ROZMOWA Z Iwoną Niedźwiedź, rozgrywającą MKS Selgros Lublin
- Rozmowę z panią wypada rozpocząć od pytania o zdrowie. Co z kontuzjowanym kciukiem?
– Niestety, w tej materii nie ma zmian. Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy wrócę na boisko. Jest pan już czwartym dziennikarzem w ostatnich dniach, który pyta mnie o stan mojej dłoni. To nie jest najłatwiejszy okres, a ta bezczynność jest bardzo frustrująca. Na przełomie września i października jadę na konsultacje, wtedy powinnam wiedzieć nieco więcej.
- Za MKS Selgros Lublin pracowity okres przygotowawczy. Iwona Niedźwiedź w wakacje też nie próżnowała, bo pani głos można było usłyszeć w TVP przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jakie ma pani wrażenia po tej przygodzie?
– To nie była dla mnie nowa rola, bo mecze dla telewizji komentuję od 2007 roku, kiedy w Polsacie pracowałam przy okazji mistrzostw Europy. W tej roli czuję się znakomicie, a przy okazji pomaga mi to wypełnić pustkę, którą odczuwam w czasie leczenia kontuzji. Walczę o powrót do sportu. Przez wiele lat mój dzień był wypełniony treningami. Tego rytmu teraz nie ma. Rehabilitacja trwa 1,5 godziny i odbywa się zazwyczaj rano. Co mam później robić? Nie lubię bezczynności, dlatego oddałam się komentowaniu spotkań. Nie założyłam rodziny, nie mam dzieci, więc dysponuję wolnym czasem. Cieszę się, że wiele osób mówi, że miło się mnie słucha. W poniedziałek będę komentować turniej IHF Super Globe, gdzie wystąpi VIVE Kielce.
- W sobotę rusza nowy sezon Superligi. Czy MKS Selgros znowu zdobędzie tytuł mistrzowski?
– Uważam, że będzie to dla nas jeden z najcięższych sezonów w historii. Nie chodzi mi tu o nasze transfery. Istotny jest fakt, że rywale naprawdę się wzmocnili. Znowu mocne jest Zagłębie Lubin, skład utrzymała Pogoń Baltica Szczecin, a bardzo silną drużynę ma Vistal Gdynia. Ciekawe Brazylijki oraz Joanna Szarawaga, która ostatnio grała w Lublinie, to może być mieszanka, która może sprawić, że Vistal do samego końca będzie pozostawał w grze o mistrzostwo Polski. W przypadku MKS Selgros wiele będzie zależało od tego, czy uda się nam zakwalifikować do Ligi Mistrzyń. Jeżeli tam się dostaniemy, to obciążenia w tym sezonie będą olbrzymie. Myślę jednak, że turniej w Elblągu pokazał, że znowu jesteśmy mocne. Szkoda tylko, że kolejny sezon rozpoczynamy z kilkoma kontuzjami.
- Jak ocenia pani nowy system rozgrywek, w którym nie ma już fazy play-off?
– Przede wszystkim nie ma już marginesu błędu, a każdy mecz jest bardzo istotny. Na pewno jest więcej grania, co nie jest dla nas korzystne. Nie ma jednak co biadolić, bo na system rozgrywek nie mamy wpływu. W końcowych momentach najważniejsze będzie doświadczenie, a tego nam nie brakuje.
- Dochodzą jeszcze zmiany w przepisach gry. W czasie turnieju olimpijskiego w Rio de Janeiro widać było, że piłka ręczna teraz wygląda nieco inaczej.
– Największą zmiana dotyczy wycofywania bramkarza. Zespoły korzystają teraz z tej możliwości bardzo często. To niesie za sobą spore ryzyko, bo w przypadku jakiegokolwiek przechwytu piłki przez rywalki, kończy się to najczęściej stratą bramki. Kibice jednak mają fajną zabawę i czekają czy bramkarz lub inny zawodnik przerzuci całe boisko. W mojej ocenie, najlepszy jest przepis dotyczący gry pasywnej. Sześć podań, które można wykonać przy sygnalizacji przez sędziów sprawia, że arbitrzy nie mają pola do interpretacji. I bardzo dobrze, bo właśnie ten element powodował najwięcej sporów.