Ukrainy. Zastanawialiśmy się, czy wyjadą i doszliśmy do wniosku, że nikt nie spełni początkowych wymagań – usłyszeliśmy w jednym z większych przedsiębiorstw przetwórczych z Lubelszczyzny. – Nawet gdyby niemiecki rynek wchłonął wszystkich pracowników z Ukrainy to nie wszyscy się na nim utrzymają. Warunki pracy w Niemczech znacznie różnią się od tych, jakie my im stwarzamy.
Przykłady można mnożyć. W jednej z lubelskich firm dla pracowników z Ukrainy organizowane są szkolenia w ich ojczystym języku, tłumaczone są umowy o prace, a na maszyny naklejane są instrukcje obsługi w języku ukraiński. Ponieważ Polacy wciąż niechętnie wynajmują mieszkania sąsiadom zza wschodniej granicy lokale dla nich wynajmuje im pracodawca. Nie bez znaczenia jest też większa niż dotychczas odległość od domu.
– Nie czujemy zagrożenia odpływem pracowników z Ukrainy. Zatrudniamy ich ok. 800 – mówi Dawid Małecki, prezes agencji zatrudnienia Full Job. – Z naszych rozmów z rekruterami wynika, że mogą wyjechać jedynie pojedyncze osoby. Szacuję, że z Polski wyjedzie maksymalnie 80 tys. Ukraińców, ale bardziej realną liczbą jest 20-30 tys., przy czym w pierwszym roku na pewno mniej. Jeśli Niemcy nie będą oferować takich udogodnień, jak my, to wielu do nas jeszcze wróci.