Perfekcyjna pani domu, programy kulinarne, poradniki jak sobie radzić jeśli chcesz być nowoczesną gospodynią. Kobieta XXI wieku zewsząd jest raczona, a może nawet i atakowana radami, które mają sprawić jej życie łatwiejszym. A czy zastanawialiście się kiedyś jak radziły sobie nasze prababcie?
Odpowiedzi podsuwa Aleksandra Zaprutko-Janicka w książce „Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski”. Ważna uwaga na wstępie: to nie jest książka z przepisami na potrawy, choć wokół jedzenia wiele się tu kręci. To opowieść o tym jak ciężko miały kobiety w Polsce przed 100 laty.
Po pierwsze technika. Czy współczesna gospodyni lub gospodarz domu wyobraża sobie w ogóle życie bez lodówki? Pamiętam takie wyjątkowe sytuacje w czasach niedługo po studenckich, kiedy wiele razy się przeprowadzając gdzieś zdarzyło się mieszkanie z zepsutą lodówką. W zimie jedzenie można było wystawić na balkon. W lecie wszystko trzeba było zjadać od razu. No ale to była sytuacja chwilowa. Nasze prababki o lodówkach nawet nie marzyły. Jedyne o czym mogły usłyszeć to lodownie, czyli specjalne pomieszczenia w których przez cały rok można było trzymać lód zebrany zimą. Takie lodownie były budowane przy arystokratycznych dworach. Żeby można było sobie pozwolić na luksus lodu w lecie trzeba było być majętnym. A gdzie tam jaka lodownia w zwykłym urzędniczym czy robotniczym domu w mieście?
Książka obfituje w takie ciekawostki z życia codziennego Polaków w dwudziestoleciu międzywojennym. Jest o tym jako wyglądały zakupy, jakie były modne lokale gastronomiczne (oraz jak w niektórych oszukiwano klientów), jest o służących, które zatruwały życie dam w bogatszych domach czy też o tym jak wówczas obchodzono tradycyjne polskie święta.
Ale, co ważne, „Dwudziestolecie od kuchni” to nie tylko książka o prowadzeniu domu. Opisuje także zmiany na rynku pracy które dokonały się w związku z I wojną światową. Kobiety coraz częściej bowiem musiały już łączyć prowadzenie domu z pracą zawodową. Wcześniej inteligentki pracowały tylko w kilku zawodach. Zajmowały się modą, pracowały w bibliotekach, były telefonistkami, księgowymi, czy pielęgniarkami. Wojna wymusiła zmiany, bo mężczyźni poszli się bić na frontach, w niektórych zawodach brakowało pracowników, powoli zaczęto więc dopuszczać do nich panie. I wprawdzie niezbyt chętnie wciąż było to widziane, ale jednak zaczęły się pojawiać kobiety lekarki.
Zmiany zachodziły jednak powoli i wciąż na każdym kroku widać było przejawy dyskryminacji. Sejm Śląski przyjął w 1926 r. ustawę o celibacie nauczycielek. Każda kobieta ucząca w szkole, kiedy wychodziła za mąż automatycznie traciła pracę. Taka ustawa na Śląsku obowiązywała aż do 1938 roku! Mężczyzn nauczycieli celibat naturalnie nie obowiązywał.
To co kobiety niejako wywalczyły podczas wojny, kiedy były potrzebne w wielu zawodach, po wojnie jednak zaczęły tracić. Po zakończeniu walk przyszedł ciężki okres budowy niepodległego kraju, miejsc pracy nie było zbyt dużo, więc kiedy mężczyźni wrócili, zaczęto masowo zwalniać kobiety. Aleksandra Zaprutko-Janicka pisze, że powstały nawet specjalne instrukcje przewidujące, że w razie takiej potrzeby należało zwolnić pracownika - w pierwszej kolejności kobietę, niezależnie od jej wkładu pracy czy umiejętności. Tak samo było ze znanym w niektórych branżach do dziś tzw. szklanym sufitem - kobiety nie mogły awansować wyżej niż na z góry określone stanowiska.
Na końcu w książce jest sympatyczny dodatek. To seria wskazówek, jak w prosty sposób poradzić sobie z np. z myciem tłustych butelek (bez płynu do mycia naczyń!), jak przechowywać warzywa na zimę (z własnego ogródka, a nie kupione w supermarkecie a pochodzące np. z Boliwii), czy też jak zrobić domową pastę do butów. Dzisiaj vlogerzy nazwaliby te wskazówki lifehackami. Sprawdźcie jakie lifehacki wykombinowały wasze prababki.