ROZMOWA z Veljko Nikitviciem, kapitanem Górnika Łęczna
• Miał pan chwile zwątpienia w walce o utrzymanie?
– Choćby jako kapitan nie mogłem ich mieć. Dlatego cały czas wierzyłem w utrzymanie, że ten sezon zakończy się happy endem. W części finałowej, kiedy do końca pozostało tylko siedem kolejek, bardziej od nóg pracowała głowa. W tych rozgrywkach już nie raz udowadnialiśmy, że jesteśmy mocni psychicznie. W decydującym momencie udowodniliśmy to i poradziliśmy sobie z trudną sytuacją.
• I chce pan powiedzieć, że spokojnie sypiał przed ostatnim meczem z Bełchatowem?
– Nie będę okłamywał, że tak, bo trudno było uciec od tego tematu. Sprawa utrzymania pojawiała się w każdym kontekście, nawet podczas luźnych rozmów. Nie dało się o tym nie myśleć, a już na pewno po przekroczeniu progu klubu. Temat był nieuchronny i pojawiał się jak najgorszy natręt. Poza tym nikt nie chce mieć w swoim CV degradacji.
• Może nie byłoby tych nerwów, gdyby nie przedziwne odwrócenie ról. Najpierw wasz stadion okrzyczany został twierdzą, a potem bawił się w niej kto chciał. Na szczęście na finiszu przełamaliście się na wyjazdach i dzięki temu zostaliście w ekstraklasie.
– Rzeczywiście trudno to wytłumaczyć, bo przecież na łęczyński stadion nie przychodzi po 20 tysięcy ludzi, nie ma aż tak gorącej atmosfery ani presji. Wszystko obróciło się o 180 stopni, ale na szczęście na koniec zdołaliśmy pokonać Bełchatów, przy świetnym wsparciu naszych kibiców.
• Dlaczego druga część sezonu była kompletnie nieudana?
– Byliśmy beniaminkiem, na którego nikt nie stawiał. Myślę, że byliśmy nawet lekceważeni. Ale potem element zaskoczenia zniknął, zostaliśmy rozszyfrowani i wszyscy ustawiali się na nas całkiem inaczej. Dopóki graliśmy fajną piłkę, to zdobywaliśmy punkty.
• A potem wszystko się zacięło. Bardzo słabo wyglądaliście w ofensywie, nie potrafiliście utrzymać się przy piłce, przeprowadzać składnych akcji, stwarzać sytuacji i strzelać goli. Klapą okazały się zimowe transfery, przez które zabrakło wam jakości.
– Patrząc na statystyki na papierze, trudno z tym polemizować. Tylko Filip Ruddik strzelił jednego gola.
• Górnikowi mógł też poważnie zaszkodzić regulamin rozgrywek i dzielnie punktów po dwóch rundach. Można nie grać przez większą część sezonu, a po udanej końcówce uchronić się przed degradacją.
– Nie mamy na to wpływu, ale swoje zdanie możemy mieć. Naprawdę niewiele zabrakło Zawiszy do utrzymania, który przez 20 meczów był słaby, a w 10 zaczął wreszcie punktować. A kiedy dorobek został podzielony, nagle wszyscy byli blisko siebie. Nie poradził sobie z tym Bełchatów. A co miałoby powiedzieć Podbeskidzie? „Góralom” zabrakło jednego punktu do grupy mistrzowskiej, a gdyby nam nie strzelili gola w ostatniej minucie, to mieliby ogromne problemy z utrzymaniem. My piłkarze chcemy grać więcej meczów, ale ta reforma jest trochę niezrozumiała. Wiem, że chodzi o podniesienie atrakcyjności, ale jeśli gdzieś to nastąpiło, to raczej w górze tabeli.
• A czy Górnikowi paradoksalnie nie zaszkodziła wygrana z Legią, bo niektórzy chyba za bardzo uwierzyli w swoją wielkość i nieomylność?
– To świetna sprawa ograć uznaną firmę, w dodatku w takim stylu. I to dobra cecha wierzyć w siebie, której nie można mylić z pychą. Jednak jako zespół chyba zbyt długo żyliśmy tym zwycięstwem i byliśmy przekonani o swojej wielkości. Po pierwszych wiosennych meczach zrozumieliśmy, że coś jednak nie gra i szybko wróciliśmy na ziemię.
• Gdzie pan spędzi urlop?
– W Belgradzie.
• Kontrakt już przedłużony?
– Mam nadzieję, że zostanę w klubie na kolejny sezon. Przed dwoma miesiącami wstępnie rozmawiałem już na ten temat z zarządem. Mam w umowie podpunkt mówiący o przedłużeniu kontraktu. Czuję się na siłach grać w Górniku i w ekstraklasie.
• Wzmocnienia będę niezbędne.
– To kwestia sztabu szkoleniowego i działaczy, a nie zawodników. Ale na pewno każdy zespół tego wymaga, nawet najlepszy. Kibice, trenerzy, piłkarze czy także dziennikarze chcieliby mieć w szatni swojej drużyny najlepszych graczy, nawet gwiazdy. Jednak pod względem wysokości budżetu Górnik Łęczna raczej nie zalicza się do mocarzy, więc trudno spodziewać się by rządził na rynku transferowym tego lata.