Koszykarze Startu Lublin trzy razy przegrali z Delikatesami Centrum PBS Bank MOSiR Krosno i spadli do drugiej ligi. O powodach degradacji, problemach finansowych i planach na przyszłość opowiada prezes klubu Arkadiusz Pelczar.
– Szokiem może nie, ale dużym rozczarowaniem na pewno. Liczyliśmy mimo wszystko, że rozstrzygniemy rywalizację z Krosnem na naszą korzyść. Nie udało się z kilku przyczyn. Wiele rzeczy, które były założone, nie zostały zrealizowane.
• Na przykład?
– Finansowanie zespołu. Gdyby nie pomoc Wikany, nie dokończylibyśmy rozgrywek. Przez cały sezon mogliśmy liczyć w zasadzie tylko na wsparcie prywatnych inwestorów. Niestety, koszykówka nie mogła liczyć na dodatkową pomoc od miasta. Taką, jak dostał choćby Motor, SPR czy KMŻ. Mimo tego nie zadłużyliśmy spółki. Postanowiliśmy zaryzykować, nie wzmacniając drużyny. W efekcie spadliśmy, ale przynajmniej jesteśmy na zero.
• Ostatni mecz przegraliście tak na prawdę w pierwszej kwarcie.
– Mecze w play out kosztowały zawodników dużo zdrowia fizycznego i psychicznego. Zabrakło doświadczonego zawodnika, który wziąłby na siebie ciężar gry w decydującej chwili. W pewnym momencie udało nam się dojść Krosno na trzy punkty, ale na więcej nie było nas stać.
• Co dalej?
– Jesteśmy świeżo po porażce z Delikatesami. Na gorąco nie namówi mnie pan na żadne deklaracje. We wtorek koło południa zbierze się rada nadzorcza i wtedy można spodziewać się pierwszych decyzji.
• Po spadku ciężko będzie wam utrzymać sponsorów.
– Kluczowe rozmowy dopiero przed nami, ale większość wspierających nas firm wyraziła chęć dalszej współpracy.
• Bierzecie pod uwagę zakup "dzikiej karty”?
– Bierzemy pod uwagę wszystkie opcje. Ale "dzika karta” nie rozwiąże problemu finansowania klubu. Żeby spokojnie grać w pierwszej lidze trzeba mieć w miarę solidny budżet. Nasz, obok Sudetów Jelenia Góra, był najniższy na tym poziomie rozgrywek.
• Trener Derwisz pozostanie na stanowisku?
– Wszyscy chcieliby, żeby poleciały głowy zawodników i trenera. To byłoby najprostsze rozwiązanie. Ale to, co proste, nie zawsze jest dobre.
• Jacyś zawodnicy deklarowali, że chcą odejść z zespołu?
– Na razie wszyscy są załamani. Zdają sobie sprawę, że po degradacji ich wartość personalna spadła. Za takie pieniądze, jakie dostawali u nas, na pewno znajdą zatrudnienie w innych klubach. Pytanie, na jakim poziomie rozgrywek. Koszykarze, którzy są z Lublina chcieliby zostać, tutaj mają rodziny. We wtorek wieczorem spotkamy się z nimi, wtedy będziemy mądrzejsi.