Na miejsce zdarzenia karetki miałyby dojeżdżać w 10–15 minut. Wygląda na to, że nie dojadą tak szybko. Rząd odwleka wprowadzenie systemu ratowniczego. Warty miliony złotych sprzęt stoi nie wykorzystany.
Centra zaczęto tworzyć w jednostkach straży pożarnej. Zamontowano sprzęt, umożliwiający szybki kontakt z pogotowiem ratunkowym, szpitalnymi oddziałami ratunkowymi i policją. Zarezerwowano te same numery alarmowe – 112, 998, 999. Kupiono specjalistyczne ambulanse, otwarto oddziały ratunkowe, wyszkolono ratowników.
– Jeszcze techniczne detale i dyspozytor medyczny może zajmować stanowisko w naszym centrum – mówi Janusz Krasuski, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Parczewie.
Ale nie wiadomo, czy w ogóle zajmie. Dlatego, że wejście ustawy o państwowym ratownictwie medycznym przesunięto o dwa lata. Rząd tłumaczy się brakiem pieniędzy. Poza tym zmieniono koncepcję – teraz jedno centrum ma przypadać na 200 tysięcy mieszkańców. Wojewoda wstrzymał więc organizację systemu w województwie, chociaż ten był już mocno zaawansowany.
Na dziś pewne jest, że centra istnieć będą w Białej Podlaskiej, Chełmie, Lublinie i Zamościu. W całym województwie ma być około dziesięciu. Co z innymi, już utworzonymi, np. w Kraśniku, Tomaszowie, Łęcznej, Puławach? Niektóre trzeba będzie zlikwidować. Inne organizować od nowa i w innych miastach niż planowano. A sprzęt przenieść z jednego do drugiego.
Barbara Bańczak-Mysiak, pełnomocnik wojewody lubelskiego ds. ratownictwa medycznego, mówi, że w regionie na system wydano już 17,1 mln zł. Swój wkład – kolejne kilkanaście milionów na sprzęt ratujący życie – mają także samorządy.
Urzędnicy wojewody zapewniają jednak, że wydane pieniądze nie zostaną zmarnowane. Choćby dlatego, że system częściowo działa. Ambulanse jeżdżą w pogotowiu ratunkowym, oddziały ratunkowe pracują jako izby przyjęć, a centra ratunkowe jako stanowiska kierowania w straży pożarnej. •