Nikt niczego nie kradnie, tylko wrzuca wyliczoną kwotę do skrzynki. To nie bajka, tylko przykład z małej miejscowości Ustrzesz pod Radzyniem Podlaskim.
– Jeszcze kilka lat temu naszymi głównymi odbiorcami były szkolne stołówki. Przyszła jednak pandemia i szkoły pozamykano. A my szukaliśmy jakiejś alternatywy – opowiada pan Piotr Kwoczko, który z żoną Brygidą prowadzi rodzinne gospodarstwo; zajmują się głównie uprawą warzyw.
I w ten sposób w 2020 roku, po rodzinnej burzy mózgów, narodził się pomysł straganu.
Nic nie ginie
– To właściwie żona na to wpadła. Od razu zaczęliśmy od samoobsługi, bo wtedy każdy chodził w maseczce i ludzie raczej unikali kontaktów. Uznaliśmy, że to może się przyjąć – tłumaczy pan Piotr.
Wtedy, jak mówi, na szybko zbudował drewnianą konstrukcję z daszkiem. – Postawiliśmy ją przy drodze, przed domem. I od ponad dwóch lat jakoś to funkcjonuje. Rok temu trochę powiększyłem zadaszenie – dodaje gospodarz.
Na początku ludzie zatrzymywali się, wybierali produkty i koniecznie chcieli płacić właścicielom osobiście.
– Wywiesiliśmy tabliczkę z informacją o samoobsłudze. Jest też podany cennik, a także skrzynka, jak na listy, gdzie zostawia się pieniądze. Jak do tej pory, zawsze wszystko się zgadzało – podkreśla pan Piotr. – Może dlatego, że tu wielkich kolejek nie ma. Ustrzesz jest kilka kilometrów od Radzynia Podlaskiego, więc ruch na drodze też nie jest wielki – przypuszcza właściciel.
Teraz klienci też czasami dzwonią do gospodarzy, ale tylko wtedy, gdy nie mają wyliczonej kwoty.
– Podaliśmy numery telefonów do siebie i gdy jesteśmy na miejscu w domu, to oczywiście wydajemy pieniądze – zaznacza rolnik. Stragan ma już wielu stałych klientów. – Ludzie szukają teraz nieprzetworzonych produktów, z własnych upraw. A przecież czasami jest tak, że od zerwania do sprzedaży pomidora czy ogórka mija 5 minut. Nic nie leży po kilka dni, nie jest transportowane przez pół Europy, jak w markecie – podkreśla nasz rozmówca.
Warzywa z własnych upraw
Pomysłodawcy straganu starają się urozmaicać swój asortyment. Król to oczywiście ziemniak, a królowa marchewka. Ale klienci dopominali się o więcej, dlatego rolnicy sprzedają też buraki, kapustę czy fasolę.
– To wszystko z naszych upraw. Latem na naszym straganie znajduje się nadwyżka warzyw z naszego, przydomowego ogródka. W ubiegłym roku był koperek, natka pietruszki, cukinia i pomidorki koktajlowe. Rok wcześniej była także sałata, patisony, dynie piżmowe i ozdobne, seler czy czosnek – wymienia pani Brygida. Nawet borówki można było tu kupić, bo Kwoczko też mają swoją małą plantację.
– W ubiegłym roku wybudowaliśmy tunel foliowy i pomidory, ogórki czy rzodkiewkę sprzedawaliśmy jeszcze późną jesienią. Rano zrywaliśmy i na stragan – relacjonuje pan Piotr. Rodzina uprawia też grykę. – Woziłem ziarno do kaszarni i przerabiała to na kaszę, która również była w asortymencie. Podobnie soki z buraka czy marchwi. Sami nie tłoczymy, tylko korzystamy z profesjonalnej tłoczni. Ale już własnymi rękami kisimy na przykład kapustę.
Lekcja biznesu i zaufania
Jednym ze stałych klientów jest Jakub Jakubowski z Radzynia Podlaskiego, lokalny aktywista i radny powiatu radzyńskiego.
– Stragan warzywny to bardzo ciekawa inicjatywa. Odważna, potrzebna i mimo wszystko innowacyjna – zauważa. – Przez lata wielokrotnie słyszałem o przykładach sprzedaży bezpośredniej, ale rozwijanych gdzieś za granicą. We Francji albo w Hiszpanii. W Polsce też się pewnie pojawiały, choć ze wzajemnym zaufaniem nie jest u nas już tak idealnie – stwierdza pan Jakub.
W warzywa zaopatruje się tu co jakiś czas, również dlatego, że jest taniej niż w markecie, a uprawa jest ekologiczna. – Na stragan często jeździmy z dziećmi. To niesamowita lekcja biznesu, zaufania i współpracy z lokalnym wytwórcą żywności. Bardzo chciałbym, aby takich inicjatyw było więcej.
Właściciele nie pomylili się, ufając kupującym. Podobno od początku działania straganu nie zdarzyło się, aby ktoś nie zapłacił za zabrany towar – podkreśla Jakubowski.
Kwoczkowie przyznają, że kokosów z tego nie mają. – Ale plusów i tak jest więcej, niż potencjalnych minusów, bo odchodzą nam koszty na przykład wynajmu lokalu, zatrudniania pracownika, czy poświęconego czasu, jak na targowisku – tłumaczy pan Piotr. Stragan działa przez cały rok. – Latem jest otwarty dłużej, a zimą krócej. Jeśli jest mróz, to nie wystawiamy towaru, bo warzywa zmarzną. Na noc sprzątamy wszystko do przechowalni – zaznacza gospodarz.
Rodzina założyła na Facebooku stronę „Stragan Warzywny”. – Zamieszczamy na bieżąco informacje, co jest w sprzedaży, podajemy cennik. Przed świętami nawet pierniki wstawiliśmy i nam zeszły. Wtedy ruch był zdecydowanie większy – cieszy się pan Piotr.
EUROPA I PRZEPISY
Prowadzenie takiego straganu warzywnego przez rolników jest możliwe dzięki zmianie przepisów, która nastąpiła w 2017 roku i wprowadziła nową formę działalności rolniczej.
Mowa o rolniczym handlu detalicznym. Dzisiaj rolnicy mogą legalnie przetwarzać i sprzedawać żywność z własnych gospodarstw, a konsumenci mają do niej łatwiejszy dostęp. Według szacunków Parlamentu Europejskiego pochodzących z 2020 roku, jedynie 15 proc. unijnych gospodarstw rolnych (najczęściej małych) sprzedaje ponad połowę swojej produkcji bezpośrednio do konsumentów.
Dane te różnią się znacznie między krajami. Najmniejszą popularność (mniej niż 5 proc.) odnotowuje się w Hiszpanii i na Malcie, natomiast największe zainteresowanie w Grecji (25 proc.), Słowacji (19 proc.), na Węgrzech, w Rumunii i Estonii (18 proc.). Z danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w Polsce sprzedażą bezpośrednią zajmuje się mniej niż 2 proc. gospodarstw
Przykładowy cennik ze straganu warzywnego w miejscowości Ustrzesz:
- Ziemniaki (5 kg) – 8 zł
- Marchew (3 kg) – 6 zł
- Buraki (3 kg) – 6 zł
- Kapusta (sztuka) 5 zł
- Soczewica (1 kg) – 14 zł
- Fasola biała Jaś (1 kg) – 14 zł
- Kapusta kiszona (1 kg) – 6 zł