18 teczek z dokumentami zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. Dostęp do nich mieli jedynie pracownicy. Czy rzeczywiście akta walały się po śmietniku, jak twierdzi nasz Czytelnik?
Paczka
W paczce jest 18 teczek z wypełnionymi i podpisanymi ręcznie IPN-owskimi formularzami. Teczki opatrzone są nazwiskami wnioskodawców i numerami spraw.
Są czyste, niezniszczone, jakby dopiero co wyjęte z półki. Ich zawartość już na pierwszy rzut oka wygląda na oryginalną. To 6-stronicowe "Wnioski o udostępnienie dokumentów/zapytanie o status pokrzywdzonego” złożone do lubelskiego IPN przez mieszkańców Lubelszczyzny. Są opatrzone pieczęcią instytutu.
Wnioskodawcy ujawniają w nich swoje dane osobowe, a potem odpowiadają na pytania: czy i kiedy byli przesłuchiwani przez organy bezpieczeństwa, czy w ich mieszkaniu dokonano przeszukania, czy przeciw nim prowadzono postępowanie karne, czy byli pozbawiony wolności, czy prowadzili działalność niepodległościową.
Wśród 18 wnioskodawców znajdujemy nazwiska znanych działaczy "Solidarności” z Lubelszczyzny, dziennikarzy. Jest także były rektor KUL ks. prof. Andrzej Szostek. Wszystkie wnioski datowane są na wrzesień 2006 rok. Wniosek ks. Szostka nosi datę: listopad 2006. I jako jedyny zawiera załączniki.
Nie wierzę
Ksiądz opowiada nam, w jakich okolicznościach złożył swój wniosek do IPN. Przyznaje, że zrobił to w 2006 roku, potem otrzymał status pokrzywdzonego. Swój wniosek pamięta bardzo dobrze: mówi o załącznikach, które do niego dołączył. To dodatkowo uwiarygadnia otrzymane przez nas dokumenty.
- Jestem zdumiony i głęboko zaniepokojony. Coś takiego nigdy nie powinno się zdarzyć - dodaje ks. Szostek.
Oryginalność swojego wniosku potwierdza kolejny rozmówca. Mirosław Oleszczuk, szef Okręgowej Sekcji Kolejarzy NSZZ "Solidarność” przegląda formularz strona po stronie.
- Wszystko się zgadza. Moje dane, odpowiedzi, podpis. Dziś wypełniłbym go identycznie. Przecież ten dokument powinien wciąż być w IPN! - łapie się za głowę Oleszczuk. - Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
Niezniszczalne wnioski
- Wniosek wypełnia się w obecności pracownika IPN w trzech egzemplarzach. Dwa z nich zostają u nas, a trzeci u wnioskodawcy - tłumaczy Agata Fijuth, asystentka prasowa IPN w Lublinie.
Do marca 2007 roku wniosek liczył 6 stron, dziś liczy 5. Po wypełnieniu i podpisaniu formularza zaczyna się szukanie dokumentów w całym kraju. Kwerenda trwa ok. roku. - Dokumenty są potem u nas do wglądu. Można też wystąpić o kserokopie i zabrać je do domu - dodaje Fijuth.
Potem dokumenty trafiają z powrotem tam, skąd przyszły. Co dzieje się z dwoma egzemplarzami wniosków? Zostają w archiwum. Na zawsze. I nie mają prawa się stamtąd wydostać. Nikt nie może ich też zniszczyć. Wgląd do nich mają jedynie pracownicy IPN. I to wyłącznie ci, którzy zajmują się daną sprawą. - Nie ma możliwości, by opuściły IPN - mówi Fijuth. - To wykluczone.
Wyciek
Żeby ostatecznie potwierdzić oryginalność dokumentów, pracownicy IPN sprawdzają, czy nie brakuje ich w archiwum. Znajdują tzw. pierwsze egzemplarze. Ale brakuje drugich egzemplarzy.
Nie ma wątpliwości, że teczki z wnioskami wyciekły z archiwum.
Kiedy? W jaki sposób?
- Nie mamy pojęcia, jak to się stało. Nie mamy też żadnych podejrzeń, kto mógł je wynieść - mówi Agata Fijuth.
8 lat więzienia
Postępowanie wszczyna lubelska prokuratura. Podstawa to art. 54 Ustawy o IPN. - Osobie nieuprawnionej, która usuwa, niszczy lub ukrywa dokumenty z archiwum IPN, grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności - informuje Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Będziemy badać też kwestie ochrony danych osobowych