Słabszą dyspozycją w dniu meczu Budowlani Lublin mogą przekreślić cały rok ciężkiej pracy
Szósty czerwca może zapisać się w historii lubelskiego klubu bardzo negatywnie. Stanie się tak, jeśli w sobotę ekipa z ul. Krasińskiego, w meczu ze Skrą Warszawa nie odrobi straty 12 punktów i nie awansuje do ekstraligi. A z takim zamiarem Budowlani przystępowali do obecnych rozgrywek w I lidze.
Wiosną ubiegłego roku lublinianie nie wytrzymali konkurencji i pożegnali się z elitą polskiego klubowego rugby. – Nie mamy się nad czym zastanawiać, od pierwszego meczu będziemy walczyć o wygranie I ligi i powrót do elity – zapowiadał trener Sebastian Berestek.
– Awans do ekstraligi byłby wspaniałym prezentem na jubileusz 40 lat istnienia naszego klubu – dodawał nie tak dawno, przy okazji meczu Polska-Ukraina rozegranego na Arenie Lublin, wychowanek i kapitan Budowlanych Stanisław Powała-Niedźwiecki.
Młody, na dorobku i bardzo ambitny szkoleniowiec szedł z zespołem jak burza. W sezonie zasadniczym Budowlani ogrywali rywali jak tylko chcieli. Byli bliscy zdobycia stu punktów, jak w meczu z Alfą Bydgoszcz (98:0), ale też zwyciężali minimalną różnicą, jak 42:40 z Legią. Jedynym zespołem, który zdołał zastopować lublinian była stołeczna Skra. I to właśnie piętnastka z Warszawy stanęła na drodze na szczyty. Co gorsze, na finiszu wyprzedziła lublinian w klasyfikacji i otrzymała przywilej rozgrywania decydującego spotkania finału na swoim boisku.
W pierwszym meczu, rozegranym w Lublinie, gospodarze nie zaskoczyli swoich kibiców, jak też przeciwnika. Forma była daleka od tej, którą prezentowali w sezonie zasadniczym. – To nie jest nasz dzień, zupełnie nam nie idzie – mówił z grymasem na twarzy Jacek Zalejarz, prezes Budowlanych. – Gubimy piłkę, przegrywamy auty i młyny, tracimy bardzo głupio punkty.
Co się stało? – Brak spokoju, za nerwowo, bez pomysłu i zbyt chaotycznie – tak wyglądała nasza gra w sobotę – ocenia Stanisław Powała-Niedźwiecki.
– Nie tak sobie zakładaliśmy. Zupełnie niepotrzebnie wybieraliśmy takie warianty gry, w których byliśmy słabsi. Dopiero w drugiej połowie zaczęliśmy grać to, co było naszym założeniem, czyli szeroko, szybko z wykorzystaniem gry ręką – analizuje mający 20 lat i już grę w lidze francuskiej Grzegorz Szczepański.
– Na pewno nie usztywniła nas ranga tego finału – zapewnia trener Berestek. – W jeden dzień nie zapomnieliśmy jak gra się w rugby. Musimy solidnie przepracować tydzień, który poprzedza spotkanie rewanżowe i powinno być dobrze. Nadal wierzę w moich zawodników i jestem pewien, że nie poddamy się.
– Panowie, nie ma obijania, przez tydzień zasuwamy na maksa. Ekstraliga będzie nasza – mówił do swoich kolegów jeden z zawodników Budowlanych w tzw. mobilizacyjnym kółeczku, bezpośrednio po sobotnim spotkaniu.