– Nigdy w życiu mu nie wybaczę i cieszę się z takiego wyroku. Ale ulgi nie czuję, bo brata nic mi nie zwróci. Mam tylko nadzieję, że on nikomu już krzywdy nie zrobi. Nawet w więzieniu – tak Adam komentuje wyrok dożywocia dla swojego brata. Brata – bratobójcy.
Braci było trzech: Marek, Marcin i Adam. Najmłodszy Marcina prawie nie zna.
– Widziałem się z nim może trzy razy w życiu. Kiedy pierwszy raz zabił, miał 19 lat. Trafił na 15 lat do więzienia. Ja wtedy byłem mały, o tamtej sprawie wiem tyle, co od ludzi – opowiada Adam i dodaje, że wszystkie wspomnienia związane z „tym” bratem są dla niego nieprzyjemne. – Znacznie bardziej byłem związany ze starszym bratem, który przez Marcina poszedł do piachu.
Mimo to kiedy Marcin M. wyszedł z więzienia i chciał zamieszkać w rodzinnym domu, obaj jego bracia zgodzili się na to. Adam miał chyba jednak złe przeczucia, bo zmienił pracę tak, by zamiast być w rozjazdach, wracać popołudniami i mieć wszystko na oku.
Nie zdążył zareagować
Po czterech miesiącach od wyjścia Marcina M. z więzienia w grudniu 2018 r. doszło do zbrodni. Z akt sprawy wynika, że feralnego dnia razem ze swoją partnerką Kamilą F. i bratem Markiem pojechali na zakupy. Wracając zatrzymali się na piwo w barze przy stacji paliw w Czemiernikach. Między parą doszło do sprzeczki. Powodem miała być zazdrość. Mężczyzna podejrzewał, że dziewczyna zdradziła go z bratem.
W pewnej chwili Marcin wywołał Marka na zewnątrz lokalu. – Kiedy ten wyszedł, Kamila F. kazała Marcinowi go zaatakować – ustalili śledczy.
Napastnik wbił nóż w czoło. Kolejny cios – w klatkę piersiową – sprawił, że zakrwawiony mężczyzna osunął się na ziemię. Nie miał szans na obronę. Nie zdążył nawet zareagować. Agresor i jego partnerka zabrali zakupy i poszli do domu. Po drodze Marcin zadzwonił pod numer alarmowy, ale w tym czasie karetka wezwana przez świadków była już w drodze. Nóż, którym zaatakował, wyrzucił po drodze do stawu. Nie zauważył jednak, że woda była zamarznięta. Policjanci łatwo znaleźli narzędzie zbrodni. Do zatrzymania doszło niespełna godzinę po napaści. Marcin M. miał prawie dwa promile alkoholu w organizmie.
Nie miał nawet honoru
Konający brat trafił do szpitala. Zmarł tej samej nocy. Podczas śledztwa Marcin M. przyznał się do zabójstwa, ale zapewniał, że go nie planował. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na dożywocie. O warunkowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się dopiero po 25 latach odsiadki. Z wyrokiem się nie pogodził. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego. Obrońca chciał, żeby rozpatrywać ją nie jako zabójstwo, a jako spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem była śmierć. Prokurator nie miał wątpliwości, że celem Marcina M. było zabójstwo. Dodał, że to człowiek bardzo zdemoralizowany. – Marcin nie miał nawet na tyle honoru, żeby przyjąć wyrok – komentuje dziś Adam.
– Podczas ostatniej rozprawy przeprosił pana, za to co zrobił. Będzie przebaczenie? – pytam.
– Nigdy nie przebaczę – mówi mężczyzna. – Nie wierzę w to, że jest szczery. Tak samo „szczere” były jego słowa, gdy przysięgał, że do nikogo już noża nie wyciągnie, a wyciągnął go na swojego brata.
Wątpliwości nie miał też Sąd Apelacyjny w Lublinie, który utrzymał we wtorek karę dożywotniego pozbawienia wolności. Punktowano, że sprawca działał z zamiarem pozbawienia życia. Świadczy o tym m.in. charakter sprawcy i jego kryminalna przeszłość; zadanie drugiego, bardzo precyzyjnego ciosu nożem; użycie narzędzia z długim, bo 8-centymetrowym ostrzu oraz nieudzielenie umierającemu bratu pomocy.
– Odchodząc Marcin M. rzucił jeszcze stronę brata słowa: „To moja kobieta, a nie twoja”, co wskazuje, że był zdeterminowany i działał pod wpływem impulsu związanego z zazdrością. To nie minimalizuje stopnia jego winy – mówiła uzasadniając wyrok sędzia Anna Grodzicka.
Dodała też, że kara dożywotniego więzienia, mająca na celu wyeliminować kogoś ze społeczeństwa jest niewątpliwie karą bardzo surową. – Marcin M. dopuścił się bratobójstwa. Dożywocie jawi się jako jedyna kara sprawiedliwa i zasłużona.