
Miała być druga wygrana u siebie w tym sezonie i przełamanie. A co było? Wysoka porażka z GKS Katowice 2:5 i ciąg dalszy kryzysu. Co po piątkowym meczu mówili trenerzy obu ekip?

Rafał Górak (GKS Katowice)
– Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty w meczu wyjazdowym. Mamy dwunastą kolejkę, a wygraliśmy po raz pierwszy. Z punktu widzenia budowania się w tabeli istotny okres także przed nami. Te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy je w kolejnych spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych i chciałoby się, aby drużyna dalej dobrze funkcjonowała. Często mówiliśmy o dobrej grze GKS, a punktów nie mamy tylu, ile byśmy chcieli. Dzisiaj dobre, mentalne w całości przełamanie. Baardzo dobre 30 minut, duża kontrola nad mecze i wydawał się, że jesteśmy an dobrej drodze. Nie jesteśmy jednak idealni. Niepokoi mnie 40 bramek, które padło w meczach z naszym udziałem. Z racji tego, że w drugiej połowie byliśmy skuteczni i wykorzystaliśmy wcale nie taką łatwą sprawę, bo nie zawsze strzela się trzy bramki grając w przewadze jednego zawodnika. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, za przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy. Musimy budować kolejne mecze, tylko w cierpliwej pracy i pokorze do tego, co robimy. Ekstraklasa bardzo mocno pędzi do przodu, a my nie jesteśmy w niej krezusami, dlatego w Katowicach musimy solidnie wykonywać swoją robotę. W poprzednim sezonie nie udało się wygrać z Motorem, dlatego cieszę, że tym razem to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego w kolejnych meczach.
Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Do straty drugiej bramki, szczególnie pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali ze sobą pierwszy raz, niewymuszone straty, bardzo proste błędy techniczne i 2:0 dla „Gieksy”. Chyba zeszło z nas całe ciśnienie, dlatego zagraliśmy najlepsze 25 minut w sezonie. Do bramki na 2-2 i potem złapaliśmy duży wiatr w żagle i czułem, że będzie to, o czym mówiłem na konferencji przed meczem. Potem czerwona kartka, chcieliśmy przetrzymać mecz przy stanie 2-2 do 70-75 minuty, a potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. Pierwsza akcja, pierwszy stały fragment i nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy są groźni ze stałych fragmentów. Musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Stwierdziliśmy, że większe szanse na gola są ze światła bramki, a nie na dalszym słupku. Pomyliłem się i taką bramkę straciliśmy, ostatni w strefie tego nie wyblokował. Potem weszliśmy w mecz, gdzie miałem jeszcze poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3-3, bo mieliśmy dobry moment. Niestety, nie strzeliliśmy. Jak jest 2-3 i gracz w dziesiątkę, to albo chcesz przegrać, jak najmniej, albo idziesz po bramkę. My poszliśmy, ale strzelał przeciwnik. Gratulacje dla rywali, wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki okres i musimy się wszyscy uderzyć w pierś i wziąć więcej odpowiedzialności za to, co się dzieje. Pretensje możemy mieć jednak tylko do siebie.
Straty piłki w pierwszej połowie...
– Są dwa typy trenerów, jedni będą udawali, że mają nad wszystkim kontrolę i sto pomysłów. Jako trener nie masz nad wszystkim kontroli. Drugi mówi szczerze, jak sytuacja wygląda. To są tak proste straty. Nie masz presji, masz piłkę przy nodze, nie jestem w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć, nie dlatego, że jestem bezradny, bo przegraliśmy, nie wiem z czego one wynikają.
– Tak samo jak nie miałem wpływu na te straty z początku, ale i na to, że nagle ruszyliśmy. Wpływ taktyczny miałem, bo strzelaliśmy, jak mieliśmy strzelać. Nagle jednak byliśmy w stanie transportować piłkę, od tych samych zawodników, którzy ją wcześniej tracili do skrzydłowych. Piłka nożna to jest kwestia wielu rzeczy, nie wszystkie jesteś w stanie kontrolować.
– Powiedziałem zawodnikom, że ja nie czuję do nich złości, frustracji, ani pretensji, bo wiem, że oni bardzo chcą. Mam takie poczucie, że wiele rzeczy ucieka nam przez prosty brak odpowiedzialności. Nie wynika on do końca z tego, że oni nie realizują zadań. Powiem na trzech przykładach, ale nie jest tak, że uwziąłem się na tych konkretnych zawodników. Jak wytłumaczyć wybicie na rzut rożny Jacquesa z Termaliką, albo drugą żółtą dzisiaj Kuby. Jak to racjonalnie wytłumaczyć? Jest ostatni moment pierwszej połowy, Motor schodziłby naładowany na przerwę, złapaliśmy rytm, już widziałem, że kibice nas niosą. Pierwszą kartkę rozumiem Kubę, ale druga? Jeden zawodnik próbuje podać do dziewiątki, a my cztery razy podajemy w ten sam sposób. Podajmy dwa razy inaczej. Przy pierwszej bramce piłka na nodze Arka, nie odbierajcie jednak tego, że strzelam do zawodników, tylko podaje przykłady. Piłka na nodze Arka po dośrodkowaniu, dlaczego my jej nie walimy na połowę przeciwnika i tam zakładamy pressing. Albo kolejny przykład, Bradly zabiera się dwa razy do tyłu, w sytuacji kiedy może iść do przodu, traci piłkę, a Gieksa jedzie. Jak strzelamy, to nagle zabieramy się do przodu, taka odpowiedzialność za to co każdy ma robić, a największa odpowiedzialność spoczywa jednak na mnie. Jestem zwolennikiem budowania od bramki, błędy taktyczne w obronie, jak ktoś nie przesunie, był za daleko, to moja odpowiedzialność, ale takie rzeczy indywidualne? Nie wiem, jak odpowiedzieć na takie małe straty.
Powrót do meczu?
– Zdecydowała większa celność podań. Plan był taki. GKS pressuje trójką w przodzie. Ofensywni pomocnicy zabiegają stoperów, a jedna z dziewiątek zamyka naszego środkowego pomocnika, wahadła też idą wysoko. My mieliśmy budować z pomocą Ivana 4+2, żeby jeden stoper schodził do środka, wtedy napastnik będzie miał dylemat, kogo wybrać. Jak zabiegały nas dziesiątki, to mieliśmy grać za plecy tego ofensywnego pomocnika, który zabiegał piłkę. Dzięki temu mieliśmy uwolnić piłkę do bocznego obrońcy, albo środkowego pomocnika. Jak to zrobili, to była ich decyzja. Tak strzelaliśmy bramki, bo byliśmy w stanie transportować piłkę od bramkarza, przez obronę, pomoc do dziesiątek. Na początku nie było odpowiedniego podania w te strefy, w które mieliśmy podawać.
Druga połowa...
– Po szybkiej bramce na 2:3 było parę fajnych, ciekawych akcji. Bramka na 2:4 padła z mojej perspektywy, dlatego, bo ja chciałem, żebyśmy zagrali va banque, żeby zawodnicy poszli już mocno pressować, dlatego pojawiło się miejsce w środku, które wykorzystał Nowak czy Błąd. Ryzykujesz, albo odbierzesz i masz kontrę, a jak nie, to mogą z tego coś zrobić i tak się stało. Najbardziej mam pretensje o szybko straconą bramkę, nie powinniśmy jej stracić po stałym fragmencie, kiedy jesteśmy 9, 10 zawodnikami pod piłką.
Jakość kadry nie jest problemem?
– Ja jestem trenerem Motoru i ja muszę wykrzesać maksa z ludzi, których mam. Łatwo mieć do nich pretensje w trudnych momentach, ale ja dzisiaj ich nie mam. Każdy z nich daje takiego maksa, jakiego ma. Myślę, że powinniśmy uderzyć się w pierś i zastanowić, ja powinienem, jakie błędy popełniłem, że punktujemy, jak punktujemy. Nad tym chce myśleć, bo na to mam wpływ. Jeżeli zacznę się zastanawiać nad innymi, zewnętrznymi rzeczami, to nie chciałbym, żeby stało się coś, co nie będzie dobre dla Motoru.
Jaki pomysł na wyjście z kryzysu?
– Powiem szczerze, że chce kontynuować, co zacząłem dwa tygodnie temu. Wiem, co się będzie działo, że spadł mi sufit na głowę, że jest tragedia, ale dzisiaj każdy, kto patrzy na futbol głębiej i spojrzy na pewne rzeczy, to zobaczy, że jest się o co zaczepić.
