Andrzej Ł. wtargnął do domu, w którym mieszkały dwie starsze kobiety. Jedną z nich zabił. Druga z licznymi ranami ciętymi trafiła do szpitala, gdzie walczy o życie. Siostra napastnika utrzymuje, że przed zabójstwem informowała służby, ostrzegając o zagrożeniu ze strony brata.
Sprawcą brutalnego ataku na dwie mieszkanki Zakopanego jest 30-letni Andrzej Ł. Mężczyzna od dziecka był pod opieką psychologów i psychiatrów. - Problem z synem mam prawie od urodzenia. Od dziecka leczył się psychiatrycznie. Nie adaptował się z otoczeniem, z rówieśnikami – wspomina Ewa Łukasiewicz, matka sprawcy.
Zachowanie Andrzeja Ł. w okresach, gdy przyjmował leki, nie odbiegało od normy. Jego pasją było malarstwo. Andrzej Ł. kilka miesięcy przed tragedią Ł. odmawiał wizyt u specjalistów i przyjmowania lekarstw.
- Ostatnio nie brał w ogóle leków. Znając go od dziecka, wiedziałam, że teraz może stać się coś złego. Nam też mógł coś zrobić, to nie był on, to była jego choroba – wyznaje Agnieszka Łukasiewicz, siostra sprawcy.
Zgodnie z polskim prawem, chorej psychicznie osoby, nie można zmusić do leczenia, jeśli sama nie wyraża na to zgody. - Zastanawialiśmy się, czy go nie ubezwłasnowolnić, czy nie. Zdania specjalistów były podzielone. Część lekarzy radziła, żeby tego nie robić, bo to pogorszy jego stan – dodaje matka Andrzeja Ł.
W dzień, w którym doszło do morderstwa 30-letni sprawca najprawdopodobniej kogoś szukał. Możliwe, że pomylił domy. - Zapukał do okna i pobiegł w stronę drzwi. Otworzyłam i spytałam, czego chce. Pytał się o takiego jednego, czy tu nie mieszka. Powiedziałam, że nie i poszedł dalej – relacjonuje mieszkanka Zakopanego.
Chwilę później 30-latek zaczął rozbijać okna, a później wyłamał drzwi od tarasu w domu w którym mieszkały dwie siostry. Kobiety nie znały napastnika. - Z domu prawdopodobnie wyszedł o godzinie szóstej. Możliwe, że kogoś szukał i po prostu pomylił domy. On mieszkał w innej części Zakopanego, nie po sąsiedzku, więc nie wiemy dlaczego znalazł się po tej stronie miasta – komentuje Barbara Bogdanowicz, Prokurator Rejonowy w Zakopanem.
Gdy morderca dostał się do środka domu najpierw zaatakował 72-letnią kobietę. Zabił ją nożem. Później na jego drodze znalazła się starsza, 76-letnia siostra, którą zaatakował nożem i łopatą.
Po napaści na kobiety, napastnik zaczął plądrować dom. Prawdopodobnie kogoś lub czegoś szukał. Nie uciekał. Policjanci zatrzymali mężczyznę.
- To wszystko długo trwało. Sprawca zdemolował cały dom. Kobiety nie miały żadnych szans. To młody, zdrowy, silny mężczyzna. Racjonalnie nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego dopuścił się takich czynów – dodaje prokurator Bogdanowicz.
Siostra sprawcy na kilkanaście godzin przed morderstwem wykonała aż cztery telefony, alarmując służby, że brat ma urojenia i może być niebezpieczny. Nikt nie zareagował. - Dzwoniąc po raz pierwszy byłam bardzo zdenerwowana. Pytali mnie, czy brat jest agresywny. Nigdy nie był wobec mnie agresywny, więc im to powiedziałam. Odmówili mi pomocy – wspomina pani Agnieszka.
Kobieta, mimo poczucia bezsilności nie ustawała w próbach powiadomienia służb. - Po raz drugi zadzwoniłam na naszą zakopiańską komendę. Powiedzieli mi, że dopóki nie zagraża nikomu nie mogą wszcząć żadnych czynności. Pytałam, o jakim zagrożeniu mówią, ale nie uzyskałam odpowiedzi – dodaje.
Co na to policja? - Ta pani poinformowała nas, że jej brat zachowuje się dziwnie, irracjonalnie, ale nikomu nie robił krzywdy. Nie przekroczył tym samym granicy, po której była konieczna bezzwłoczna reakcja policji - komentuje asp. szt. Roman Wieczorek z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
Młodsza z sióstr, która nie przeżyła napaści to 72-letnia pani Marta. Kobieta aktywnie działała w Podhalańskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku.
- Bardzo kochała zwierzęta. Przygarniała je często. Parę lat temu zaopiekowała się niewidomym psem chorym na cukrzycę. Robiła to za swoje pieniądze, a była na skromnej nauczycielskiej emeryturze – mówi Anna Lakwaj, prezes Podhalańskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Zakopanem.
Matka napastnika podkreśla, że łączy się w bólu z rodziną ofiar. - Bardzo mi żal tej rodziny, ale i jego. Nie wiem, jak on to zniesie, ile to będzie trwało. Bardzo go kocham i żałuję, że się tak stało. Współczuje tym ludziom, którzy przeżywają tą śmierć – mówi matka napastnika.
Andrzej Ł. usłyszał zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Tuż po zatrzymaniu, trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie zostanie przebadany. Nagranie ze zgłoszenia telefonicznego jego siostry trafiło do wydziału kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.