

PGE Start Lublin po raz pierwszy w historii sięgnął po Pekao S.A. Superpuchar Polski im. Adama Wójcika. Czy jednak o czerwono-czarnych można powiedzieć, ze są gotowi do sezonu, który rozpoczną już dzisiaj od wyjazdowego meczu z Legią Warszawa?

Rozgrywki Orlen Basket Ligi rozpoczynają się dla Startu już dzisiaj. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego w pierwszej kolejce zmierzą się z Legią Warszawa, czyli drużyną, z którą w poprzednim sezonie przegrali 3:4 finałową serię. W nagrodę ekipa ze stolicy zagra w Koszykarskiej Lidze Mistrzów. Lublinianie też chcieli się tam dostać, ale w kwalifikacjach potknęli się już na pierwszej przeszkodzie, hiszpańskim UCAM Murcia.
Kierownik budowy
Czy PGE Start Lublin jest w stanie znowu powalczyć z najlepszymi i sprawić sensację w postaci medalu mistrzostw Polski? Gdyby odpowiedź miała paść kilkanaście dni temu, to byłaby jednoznacznie negatywna. Lubelska ekipa wyglądała jak nieustający plac budowy. Na niego ściągnięto ludzi, którzy jednak wielkimi artystami nie są, a dopiero uczą się trudnej sztuki budowania większych obiektów. Tę tezę potwierdzały zresztą zarówno mecze Memoriału Zdzisława Niedzieli, jak i wspomniana na wstępie rywalizacja z UCAM Murcią.
Nie wolno jednak zapominać, że rok temu Arkadiusz Pelczar zatrudnił jednego z najlepszych „kierowników budowy” w Polsce. Mowa oczywiście o Wojciechu Kamińskim, który już niejednokrotnie udowadniał, że umie stawiać solidne konstrukcje nawet w najtrudniejszych warunkach. Te rzeczywiście w Lublinie w tym sezonie nie są łatwe. Niedawno bowiem na łamach branżowego portalu Super Basket swoje żale związane z rozstaniem z klubem wylali Ousmane Drame i Jakub Karolak. Klub wydał nawet specjalne oświadczenie związane z tą drugą postacią. Ono jednak zamiast uspokoić sytuację, to jeszcze bardziej ją zaogniło. Media społecznościowe zapłonęły, a swoje żale fani wylewali dość dosadnie.
Wbijanie szpilek
Świetnie z tej sytuacji wybrnął jednak Wojciech Kamiński, który w wywiadzie przeprowadzanym przez Polsat tuż przed rozpoczęciem półfinałowej rywalizacji z Górnikiem Zamek Książ Wałbrzych powiedział, że PGE Start to klub wypłacalny, a nawet solidnie płacący swoim zawodnikom wbrew temu, co niektórzy sugerują. To była pierwsza szpilka wbita oponentom. Drugą mieli wbić koszykarze prezentując się dobrze podczas imprezy rozgrywanej w stolicy.
Ta szpilka jednak długo była dość mocno stępiona. Ciężko było bowiem zachwycać się pokonaniem Górnika, który zaprezentował się jako ekipa jeszcze nieprzygotowana do sezonu. Sprawdzianem miała być rywalizacja z Energą Trefl Sopot. Ona jednak po 20 minutach wydawała się być rozstrzygnięta na korzyść graczy znad Bałtyku. Można było się zastanawiać, jak to się stało, że PGE Start do przerwy przegrywa zaledwie 14 punktami?
Wówczas jednak ponownie objawił się geniusz Wojciecha Kamińskiego, który natchnął swoich zawodników i sprawił, że po zmianie stron zaczęli grać zdecydowanie lepiej. Ci już w trzeciej kwarcie odrobili straty. W ostatniej odsłonie natomiast przejęli inicjatywę i wygrali 82:77.
– To zwycięstwo smakuje bardzo dobrze. To był niesamowity mecz. Pierwsza połowa była słaba. W drugiej połowie zagraliśmy, tak jak chciałbym, abyśmy grali w tym sezonie. Było zaangażowanie serce i mam nadzieję, że ten zespół ściągnie kibiców do hali Globus – powiedział po meczu Wojciech Kamiński.
– Finał pokazał piękno koszykówki. W pierwszej połowie nie graliśmy swojego basketu i wynik wyglądał źle. W przerwie jednak powiedzieliśmy sobie, że trzeba zrobić wszystko, aby odrobić straty. Nie robiliśmy tego chaotycznie, ale krok po kroku wróciliśmy do meczu. Zdobyliśmy pierwsze trofeum dla Lublina. To bardzo dobry prognostyk na nadchodzący sezon – powiedział Filip Put, kapitan zespołu.
– Na pierwszą połowę wyszliśmy trochę ospali i nerwowi. Popełniliśmy sporo błędów, a rywale to wykorzystali. W drugiej połowie poprawiliśmy nasze podejście, zaczęliśmy lepiej “czuć” grę, co miało wpływ na końcowy wynik – powiedział oficjalnej stronie rozgrywek Tevin Mack.
Lider zespołu
Amerykanin został MVP tego turnieju, zresztą bardzo zasłużenie. To on zapowiada się na lidera tej drużyny, co pokazał zarówno w Warszawie, jak i podczas meczu z UCAM Murcia. – Myślę, że trener Kamiński i zawodnicy mi ufają. To jest dla mnie najważniejsze. O to właśnie chodzi w tym biznesie. Kiedy trener pierwszy raz do mnie zadzwonił, powiedział: “chcę, żebyś tu przyjechał i był liderem. Prowadź tych młodych chłopaków, pokaż im, jak zostać kimś istotnym”. Mogę też zdradzić, że ten transfer do PGE Startu był dla mnie zaskoczeniem. Miałem trafić do innego miejsca. Planowałem zagrać w Azji w tym roku, brałem pod uwagę występy w Japonii. Ale ta umowa nie doszła do skutku w ostatniej chwili i dosłownie następnego dnia trener Kamiński zadzwonił do mnie i zaproponował grę w Lublinie. W Azji zarobiłbym znacznie więcej. Byłem kiedyś w Chinach i wiem, jak to wszystko wyglądało pod względem finansowym, ale jednak styl gry w Europie bardziej mi odpowiada. Lubię twardą i fizyczną grę. To mi bardzo odpowiada. Koszykówka w Europie jest zdecydowanie bardziej zespołowa niż w Azji – dodaje w tym samym wywiadzie Tevin Mack.
Są też problemy
Jakie największe zagrożenia czekają na lubelski klub w tym sezonie? Te widać głównie na pozycji rozgrywającego. Wojciech Kamiński w tej roli obsadził Elijaha Hawkinsa. Amerykanin ma zaledwie 23 lata i naprawdę nikłe doświadczenie. PGE Start jest jego pierwszym pracodawcą w Europie. I niestety, to na razie bardzo widać. Hawkins ma przebłyski geniuszu, rozdał kilka ładnych asyst, ale to jeszcze za mało, aby wejść w buty Emmanuela Lecomte’a, który zachwycał kibiców w hali Globus w poprzednim sezonie. Hawkins mierzy zaledwie 180 cm wzrostu, co przysparza mu sporo problemów w ofensywie. Oczywiście, jest szybki, tego nie można mu odmówić. Problem w tym, że Orlen Basket Liga jest pełna szybkich Amerykanów, zwłaszcza po zniesieniu przepisu o obowiązkowym Polaku na boisku. Hawkins nie dał się również poznać na razie jako wybitny strzelec. W Warszawie oddał 17 rzutów, a drogę do kosza znalazło tylko pięć z nich.
Gigantycznym problemem wydaje się być także brak polskiej rotacji na wysokim poziomie. Tu jednak może przyjść zaskoczenie, bo przy obecnych przepisach wystarczy mieć dwóch czy trzech Polaków potrafiących w miarę sobie poradzić na poziomie Orlen Basket Ligi. A takich w Starcie da się znaleźć w osobach Filipa Puta, Michała Krasuskiego i Bartłomieja Pelczara. A przecież trzeba pamiętać jeszcze o Romanie Szymańskim. On w poprzednim sezonie został nieco zepchnięty na boczny tor. Można tylko żałować, bo ten wierny lubelskiemu klubowi center ma swoje atuty i może być dobrym zmiennikiem dla Bryana Griffina.
W tym miejscu jednak trzeba przypomnieć, że PGE Start będzie występował w FIBA Europe Cup. Gra w europejskich pucharach oznacza co najmniej sześć dodatkowych spotkań, w tym trzy wyjazdy. Jeżeli uda się uniknąć kontuzji, to 10 wartościowych zawodników powinno wystarczyć. Jeżeli jednak pojawią się urazy, to ta kołdra po prostu może okazać się zbyt krótka. Przykład PGE Spójni Stargard z poprzedniego sezonu powinien być właściwą przestrogą. Ta drużyna przecież także grała w tych rozgrywkach i zakończyła sezon Orlen Basket Ligi spadkiem do I ligi.
Nie szerzmy czarnowidztwa
Czarnych myśli na razie jednak nie ma sensu szerzyć. Cieszmy się Superpucharem Polski, a lubelscy koszykarze niech odbierają wyrazy uznania od lokalnych polityków. Tak jak w środę, kiedy spotkali się z Marszałkiem Województwa Lubelskiego. A w piątek czeka ich już konfrontacja z Legią Warszawa w ramach rozgrywek Orlen Basket Ligi. Spotkanie w stolicy rozpocznie się o godz. 20.15 i będzie pokazywane na antenie Polsatu Sport 1.
