Rozmowa z Filipem Putem, koszykarzem Polskiego Cukru Start Lublin
- Poprzednio mieliśmy okazję rozmawiać podczas finału Lotto 3x3 Liga, gdzie reprezentował pan barwy GTK Gliwice. Czy spodziewał się pan wówczas, że trafi do Lublina?
– Nie. Reprezentowałem wówczas GTK Gliwice i myślałem o tym, co jest tu i teraz.
- To dlaczego zdecydował się pan na Lublin?
– Skończył mi się kontrakt w Gliwicach i szukałem drużyny, która będzie chciała grać o awans do fazy play-off. Ważna była też postać trenera Artura Gronka. Spotkałem go kiedyś na zgrupowaniu kadry B i pojechaliśmy razem na turniej w Chinach. Spodobała mi się współpraca z nim, dlatego ucieszyłem się na możliwość współpracy. Szybko doszedłem do porozumienia ze Startem.
- Czy Start z drugiej połowy meczu z Legią Warszawa, to ta drużyna, którą będziemy oglądać w trakcie sezonu Orlen Basket Ligi?
– Pierwsza połowa meczu z Legią była słaba. Minimalna presja wjechała do naszych głów. Jesteśmy nowym tworem i każdy chciał się pokazać przed swoimi kibicami. W szatni jednak ochłonęliśmy i wróciliśmy do tego co potrafimy grać. Myślę, że w drugiej połowie pokazaliśmy właśnie taką koszykówkę, jaką chcemy grać. Była w niej jeszcze masa błędów, ale sparingi są po to, żeby uczyć się jak wyeliminowywać błędy.
- Bardzo dobrze wyglądała współpraca Jabrila Durhama i Barreta Bensona.
– Durhama trzeba pochwalić. On nadaje nam ton zarówno w ataku, jak i obronie. Trener Artur Gronek niejednokrotnie pokazuje nam na video, że chciałby, aby każdy zawodnik za nim podążał. Benson z kolei to pokaźny gość. Wiele osób uważało go w poprzednim sezonie za jednego z najlepszych centrów w lidze. Myślę, że będzie postrachem w lidze zarówno w obronie, jak i ataku, gdzie może kończyć znakomite dogrania od Durhama.
- Gdzie w tym wszystkim jest miejsce Filipa Puta?
– Do powrotu Romana Szymańskiego będę dużo pomagał na pozycji numer 5. To nie jest dla mnie nowość, bo w wielu drużynach grałem na niej w momencie, kiedy były problemy kadrowe. Trener Artur Gronek pokazywał mi w jaki sposób mogę pomóc drużynie grając na tej pozycji.
- Pan jednak lepiej czuje się przodem do kosza...
– Tyłem też jest dobrze, ale grając przeciwko zawodnikom z pozycji numer cztery. W lidze jest paru większych gości ode mnie i oni mają olbrzymie zasięgi. To pewna przeszkoda, bo siły na pewno się nie boję. Takich centrów mogę zaatakować swoją mobilnością.
- Jak to jest z chemią w zespole?
– Dużo dał nam wspólny wyjazd na Litwę. Zagraliśmy tam trzy sparingi z poważnymi drużynami. Spędziliśmy ze sobą kilka dni widząc się w autobusie, hotelu czy na posiłkach. W takich warunkach najlepiej tworzy się chemię. Widzę, ze jest ona odpowiednia w tym zespole.
- Jakie są w takim razie cele Startu na ten sezon?
– Nie chcę składać górnolotnych deklaracji. Jest zalążek drużyny i widać, że zawodnicy są głodni gry i wyniku. Nikt nie chce wyróżniać się cyferkami. Myślę, że to będzie dobry sezon dla Lublina.