Uczestnicy Igrzysk Olimpijskich oraz zawodów Pucharu Świata – wtedy bobsleiści AZS UMCS Lublin, a obecnie AZS Lublin, Mateusz Luty i Grzegorz Kossakowski mogą zaliczyć rok 2018 do udanych. Nie stanęli co prawda na podium najważniejszej imprezy dla sportowców, ale i tak zapisali się w historii
Nie jest łatwo trafić do annałów sportu, ale duet bobsleistów znalazł na to sposób. Luty (pilot) i Kossakowski (rozpychający) zostali pierwszymi reprezentantami Lubelszczyzny na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich od czasów urodzonego w Nałęczowie Władysława Króla, dokładnie od 1936 roku i zawodów w Garmisch-Partenkirchen.
W Pjongczangu startowali ze zmiennym szczęściem. Luty już na wstępie tej imprezy dostąpił niemałego zaszczytu – został chorążym reprezentacji Polski. W „królewskiej” konkurencji, czyli w czwórce, duet akademików, razem z Arnoldem Zdebiakiem i Łukaszem Miedzikiem, zajął 13. miejsce. To najlepszy wynik Biało-Czerwonych w historii. Luty wypadł natomiast słabiej w zmaganiach dwójek w parze z Krzysztofem Tylkowskim z Gdyni. Zakończył rywalizację na trzecim z czterech ślizgów i został sklasyfikowany na 24. pozycji.
Zawodnicy lubelskiego klubu regularnie meldowali się także na czołowych lokatach w zawodach Pucharu Świata. Luty uplasował się na 9. miejscu w niemieckim Altenbergu w dwójce razem z Tylkowskim, co było najlepszym wynikiem w historii polskiego sportu. Na tych samych zawodach Kossakowski był 18. w bobslejowej czwórce. Pilot kadry narodowej ma również na swoim koncie dwa złote medale Mistrzostw Polski rozgrywanych na Łotwie w rywalizacji dwójek (w 2017 roku te zawody odbyły się po raz pierwszy od 49 lat).
Warto dodać, że pierwszy poważny sukces Luty zanotował jeszcze w listopadzie 2017 roku. Wtedy też u boku Tylkowskiego wygrał rywalizację bobslejowych dwójek w Pucharze Europy w Altenbergu. To był dopiero pierwszy taki triumf Polaków i zarazem pierwszy tak poważny sukces w karierze zawodnika lubelskiego klubu. Potem przyszły kolejne dobre występy.
Wszystkie osiągnięcia akademików okupione były tytaniczną pracą. Panowie musieli – i ciągle muszą – przygotowywać się do startów za granicą, bo w Polsce nie ma ani jednego toru bobslejowego. Bazą wypadową Biało-Czerwonych przez kilka miesięcy w roku jest obiekt na Łotwie, w Siguldzie. Tam do swojej dyspozycji mają 200-metrową ścieżkę lodową, na której trenują tylko starty i wsiadanie do bobsleja. Torów z prawdziwego zdarzenia muszą szukać w innych miejscach w Europie.