Tato, a kto to jest feministka – zapytała moja 9-letnia córka, po przejrzeniu spisu treści książki Anny Dziewit-Meller. Tak, bo jest tam też o feministkach. Nauczycielkach, które poświęcając wiele walczyły o edukację dla dziewcząt, w czasach kiedy nie mogły one chodzić do szkoły tak jak chłopcy.
Motywacja do działania, odkrywania nowego i sięgania po to, co może wydawać się odległe. Wszystko to pojawia się w czytelniku (nawet męskim) po lekturze książki „Damy, Dziewuchy, Dziewczyny. Historia w spódnicy”. To poradnik i podręcznik dla rodziców, którzy chcą aby ich dziecko wkraczało w dorosłość pewnie i bez kompleksów. Z oczywistych względów to lektura przede wszystkim dla dziewcząt. Ale niejeden chłopak wyniesie z niej także coś dla siebie.
Są tu krótkie biografie ciekawych i ważnych postaci kobiet z polskiej historii. Począwszy od królowej Jadwigi po himalaistkę Wandę Rutkiewicz. Każdy rozdział to nowa inspiracja, dzięki przystępnie opisanym życiorysom pań mądrych, buntowniczych, zdolnych czy walecznych. Taka była np. Henryka Pustowójtówna, pochodząca spod Lublina uczestniczka powstania styczniowego. To ona właśnie, rezolutna dziewczyna znana z udziału w manifestacjach patriotycznych m.in. na lubelskim placu Litewskim, jest narratorką książki i oprowadza po scenach z udziałem kolejnych bohaterek.
Mamy tu więc królowe, lekarkę, poetki, przyrodniczkę, kobietę-szpiega, nauczycielkę czy założycielkę pierwszego polskiego muzeum. Są postaci bardziej i mniej znane. Wszystkie jednak tak dobrane, aby każda młoda czytelniczka znalazła jakiś potencjalny wzór dla siebie. Są kobiety przecierające szlaki dla innych pań w szpitalach, na uniwersytetach – miejscach dziś dla nas oczywistych, do których wcześniej nie były dopuszczane. To także może być dla dzieci ważne odkrycie.
Anna Dziewit-Meller nie stara się jednak narzucać przekazu, że oto kobiety są najważniejsze w historii. To spojrzenie na pewne tematy z innego, właśnie kobiecego punktu. Jesteśmy widzami pewnych zwykłych codziennych wydarzeń z życia pań, które na pewno na to zasługują, a na lekcjach historii, poza kilkoma wyjątkami, nasze dzieci mogą nie mieć okazji za bardzo ich poznać.
Bardzo spodobał mi się także styl książki. Heńka opowiada luźnym językiem, często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, zachęca do odpoczynku na kocu w parku w Puławach, albo pyta czy „nie jest ci za zimno” (z powodu dość mrocznej, mogącej powodować dreszczyk emocji, opowiadanej historii). Kiedy trzeba, jest też zabawna, przestrzegając przed chłopakami: „pamiętaj, że nie ma książąt z bajek”.
A wszystko to w jednym, ważnym celu. Zacytuję podsumowanie rozdziału: "Coraz więcej jest dziewczyn poświęcających się karierze naukowej i osiągających sukcesy w dziedzinach, w których do tej pory najczęściej sprawdzali się chłopcy. A może i ty masz ochotę dołączyć do tego grona?"