Azoty Puławy rozpoczynają rywalizację w ćwierćfinale mistrzostw Polski
Szanse obu zespołów oceniane są po połowie, a do półfinału awansuje zwycięzca dwóch spotkań. Pierwszy mecz zostanie rozegrany w sobotę o godzinie 18.
Gospodarzem drugiego spotkania będą w najbliższą środę zabrzanie. Jeśli zajdzie konieczność, trzecie decydujące starcie, odbędzie się w następną sobotę w Puławach.
– Własna hala jest ważnym atutem – przekonuje rozgrywający Piotr Masłowski. – Mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie i wszystko zakończymy już po dwóch meczach.
Powen to bardzo niewygodny przeciwnik, który w rundzie rewanżowej sezonu zasadniczego był postrachem wieku ekip, głównie za sprawą pozyskania doświadczonego rozgrywającego Mariusza Jurasika. Były reprezentant Polski wprowadził dużo spokoju do gry zabrzan.
– Widać, że kiedy jest na parkiecie, grają inaczej, pewniej. Jeśli sam nie rzuca, to wypracowuje pozycje dla innych – mówi Maciej Stęczniewski, bramkarz Azotów.
Puławianie znaleźli jednak sposób na Powen, dwukrotnie go ogrywając. Przekonujące zwycięstwo Azoty odniosły na swoim parkiecie, bo różnicą aż siedmiu bramek (27:20).
Jak będzie wyglądał sobotni mecz? – Spotkają się dwa równorzędne zespoły i trudno wskazać zdecydowanego faworyta – przyznaje Stęczniewski, który ostatnio zmagał się z przeziębieniem. – Na pewno nie będzie to takie samo spotkanie, jak to z pierwszej rundy, kiedy pewnie zwyciężyliśmy.
W s kładzie gospodarzy zabraknie kontuzjowanych Krzysztofa Łyżwy i Krzysztofa Tylutkiego. – Faworytem są puławianie, ale my przyjeżdżamy po zwycięstwo. Chcemy już w środę, na swoim parkiecie, rozstrzygnąć sprawę awansu – przekonuje rozgrywający Powenu Remigiusz Lasoń, były gracz Azotów.