Wiele wysiłku kosztowało koszykarki Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin pokonanie Ślęzy Wrocław. Podopieczne Wojciecha Szawarskiego wygrały po dogrywce 88:82. Pomimo piorunującej końcówki, był to niezbyt dobry mecz w wykonaniu akademiczek
Lublinianki musiały sobie radzić bez swojej kapitan Julii Adamowicz, która złamała palec lewej ręki w starciu z Wisłą CanPack Kraków. Brak jednej zawodniczki na parkiecie był widoczny, bo po pół godzinie gry gospodynie „oddychały rękawami”.
Już pierwsza kwarta pokazała, że „Pszczółki” stać na sprawienie sensacji. Dobrze na dystansie radziła sobie Dajana Butulija, cały zespół walczył też w obronie. Zastrzeżenia można mieć jedynie do komunikacji w ataku – lublinianki próbowały „dokarmiać” podaniami Nikki Greene, ale piłka często nawet do niej nie docierała. Prowadzenie 17:13 było po stronie miejscowych.
Im dalej w mecz, tym więcej błędów pojawiało się w grze ekipy z Lublina. Trener Wojciech Szawarski reagował bardzo żywiołowo za każdym razem, kiedy jego podopieczne traciły piłkę. W efekcie szkoleniowiec często grzmiał i załamywał ręce przy ławce rezerwowych. O ile początek drugiej kwarty był udany, bo obrona ciągle dobrze funkcjonowała, o tyle w kolejnych minutach inicjatywę przejmowały wrocławianki. Mocnym punktem w ekipie prowadzonej przez Arkadiusza Rusina była Elina Dikeoulakou, która dołączyła do drużyny w styczniu.
To właśnie Łotyszka była motorem napędowym Ślęzy. W dużej mierze dzięki niej wrocławianki traciły do przerwy tylko jeden punkt (33:34), a przed czwartą kwartą prowadziły 62:52. Duża w tym zasługa również samych „Pszczółek”, które nie przypominały już drużyny z pierwszej kwarty. Patrząc na nieporozumienia w zespole z Lublina, wydawało się, że wynik tego starcia jest rozstrzygnięty. Na wysokości zadania stanęły jednak Kateryna Rymarenko i Brianna Kiesel. Ukrainka nie bała się brać odpowiedzialności w rzutach zza łuku i z pół dystansu. Z kolei Amerykanka doprowadziła do stanu po 77 – dzięki świetnej dyspozycji na linii rzutów wolnych – a w konsekwencji do dogrywki.
W niej wyraźnie lepsze były gospodynie. Ponownie na liderkę zespołu wyrosła Kiesel, której w decydujących momentach nie zadrżała ręka. W ogólnym rozrachunku najskuteczniejsza była jednak Rymarenko, która zaliczyła najlepszy indywidualny występ w tym sezonie i zdobyła 26 punktów. Akademiczki wygrały 88:82. Sprawiły tym samym nie tylko radość swoim kibicom, ale przy okazji sporą niespodziankę, bo pokonały faworyzowaną Ślęzę Wrocław.
===
Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin – 1KS Ślęza Wrocław 88:82 (17:13, 17:20, 18:29, 25:15, d: 11:5)
Pszczółka: Kiesel 23 (10 as.), Mistygacz, Butulija 13, Szajtauer 4, Greene (11 zb.) – Cebulska 4, Rymarenko 26, Poleszak 2
Ślęza: Burdick 8, Udodenko 14 (12 zb.), Kastanek 16, Szybała 3, Colson 2 – Marciniak 8, Palenikova 13, Dikeoulakou 18, Dobrowolska, Miletic
===
Wypowiedzi pomeczowe
Dorota Mistygacz (Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin)
Trochę nie wierzę, że wygrałyśmy, bo już faktycznie ta druga połowa trochę zaczęła nam się wymykać spod kontroli. Pokazałyśmy, że niemożliwe nie istnieje. Nie wierzyłam, że mamy w ogóle siły, żeby zagrać dogrywkę. Jeszcze z taką krótką ławką. Brianna cały mecz nie mogła się wstrzelić z dystansu, ale w końcówce pokazała, że jest klasową zawodniczką, która – jak trzeba – to daje drużynie to, co najlepsze. A Katerynie nie mam nic do zarzucenia. Cały zespół walczył na zbiórkach i w obronie.
Agata Dobrowolska (1KS Ślęza Wrocław)
Ten mecz przegrałyśmy na własne życzenie i tylko tyle. Popełniłyśmy najgłupsze błędy, jakie tylko mogłyśmy popełnić. Dałyśmy szansę Lublinowi na powrót do gry w czwartej kwarcie. Końcówka tej kwarty to nasz błąd za błędem. Stało się, jak się stało.