Zabytkowy autobus jelcz „ogórek” udostępniony przez MPK Lublin jeszcze do 25 lipca będzie częścią wystawy otwartej przed Ratuszem z okazji rocznicy strajków określanych mianem „lubelskiego lipca”
Dokładnie dzisiaj mija 40 lat od pierwszego z tych protestów, który wybuchł w świdnickiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego, niemal natychmiast po nim podobne akcje rozpoczęły załogi wielu innych zakładów.
– Tej solidarności nam dzisiaj trochę szkoda – wzdycha Marian Król, przewodniczący Regionu Środkowowschodniego NSZZ „Solidarność” i podkreśla skalę spontanicznych protestów kolejnych zakładów pracy. – Dziś wiemy, że na Lubelszczyźnie było to co najmniej 160 zakładów. Kulminacja nastąpiła 18 lipca.
Właśnie 18 lipca 1980 r. do protestu przystąpiło Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. – Wtedy wszyscy na własnej skórze poczuli jak zatrzymuje się miasto – mówi Tomasz Fulara, obecny prezes MPK Lublin. – Całe MPK stanęło. Wyjechał ówczesny dyrektor, ale niebawem zawrócił do zajezdni. Były jeszcze podejmowane próby wyjazdu jednego trolejbusu i dwóch autobusów, ale one również zostały zatrzymane.
– Od momentu przystąpienia MPK do strajku, natychmiast władze przystąpiły do rozmów – podkreśla Fulara. – Na pewno przemiany po roku 1989 albo by nie nastąpiły, albo nie nastąpiły tak szybko, gdyby nie było lubelskiego lipca. Często ludzie o nim zapominają, a on był naprawdę bardzo istotny.
– Mieliśmy w tym okresie wiele aktów rzeczywistego bohaterstwa – przypomina prezydent Lublina Krzysztof Żuk. – Trzeba pamiętać, że to nie były czasy łatwe. Wyjść w zakładzie pracy i protestować przeciw władzy nie było łatwo.