(fot. MICHAŁ PIŁAT/AZS UMCS LUBLIN)
Jedno zwycięstwo i trzy porażki – kibice Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin liczyli na lepszy początek sezonu w wykonaniu swoich ulubienic. Co prawda, przegrane przyszły w starciu z mocnymi rywalami, ale styl gry i tak pozostawiał sporo do życzenia
Po czterech spotkaniach trenerowi Wojciechowi Szawarskiemu dalej nie udało się uporządkować poczynań swoich podopiecznych w ofensywie. Drużyna, która nie jest naszpikowana gwiazdami, musi stawiać na jak największą zespołowość. W przeciwnym razie będzie uzależniona od indywidualnych zrywów zawodniczek, a o ich jakości (zrywów, nie zawodniczek) często decyduje dyspozycja dnia.
Przykład? Niekwestionowaną liderką „Pszczółek” jest Brianna Kiesel. Amerykanka zdobywa średnio 23,7 punktu, co daje jej pierwsze miejsce w całej Energa Basket Lidze Kobiet. Ostatni występ przeciwko Ślęzie Wrocław, kiedy to zdobyła 34 punkty, wywindował ją na szczyt zestawienia, biorąc pod uwagę indywidualne rekordy, ex aequo z Oksaną Mołłową z PGE MKK Siedlce. Trudno jest jednak utrzymać tak dużą intensywność gry w każdym spotkaniu – w pojedynku z Wisłą CanPack Kraków Kiesel uzbierała 12 punktów (w tym 6 z linii rzutów wolnych), co i tak było drugim wynikiem w zespole. Dodajmy do tego, że lekki uraz mięśnia dwugłowego uda utrudnia jej skoncentrowanie na grze.
Przepaść między Amerykanką, a drugą stawce Kateryną Rymarenko i kolejną Julią Adamowicz jest bardzo duża. Obie notują nieco ponad 10 punktów na mecz. Ukrainka imponowała rzutem trzypunktowym w sparingach, ale nie znalazło to swojego odzwierciedlenia w zmaganiach ligowych. Natomiast kapitan akademiczek prezentuje bardzo nierówną formę, co można jednak tłumaczyć brakiem wystarczającego odpoczynku przy jej przeciążeniowym urazie.
Dużym zawodem jest na pewno gra Dajany Butuliji, Ireny Vrancić i Kai James. W ubiegłym sezonie Serbka była pewnym dostarczycielem punktów, chociaż kiedy miała piłkę w rękach w kluczowych momentach, to często traciła ją w prosty sposób. Teraz zdobyczy brakuje, a straty dalej są. Po Bośniaczce niektórzy sobie wiele nie obiecywali – ma być pierwszą rezerwową rozgrywającą do czasu powrotu Martyny Cebulskiej – więc zbyt dużego rozczarowania nie ma. Inaczej sprawa wygląda za to z wysoką Amerykanką. James nie była co prawda pierwszym wyborem klubu, który celował w transfer Breanny Lewis z Ostrovii (wybrała bułgarskie Beroe Stara Zagora), ale ma warunki do zdominowania strefy podkoszowej. Póki co, z dopisywaniem się do protokołu jest różnie, a najlepszą zbierającą jest rezerwowa Magdalena Szajtauer.
Na uznanie zasługuje niewątpliwie pogoń „Pszczółek” za Ślęzą w ostatnim meczu. Szkoda tylko, że końcowa seria 7:0 padła wyłącznie łupem Kiesel.
Powiedziały
Dorota Mistygacz (Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin)
– Ciężko jest ocenić to spotkanie. Na pewno czuć bardzo duże zdenerwowanie. Czujemy też duży niedosyt, bo ten mecz był do wygrania. Przegrałyśmy na własne życzenie. Zagrałyśmy bardzo nierówno, gdyby poszło nam tak, jak w czwartej kwarcie, to mogłybyśmy wygrać. Trafił nam się trudny terminarz na początku sezonu, ale możemy być złe tylko na siebie. Teraz jesteśmy bardzo wkurzone, ja jestem wkurzona, bo uciekła nam szansa na wygraną.
Magdalena Szajtauer (Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin)
– Na pewno źle weszłyśmy w ten mecz. Już na początku przegrywałyśmy 2:12 i ciężko było nam później odrobić te straty. Gdyby to spotkanie trwało chociaż minutę dłużej, to bym nam się to udało. Potrzebujemy trochę czasu, żeby się zgrać, bo rozumiemy się już całkiem dobrze. Nie potrafimy jeszcze ustabilizować swojej formy, żeby każda z nas grała równo w każdym meczu. Na pewno musimy zwrócić uwagę na szczegóły, na przykład na jakość stawianych zasłon w ataku. Dzięki temu będzie nam szło lepiej.