Rozmowa z dr n.med. Elżbietą Puacz, prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych.
• Coraz więcej szpitali rezygnuje z własnych laboratoriów i korzysta z usług firm zewnętrznych. Jak wynika z raportu NIK, w naszym województwie to już prawie 40 proc. ze 107 działających laboratoriów.
– W województwie lubelskim działa coraz więcej laboratoriów sieciowych prowadzonych przez firmy zewnętrzne. W Lublinie korzysta z nich np. Uniwersytecki Szpital Dziecięcy czy SPSK 4 oraz szpitale powiatowe m.in. w Parczewie, Bełżycach czy Świdniku. Jest to zdecydowanie tańsze niż prowadzenie własnego szpitalnego laboratorium, ale to są pozorne oszczędności. Takie firmy często oferują ceny dumpingowe – na przykład analizę moczu za złotówkę. Gorzej bezpieczeństwem pacjentów, bo takich laboratoriów nikt nie nadzoruje i nie kontroluje. Takie firmy są nastawione na zysk, więc najważniejsza jest dla nich jak największa liczba wykonanych badań. Działają hurtowo, jak fabryka wyników. Nie ma współpracy diagnosty laboratoryjnego z lekarzem prowadzącym pacjenta lub ta współpraca jest znikoma.
• Czy w takim laboratorium łatwiej o pomyłkę?
– Zdecydowanie. Do pomyłek dochodzi, o czym wiemy ze skarg pacjentów i lekarzy przesyłanych do Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych. Diagnosta, który pracuje w szpitalu jest w stałym kontakcie z lekarzem, może precyzyjnie ustalić zakres badań, sposób przygotowania pacjenta. Dba o fazę laboratoryjną oraz interpretację wyników, porównuje je z innymi badaniami danego pacjenta, monitoruje otrzymane parametry. Diagnosta, który pracuje w laboratorium zewnętrznym nie ma na to czasu, bo ciągle przywożone są nowe materiały do badań. Często jest presja czasowa i wtedy dochodzi do pomyłek czy zagubienia próbek w transporcie. Terapia oparta na niewiarygodnym wyniku jest dłuższa, niecelowana albo wręcz błędna.
• Czyli wyniki badań mogą być zafałszowane?
– Są badania, które trzeba wykonać w ciągu 20 minut jak na przykład badanie płynu mózgowo-rdzeniowego lub w ciągu godziny od pobrania jak poziom glukozy i elektrolitów we krwi, która pozwala stwierdzić czy pacjent ma zawał czy nie. Badanie moczu powinno się wykonać maksymalnie w ciągu dwóch godzin, bo po tym czasie, jeśli próbka nie jest przechowywana w lodówce zaczynają się namnażać bakterie, które rozkładają obecną w moczu glukozę, zmieniają przejrzystość moczu i pH. Dlatego wyniki są bardzo często zafałszowane, a przecież lekarze na ich podstawie ordynują konkretne leki.