

Rozmowa z Piotrem Ceglarzem, piłkarzem Motoru Lublin

- Umiesz wyjaśnić, co stało się w piątkowym meczu z Piastem Gliwice?
– Szczerze mówiąc nie. 20 minut było pod naszą kontrolą, ale im dalej w ten mecz, to może będzie złe słowo, ale się po prostu rozpadliśmy. Dostaliśmy szybko dwie bramki i mecz się odmienił. Piast uwierzył w siebie. Później sami rzucamy sobie gola z autu. Przy wyniku 1:3 próbujemy iść do przodu, atakować, bardziej się odkrywamy. Były jednak za duże przestrzenie i tracimy bramkę na 1:4. Tak naprawdę mogliśmy przegrać jeszcze wyżej, bo rywale wychodzili z groźnymi kontrami. Resztę zostawię w szatni, bo trochę sobie porozmawialiśmy i jeszcze porozmawiamy.
- To miał być zamknięty mecz, a tymczasem już po ośmiu minutach powinno być 2:0. Nie byliście zaskoczeni tym, jak ten początek się ułożył?
– Widziałem, jak Piast się przemieszcza, oni nie podchodzili, nie atakowali, tak naprawdę wycofali się i wydawało się, że to była kwestia czasu, kiedy strzelimy drugą bramkę. Myślę, że gdybyśmy ją zdobyli, to zespół z Gliwic nie podniósłby się już tak łatwo.
- Dlaczego oddaliście inicjatywę po tak dobrym początku?
– Ciężko na gorąco powiedzieć, a nie byłem też na boisku w pierwszej połowie. Z boku wyglądało tak, że mieliśmy pierwsze 20 minut pod pełną kontrolą. Mówiłem na ławce do Filipa Wójcika, który siedział koło mnie, że jak tak będziemy grać, a przeciwnik będzie tak wyglądał, to spotkanie skończy się wysokim wynikiem, ale dla nas. Trzeba jednak docenić, że Piast zrobił ładną akcję na 1:1. Za chwilę drugi gol i mecz całkowicie się zmienił.
- Było sporo problemów w defensywie...
– Zgadza się, ale nie będę zwalał winy na obrońców, bo jesteśmy jedną drużyną: wszyscy bronimy i wszyscy atakujemy. Naprawdę były dziwne sytuacje. Piłka kopnięta na uwolnienie i nagle zawodnik rywali wychodzi od połowy boiska trzy na jeden. Nie możemy się tak ustawiać i tak reagować. Będziemy rozmawiać, ale od niedzieli nastawiamy się już na kolejny mecz i trzeba urwać w Szczecinie jakieś punkty.
- Do końca sezonu zostały wam trzy spotkania...
– Za każdym razem mówię, że liczy się każdy najbliższy mecz. Można sobie zaprzepaścić ten sezon kiepską końcówką rozgrywek. Nie możemy tak zrobić, zostały ostatnie mecze i trzeba zdobyć, jak najwięcej punktów.
- Już w środę wyjazd do Szczecina...
– Wierzę, że będziemy w stanie tam wygrać, bo z nie takich terenów przywoziliśmy pełną pulę. Ja zawsze wierzę w drużynę i w to, że szybko się pozbieramy. Trzeba przeanalizować ten mecz i porozmawiać, ale nie można za długo rozpamiętywać tego spotkania. Mamy środę i niedzielę, żeby na nowo zacząć punktować i pozytywnie zakończyć ten sezon.
- Nie ma w drużynie jakiegoś problemu z motywacją? W poprzednich sezonach zawsze walczyliście o awans do samego końca. W obecnych rozgrywkach od dłuższego czasu macie spokój...
– Ja do tego tak nie podchodzę, chyba przestanę grać w piłkę, jeżeli mi zabraknie motywacji. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Ja chcę wygrywać każdy kolejny mecz, indywidualnie takie podejście może nas tylko pchać w górę, drużynowo też. Mam nadzieję, że wszystkim zależy, żeby wygrywać i pokazywać się w każdym spotkaniu. To promocja dla klubu, miasta, drużyny, ale i dla każdego z nas indywidualnie. Nie wyobrażam sobie, że komuś może zabraknąć motywacji, bo mieliśmy niezły sezon.
