W piątek dobiega końca piąta kadencja sejmiku województwa lubelskiego. Sprawdziliśmy, dla których radnych była ona najbardziej opłacalna
Radni mają obowiązek składania oświadczeń majątkowych. Pierwsze przedstawiają tuż po objęciu funkcji, potem o aktualnym stanie swojego majątku muszą informować co roku. Ostatnie sprawozdanie dostarczają tuż przed upływem kadencji.
Porównaliśmy pierwsze i ostatnie oświadczenia radnych sejmiku województwa. Nietrudno zauważyć, że przez ostatnie cztery lata najbardziej poprawiła się sytuacja finansowa radnych Prawa i Sprawiedliwości.
Największych „krezusów” w kolejnej kadencji zabraknie. Wszystko przez decyzję prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że „do polityki nie idzie się dla pieniędzy” i zakazał łączenia stanowisk w samorządzie z pracą w spółkach skarbu państwa. Zakaz dotyczył tych, którzy w państwowych firmach zarabiają powyżej 15 tys. zł miesięcznie. Z tego powodu o reelekcję nie mogło ubiegać się czterech radnych PiS: Andrzej Pruszkowski, Jan Frania, Grzegorz Muszyński i Andrzej Olborski.
Pruszkowski w 2014 roku jako zastępca prezesa miejskiej spółki TBS Nowy Dom zarobił 190 tys. zł*. W międzyczasie został wiceprezesem PGE Dystrybucja, gdzie tylko w tym roku (do 16 września) wzbogacił się o blisko 360 tys. zł. W energetycznej państwowej spółce awansował także Jan Frania. Różnica w pensji? 263 tys. zł w 2014 roku i 630 tys. zł w 2017. W tym roku (do połowy września) zarobił 247 tys. zł.
Zatrudnienie w zamojskim oddziale PGE Dystrybucja znalazł z kolei radny Andrzej Olborski. W 2014 roku jako szef Centrum Szkolenia i Rekreacji „Energetyk” w Krasnobrodzie dostawał niespełna 60 tys. zł. Tylko w tym roku na dyrektorskim stanowisku w PGE Dystrybucja (od stycznia do połowy września) zarobił niemal trzy razy tyle.
Z kolei Grzegorz Muszyński zanim został radnym pracował w prywatnym biznesie. W trakcie kadencji na krótko znalazł się w zarządzie PKP PLK. Potem został wiceprezesem BGK Nieruchomości. Tylko w tym roku zarobił tam 386 tys. zł.
„Zakaz kandydowania” nie objął radnego Michała Mulawy. On także dostał pracę w państwowej spółce. Jako rzecznik Grupy Azoty Puławy tylko w tym roku zarobił prawie 107 tys. zł. Wcześniej był rzecznikiem Urzędu Miasta w Kraśniku z pensją w granicach 80,5 tys. zł rocznie. Do jego aktualnych zarobków należy też doliczyć wynagrodzenie z tytułu zasiadania w radach nadzorczych dwóch spółek – to dodatkowe 65 tys. zł.
Radnych PiS, którzy po przejęciu przez ich partię władzy w kraju zmienili pracę na lepiej płatną, jest więcej. Marek Wojciechowski w 2014 roku pracował w Urzędzie Gminy Wólka, gdzie zarabiał ok. 51 tys. zł rocznie. Obecnie jest wicedyrektorem lubelskiego oddziału Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (68,8 tys. zł od stycznia do połowy września 2018 r.)
Piotr Winiarski stanowisko inspektora w Zarządzie Transportu Miejskiego w Lublinie (68 tys. zł rocznie) zamienił na fotel dyrektora Wojewódzkiej Inspekcji Transportu Drogowego (92,5 tys. zł do września b.r.).
Z kolei Maria Gmyz jako zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków w tym roku wykazała dochód w wysokości ok. 42 tys. zł. Rozpoczynając kadencję utrzymywała się głównie z emerytury.
Przedstawiciele ustępującej koalicji rządzącej aż tak wielkich zmian na lepsze nie odczuli. Wicemarszałek Krzysztof Grabczuk (PO) w 2016 roku został członkiem rady nadzorczej marszałkowskiej spółki Lubelskie Dworce, co było przedmiotem krytyki ze strony jego politycznych oponentów.
Przez cały 2017 rok z tego tytułu zarobił dodatkowo 28,8 tys. zł. W przekroju kadencji stratny jest inny wicemarszałek - Grzegorz Kapusta (PSL). W 2014 roku był wiceprezesem Spółdzielni Mleczarskiej w Rykach. Po pożegnaniu się z tym stanowiskiem znalazł się w składzie zarządu województwa. Różnica w rocznych zarobkach to ok. 10 tys. zł na minus.
* Wszystkie kwoty brutto