Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej
Wyd. Wydawnictwo Czarne
Świadectwo świadków
Jak wygląda codzienne życie w najbardziej totalitarnym systemie we współczesnym świecie? Na to pytanie potrafią odpowiedzieć tylko ci, którzy się tam urodzili. Dziennikarze mają wjazd do tego kraju szczególnie utrudniony. Jeśli w ogóle zostaną wpuszczeni, dostają "przewodników” i starannie przygotowany program wizyty. Nie ma mowy o odstępstwach od starannie wytyczonego turystycznego szlaku, czy krótkiej rozmowie z ludźmi na ulicy.
Dziennikarka amerykańskiego "Los Angeles Times” Barbara Demick materiał do swoich reportaży zbierała inaczej. To pokłosie ośmiu lat rozmów z uciekinierami z jednego z największych północnokoreańskich miast - Chongjinu. W efekcie powstała niesamowita książka. Równie przerażająca jak "Rok 1984” Orwell'a. A nawet bardziej, bo opisywane historie zdarzyły się naprawdę.
Sześcioro bohaterów "Światu nie mamy czego zazdrościć” (lekarka, przedszkolanka, student najlepszej w kraju uczelni), mieszka dziś w Korei Południowej. Żaden z nich nigdy jednak nie przystosował się do życia w nowych warunkach. Nie daje im spokoju poczucie winy i wstydu. Za to, co przyszło im robić by przeżyć, do dziś czują do siebie odrazę.
Jak tam jest?
Ludność Korei dzieli się na 51 kategorii należących do trzech klas: właściwej, chwiejnej i wrogiej. Awans w drabinie społecznej jest niemożliwy, ale za drobne przewinienie łatwo spaść w dół. Nie masz wpływu na swoje pochodzenie, więc nie masz wpływu na swój los. Co więcej, system kontroluje każdy twój krok.
To partia decyduje o tym, co wisi na ścianie w twoim domu (portret przywódcy), jak się ubierasz (szare syntetyczne tkaniny), czy jaką nosisz fryzurę (mężczyźni włosy nie dłuższe niż 5 cm, kobiety trwała). W wielu obowiązkach funkcjonariuszy policji wyręczają sąsiedzi.
– Szpiegowanie współobywateli jest w Korei Północnej swoista rozrywką – pisze Demick. – Obserwowanie, czy ktoś nie łamie przepisów, było obowiązkiem obywatelskim. Wszyscy musieli zachować czujność.
Indoktrynacja zaczyna się już w żłobkach i przyzakładowych przedszkolach. Filmy, gazety, radio utrwalają boski status jedynego wodza. Lata ciężkiej pracy, niedosypiania, wielogodzinne szkolenia i seanse samokrytyki – stosowane w Korei Płn. metody prania mózgu w zasadzie nie różnią się od technik stosowanych na przesłuchaniach.
W efekcie ludzie tracą zdolność samodzielnego myślenia. Tym bardziej, że kraj jest szczelnie odizolowany od świata. Przez granice nie przedostaje się nic, co mogłoby zasiać nutkę niepokoju, sprowokować do zadawania pytań.
To prawdopodobnie dlatego, mimo straszliwego głodu przez pół wieku (do roku 1998), na Południe zbiegły tylko 923 osoby. W tym samym czasie, z głodu zmarło od 600 tys. do 2 mln ludzi.
To nie jedyne przerażające statystyki. Jak wyliczył UNICEF, z powodu niedożywienia 42 proc. północnokoreańskich dzieci cierpi na nieodwracalne deformacje ciała. A 65 proc. maluchów jest opóźnione w rozwoju (dane ONZ).
PAH alarmuje
Dziś, jak alarmuje Państwowa Akcja Humanitarna, głoduje co najmniej 6 mln mieszkańców Korei Północnej. Dystrybuowane przez państwo racje żywnościowe zostały zmniejszone z 400 g do 150 g na dzień. To jedna piąta zapotrzebowania kalorycznego dorosłego człowieka.