

Gdyby nie polscy piloci i mieszkańcy niewielkiej lubelskiej miejscowości, nikt by dzisiaj nie wiedział, że to w Woli Osowińskiej pod Radzyniem Podlaskim urodził się założyciel i pierwszy dowódca Dywizjonu 303. Polskie władze skutecznie wymazały pułkownika Zdzisława Krasnodębskiego z kart historii. Ale ludzie nie zapomnieli.

Jego ojciec, Zdzisław Jan, był potomkiem powstańca listopadowego, Józefa Krasnodębskiego. Dobrze wykształcony, obieżyświat. Do majątku w Woli Osowińskiej sprowadzał ze świata egzotyczne gatunki roślin i drzew, a pałacowy ogród urządził na wzór francuski.
Zdzisław urodził się 10 lipca 1904 roku. Nie nacieszył się długo dzieciństwem. W wieku 16 lat wstępuje na ochotnika do 201 Pułku Piechoty i w 1920 roku bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Po wojnie dostaje się do Lwowskiego Korpusu Kadetów. Mierzący zaledwie 164 cm Krasnodębski otrzymuje piątą lokatę na 60 kadetów. Po maturze w 1925 roku wstępuje do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie.
Odbywa kursy pilotażu w Dęblinie i Krakowie, bierze udział w zawodach pilotów myśliwskich w Grudziądzu. Pnie się w górę. 1 września 1939 roku dowodzi III Dywizjonem Myśliwskim, a 17 września, po zawziętej walce powietrznej z Niemcami 10 ocalałych samolotów Dywizjonu przekracza granicę rumuńską, a potem francuską. Do czerwca 1940 roku walczy w Dywizjonie Francuskim.
Po upadku Francji Krasnodębski przedostaje się do Anglii i organizuje dywizjon myśliwski oparty na polskich pilotach. Dokładnie 85 lat temu, 31 sierpnia 1940 roku, polski Dywizjon, który otrzymuje nr 303 wyrusza do swojej pierwszej akcji w Bitwie o Anglię.
"Na moją interwencję władze angielskie zgodziły się na nadanie Dywizjonowi imienia Tadeusza Kościuszki i na namalowanie odznaki Kościuszki na kadłubach samolotów” – pisał Krasnodębski we wspomnieniach.
Zdzisław Krasnodębski jest pierwszym dowódcą Dywizjonu 303, który w ciągu zaledwie kilku pierwszych dni września wykonuje 6 lotów bojowych na niebie Anglii zakończonych sukcesem.
6 września 1940 roku jego myśliwiec zostaje zestrzelony. Wyskakuje w płonącym ubraniu, kilkaset metrów nad ziemią odbezpiecza spadochron. Ciało ma poparzone w 70 procentach. W szpitalu w East Grinsteadgenerał Sikorski dekoruje go Krzyżem Virtuti Militari.Na swojego następcę w dowodzeniu Dywizjonem 303 płk. Krasnodębski wyznacza przyjaciela Witolda Urbanowicza.
Kiedy kończy się wojna Zdzisław ściąga do Anglii żonę Wandę, działaczkę AK, uczestniczkę Powstania Warszawskiego. Zdzisław jest sławny na Zachodzie, dostaje intratne propozycje pracy. Odmawia. Uważa, że w Jałcie Amerykanie i Anglicy zdradzili Polskę. W komunistycznej Polsce tym bardziej nie widzi dla siebie miejsca. Zresztą – z wzajemnością. Wyjeżdża z żoną do RPA, gdzie pracuje jako taksówkarz. W 1951 emigrują do Kanady, nigdy nie przyjeżdżają do Polski. Zdzisław aż do swojej śmierci w 1980 roku bojkotuje komunistyczne władze.
A Polska milczy na temat znakomitego pilota, jakby nigdy nie istniał.
W 2006 roku jadę do Woli Osowińskiej na zaproszenie Andrzeja Koska, ówczesnego dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury w Borkach. Spotykamy się w starym, pięknym parku w Woli Osowińskiej. To tutaj wychował się Zdzisław Krasnodębski.
– Pierwszy raz usłyszałem o nim w dzieciństwie, drugi raz w wojsku. A potem ksiądz Tkaczuk z Sobieszyna powiedział mi: Ty wiesz, że to z naszej Woli Osowińskiej pochodzi legenda polskiego lotnictwa? Wielki, zapomniany Polak – mówił Andrzej Kosek.
Kosek ma już wtedy zgromadzone dziesiątki materiałów na temat płk. Krasnodębskiego: zdjęcia, wspomnienia, artykuły z kanadyjskiej prasy. Nawiązał współpracę z polskimi pilotami, którzy od lat śledzili historię Zdzisława Krasnodębskiego. Daje mi do nich kontakty, zapowiada wielką wystawę.
– To postać wybitna, a za nim idzie historia europejskiego lotnictwa, historia II wojny światowej – mówił mi w 2006 pilot Stanisław Basiak, pilot LOT-u roku. – Dlatego my nigdy nie zapomnimy. I zrobimy wszystko, żeby przywrócić tej postaci należną jej godność i honory.
Wszyscy dotrzymali słowa.
W 2010 roku szkoła w Woli Osowińskiej otrzymuje imię płk. Zdzisława Krasnodębskiego. Powstaje tu Izba Pamięci ze wszystkimi pamiątkami zgromadzonymi przez pilotów i pasjonatów lotnictwa. Na budynku GOK w Borkach widnieje muraw z postacią pułkownika na tle myśliwca. – My tym tutaj wszyscy żyjemy, a najbardziej młodzi ludzi – mówi mi Agnieszka Zając, dyrektorka Zespołu Placówek Oświatowych w Woli Osowińskiej.
W 2014 roku urny z prochami Zdzisława i Wandy Krasnodębskich sprowadzili z Kanady do Polski weterani Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie. Uroczysty pochówek odbył się na warszawskich Powązkach Wojskowych z należnymi honorami. Każdego roku we wrześniu do Woli Osowińskiej pod Radzyniem Podlaskim zjeżdżają najwyższe władze państwowe, wojskowe i elita polskiego lotnictwa. Oddają hołd płk. Zdzisławowi Krasnodębskiemu. W tym roku już po raz 15.
Historia zatoczyła koło. Z wielkiego świata wróciła do małej Woli Osowińskiej. Dzięki ludziom , którzy nie pozwolili Polsce o niej zapomnieć.
Kontakt do autorki: magdabozko@poczta.onet.pl
