Żarty się skończyły. Wisła Puławy miała walczyć o szybki powrót na zaplecze ekstraklasy, a tymczasem znalazła się „pod kreską”. Wszystko z powodu porażki z Wartą w Poznaniu (1:3). To było już dziewiąte spotkanie Dumy Powiśla z rzędu, w którym nie udało się wygrać.
Drużyna Ryszarda Wieczorka wcale nie musiała przegrać w Poznaniu. Znowu jednak goście sami podcięli gałąź, na której siedzieli. Pierwszy kwadrans to ataki z obu stron. Wisła mieli kilka prób, ale Irkali Meskhia, Jakub Poznański i w 15 minucie Robert Hirsz strzelali za lekko, żeby zaskoczyć bramkarza gospodarzy. W 20 minucie powinno być 0:1. W idealnej sytuacji znalazł się Jakub Smektała. Mógł zapytać golkipera Warty, w który róg chce dostać piłkę. Tymczasem uderzył w obrońcę.
Swoją szansę zaprzepaścili puławianie, a miejscowi zachowali się zdecydowanie lepiej. Centrował Adrian Szynka, a Sebastiana Madejskiego po strzale głową zaskoczył Przemysław Kita. Napastnik Warty po chwili mógł zapisać na swoim koncie drugie trafienie, znowu głową jednak tym razem zabrakło centymetrów. Gol wyraźnie dodał ekipie Petra Nemca energii i w 35 minucie mogło być 2:0. Strzał Bartosza Kieliby minimalnie minął bramkę Wisły.
Duma Powiśla w końcówce pierwszej połowy wpadła w jeszcze większe tarapaty. Meskhia miał pretensje do arbitra i obejrzał żółtą kartkę. Ciągle kłócił się jednak z sędzią i ten po chwili upomniał go po raz drugi. Efekt? Znowu piłkarze trenera Wieczorka musieli kończyć mecz w osłabieniu i to na własne życzenie.
W 60 minucie przez chwilę z drugiego gola cieszyła się Warta. Piłkę do siatki wpakował Kita, ale sędziowie nie uznali gola z powodu pozycji spalonej Adriana Szynki. Kilka chwil później goście doprowadzili do remisu. Po strzale Hirsza bramkarz gospodarzy odbił piłkę pod nogi Niklasa Zulciaka, a ten dał przyjezdnym remis.
Końcówka należała jednak do ekipy lidera. Najpierw Kieliba głową pokonał Madejskiego, a cztery minuty później wynik ustalił rezerwowy Łukasz Spławski. Za tydzień rywalem Wisły będzie GKS Bełchatów, a później do Puław przyjedzie Radomiak.
Ryszard Wieczorek (Wisła Puławy)
– Wychodzimy dobrze do meczu, przejmujemy inicjatywę, ale niemoc w ataku i ciągle to samo się powtarza. Warta oddała nam pole, nie grała nic wielkiego, a mimo to strzeliła nam bramkę. Po straconym golu mieliśmy zły fragment. Na dodatek nieodpowiedzialne zachowanie zawodnika i gramy w dziesiątkę. Liczyliśmy, że wrócimy do gry, że wszystko poukładamy i dostajemy czerwoną kartkę. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego Irakli Meshkia tak się zachował. Trudno mi to racjonalnie skomentować. Druga połowa, to nasza dobra reakcja. Potrafiliśmy zdominować mecz i stwarzać sytuacje. Grać w dziesiątkę przez godzinę nie jest łatwo. Potrafiliśmy kasować kontry przeciwnika, a dostaliśmy bramkę, kiedy powinniśmy być dobrze ustawieni. Morale jest na bardzo niskim poziomie. Dopiero, kiedy znaleźliśmy się w trudnej sytuacji graliśmy to, co potrafimy. Widzimy pewność w zespole od poniedziałku do piątku, obciążenie meczowe jest jednak tak duże, że trudno dotrzeć do chłopaków. Przygotowanie do meczu, czy samo spotkanie, tutaj wiele nie można im zarzucić. Oprócz skuteczności. Pojawia się jednak drżenie nóg i jak to się mówi głowa nie dojeżdża. Gospodarze wygrali z nami sposobem, ale tak się gra, jak przeciwnik pozwala.
Warta Poznań – Wisła Puławy 3:1 (1:0)
Bramki: Kita (25), Kieliba (78), Spławski (82) – Zulciak (66).
Warta: Lis – Wypych, Kieliba, Dejewski, Jasiński, Marciniak, Szynka (81 Przybyła), Żmijewski (67 Chopcia), Cierpka (87 Kalupa), Fiedosewicz (72 Spławski), Kita.
Wisła: Madejski – Sulkowski, Żemło, Poznański, Sedlewski (46 Murawski), Szymankiewicz (88 Żelisko), Maksymiuk, Zulciak, Meskhia, Smektała (81 Darmochwał), Hirsz.
Żółte kartki: Żmijewski, Dejewski – Żemło, Meskhia, Sulkowski, Poznański.
Czerwona kartka: Meskhia (Wisła, 45 min, za drugą żółtą).
Sędziował: Tomasz Białek (Drezdenko). Widzów: 500.