Górnik Łęczna nie wygrał już trzech kolejnych meczów. Trener Jurij Szatałow nie wykonuje na razie nerwowych ruchów, ale szuka alternatywnych rozwiązań
Na kolejkę przed końcem rundy wiadomo już, że od zespołów aspirujących do tego miana dzieli ich jednak sporo. Na oko jakieś dziesięć punktów. Oczywiście, jeśli uznamy, że tytuł „Rycerzy Jesieni” należy się Jagiellonii Białystok
Piłkarsko ta różnica jest jednak znacznie mniejsza niż wskazywałoby osiem pozycji dzielących obie ekipy w ligowej tabeli. Bo Górnicy grają efektownie, potrafią stworzyć sobie dogodne sytuacje i porwać kibiców własnym stylem. Tylko jak zwyciężać, zdaje się zapomnieli.
Z ostatnich siedmiu spotkań zielono-czarni potrafili wygrać zaledwie jedno. 4 października pokonali na własnym stadionie 1:0 Koronę Kielce. Minął miesiąc, a punktów nie przybywa. Szczęście w nieszczęściu, że z ośmioma „oczkami” przewagi nad strefą spadkową Górnik wciąż może czuć się bezpiecznie.
To jednak tylko pozorne bezpieczeństwo, bo po podziale punktów, który nastąpi po 30 serii gier, z ośmiu zrobią się tylko cztery. A to już różnica, jaką Ruch Chorzów czy Zawisza Bydgoszcz mogą nadrobić w ciągu dwóch kolejek.
Trener łęcznian Jurij Szatałow doskonale zdaje sobie sprawę, że aby uniknąć nerwowej końcówki sezonu, trzeba awansować do grupy mistrzowskiej. To bardziej realne, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Górnik do ósmej Pogoni Szczecin traci obecnie zaledwie cztery „oczka”.
Rosyjski szkoleniowiec nieustannie szuka nowych rozwiązań, które mogłyby obudzić jego zespół. W piątek znów spróbował na szpicy Shpetima Hasaniego, a urodzony w Kosowie napastnik znów nie odwdzięczył się skutecznością. Ale co ma zrobić Szatałow? Odstawić Hasaniego? Mógłby, ale jest jeden problem.
32-latek to jedyny nominalny napastnik w Górniku, gotowy do gry na poziomie ekstraklasy. O ile w ten sposób można w ogóle powiedzieć o gościu, który do strzelenia jednego gola potrzebuje pięciu stuprocentowych sytuacji. W każdym razie, Szatałow musi znaleźć wreszcie sposób, żeby pomóc mu się odblokować, bo Fedor Cernych znacznie lepiej czuje się na skrzydle, a Paweł Buzała nie ma tej łatwości w dochodzeniu do strzeleckich sytuacji, co Hasani.
Przeciwko Lechii po raz pierwszy w tym sezonie zagrał Paweł Sasin. Obrońca do tej pory konsekwentnie pomijany przez Rosjanina po czerwonej kartce dla Patrika Mraza może na dłużej zadomowić się w składzie, jeśli nie na prawej, to na lewej stronie defensywy.
Gołym okiem widać jednak, że brakuje mu ogrania, co przekłada się na mniejsze zaangażowanie w ofensywie. Jeszcze w kilku spotkaniach Saszka nie będzie miał z pewnością sił na pełne 90 minut, ale kto wie, może to właśnie on będzie zawodnikiem, który odmieni Górnika?
Znamienne jest, że mimo kiepskich wyników, trener Szatałow cieszy się niezmiennie zaufaniem działaczy, kibiców, piłkarzy, a nawet dziennikarzy. Zasłużył na nie rozsądnymi decyzjami i spokojną głową, ale żeby go nie stracić, musi wreszcie tchnąć w Górnika nowego ducha. W tym roku łęcznianiom zostało do rozegrania jeszcze pięć spotkań. Jeśli przynajmniej kilku z nich nie uda się wygrać, dobre wrażenia mogą mu nie wystarczyć do zachowania posady.